W drodze do Krakowa czytalam sobie książki polecane przez Adama i tak zaczęłam nową epokę "Zbrodnią i Karą". Nie mój klimat, ale chyba fajnie tak liczyć kroki. Też tak zacznę robić. I będę bardzo szczegółowo opisywać swoje życie niczym kobieta godna wieszcza. Adam byłby dumny, w końcu jest profesorem.
***
Zygmunt nie chciał iść na Wawel bo mówił ze jest skażony wieszczowskimi pielgrzymkami. Wiem ze nie szanuje Adama Mickiewicza i Juliusza Słowackiego. Ale ja chciałam tam iść. Dlatego właśnie podłączyłam się pod wycieczkę gimbów w oczojebistycznych kamizelkach, kiedy Zygmunt poszedł ze swoim kamerdynerem kupować nowy frak. Mialam juz go trochę dość, bo ciagle narzekał, że ojciec nie puścił go na koncert Metalliki.
No i nadal nie byliśmy na lunchu bo on jest jakimś eco bio weganinem i wszystko mu nie pasuje. Je tylko plankton. Jak to mawia mój ulubiony nauczyciel: przydałaby mu się noga kuraka.
W końcu wbiłam na ten Wawel. Żeby mi się to udało musiałam kupić czoker. Bo przecież zaczęłam już liceum więc jestem bardzo dojrzała. Ale przynajmniej moje superstary pasowały. Ale te głupie kretynki tez miały superstary. Hejtuję to. I w sumie nie było nic ciekawego w samym zamku. Coś tam o arrasach i takich tam. No i ten dzwon Ryszarda czy jakoś tak. Ryszarda? W sumie nie wiem. Ale wydaje mi się że Ryszarda. Ryszard to takie godne imię. Nawet godne wieszcza. Ale nie było przecież wieszcza Ryszarda. Może namówię swojego przyszłego chłopaka wieszcza na syna o tym imieniu.
Ciekawie zaczęło się robić kiedy w kaplicy Wawelskiej zeszłam do krypty wieszczów. Prawdziwy Adam Mickiewicz i Juliusz Słowacki. I nawet Norwid. Znaczy poznałam Julka ale zastanawiam się czy to nie gejowska podróbka. W sumie nie wiem. W każdym razie jedna laska dotknęła palcem jego sakrofag a nawet zaczęła piszczeć jak to zrobiła.
- Zostałam skażona poetyckim natchnieniem - zawołała.
- Aha - powiedziałam. - A ja się całowałam ze Słowackim.
- Co? - powiedziała jakaś wychudła brunetka w jeansowej kurtce. - Całowałaś ten pomnik?
- Yyyy - powiedziałam a potem się zmyłam bo jakaś przewodniczka zaczęła na mnie patrzeć.
***
Zygmunt długo nie chciał się zgodzić na obiad. W końcu dał mi chwilę na Kazimierzu podczas gdy jego kamerdyner pobiegł po jakąś bio papkę dla niego. Siedziałam sobie na terenie żydowskiej rzeźni i jadłam belgijskie frytki. Nagle ktoś do mnie przybiegł.
- Cześć, jestem Oskar - powiedział chłopak wyciągając do mnie rękę. Był blondynem z postawionymi włosami i w czerwonej koszulce. Również podałam mu dłoń. - Mogę frytkę? - dokończył.
Byłam zdziwiona, ale odparłam:
- Jasne.
Zygmunt patrzył na mnie wyczekująco. Pokręciłam glową. W tym czasie domniemany Oskar zdążył się oddalić.
- Ciekawe miasto - skwitowałam i wróciłam do swoich frytek. Nadal byłam głodna więc zaciągnęłam Krasińskiego na mega dobre lody.
- Chcesz nocować na Wawelu? - spytał patrząc mi w oczy. Byliśmy na trawie nieopodal Wisły.
- Nie widziałam, że tak wolno.
- Nie wolno - powiedział. - Ale kto wieszczowi zabroni? Artysta może mieszkać wszędzie.
Rozejrzałam się wokół. Ten wyjazd był świetny od strony wieszczowskiej. Szukałam wieszczów wszędzie gdzie się dało. Jedna lasia, która przechodziła obok nas miała nawet przypinkę z Mickiewiczem. A na rynku był jego pomnik. I ulica trzech wieszczów. Zygmunt zabrał mnie na przejażdzkę białą dorożką. Miałam już dość koni. Konie śmierdzą. A żeby tego było mało z przodu siedziała jakaś lasia w kapeluszu i Zygmunt się na nią ślinił. Ohyda. Czemu ja nie mogę mieć normalnego chłopaka wieszcza? Czemu wszyscy to takie zboki?Wyjazd oceniam chujowo, bo nawet nie widziałam Teatru Juliusza Słowackiego. Ale skąpy Zygmunt zainwestował w sukienkę dla mnie. Króciutką i czerwoną. Zachowam na pamiątkę jako prezent z pierwszego wyjazdu z wieszczem.
CZYTASZ
Upojona przez wieszczów
FanfictionJestem typową szesnastolatką, kochającą literaturę, która dała się oczarować polskim wieszczom.