Rozdział 2 - Stepy akermańskie

185 8 4
                                    

Wysiedliśmy z samochodu na jakimś zajeździe w lesie, żeby rozprostować nogi. Profesor przeciągnął się i zaczął odrywać tego siwego bobra z twarzy. Byłam zaskoczona. Bez tego bobra wydawał się piękny i o dziwo młody. Miał idealnie gładką, jasną cerę a pod siwym tupecikiem gęste brązowe włosy.
- Miałem już tego dość - powiedział a ja patrzyłam na niego z otwartymi ustami ze zdziwienia. Wyglądał na góra 25 lat. Miał piękne jasnomiodowe oczy. Jak ktoś tak młody mógł być profesorem?
- Ty nie możesz być profesorem - powiedziałam odważnie przez płynący we krwi alkohol.
- Bo nim nie jestem. To obraza majestatu. Jestem wieszczem.
- OMG PRAWDZIWEK?
- Dzisiejsza młodzież jest bardzo ograniczona.
-No ej :( Poza tym sam jesteś młodzieżą. Na pewno jeszcze nie skończyłeś studiów.
- Skończyłem je 27 razy z tytułem magistra - powiedział, po czym oddalił się od pojazdu, klucząc go guzikiem. Pobiegłam za nim.
- Magistra czego? - spytałam.
- Uniwersytetu ginekologicznego, Wyższej Szkoły robienia hałasu i Rozbudowanej znajomości epoki romantyzmu. A do tego to ja stworzyłem całą polską literaturę. Tylko dzięki mnie ten kraj w ogóle posiada jakąś kulturę. To o mnie wszyscy uczą się w szkołach. O mnie i tylko o mnie. A że się kocham to sam o sobie uczę.
Zakręciło mi się w głowie od promili w mojej krwi.
- Szpanerrr! - wrzasnęłam. - I kłamca.
On tylko westchnął i się zaśmiał.
- Trzeba cię odstawić do auta, chyba bimber ci szkodzi - powiedział zaskakująco młody profesor, który nie jest profesorem.
- Nie możesz być profesorem - powiedziałam spokojniej. - Jak więc mam się do ciebie zwracać?
- Adam - rzekł podając mi rękę. - Po prostu Adam.
- I chyba nie zmierzamy na konkurs, co?
- Niestety, nie mylisz się.
- Czy to próba gwałtu w krzakach? - OMG to koniec, on mi coś zrobi.
- Dziewczyno, jesteś płaska jak słup energetyczny, bez tej wyobraźni. Znałem kiedyś kogoś z taką wybujałą wyobraźnią. Zwał się Juliusz, totalny chuj i nieudacznik. Lepiej mi go nie przypominaj.
- I tak wiem, że tego chcesz - powiedziałam potrząsając świeżo rozpuszczonymi włosami. W szkole miałam sporo wielbicieli. I nie wątpię że on mnie kocha i dlatego mnie tu przywiózł.
- Litości młoda - powiedział Adam zrzucając pullover przez głowę i ukazując czarną, lekko rozpiętą koszulę. Miałam ochotę rozpiąć ją całkiem. Skoro nie jest profesorem to zdecydowanie mogę stwierdzić, że mi się podoba. I pewnie mnie tu zabrał bo mu się spodobałam. Rozgryzłam go.
Kiedy to sobie uświadomiłam zaczęłam się śmiać. Wyszłam sobie dalej w stronę pola, zeby poczuć promienie słońca na skórze. Zobaczyłam ładnie kwitnące kwiaty, chyba lilie. Dotknęłam jednego żeby go zerwać a wtedy rozstąpiła się podemną ziemia. Pamiętam tylko krzyk Adama.

Upojona przez wieszczówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz