- 11 -

624 28 0
                                    

Tamtego dnia pogoda robiła chyba dalej wszystkim na przekór. Od tygodnia nie przestawało padać i nie zanosiło się, aby cokolwiek miało się zmienić. Chcieliśmy z Luke'iem przestać siedzieć w domu i wyjść gdzieś razem, bo przez kłótnię nie mieliśmy na to czasu, ani okazji. Ale akurat wtedy zaczął się etap ulew. Odechciało nam się gdziekolwiek ruszać i tak naprawdę poruszaliśmy się tylko z supermarketu do domu, z uczelni do domu i z sklepu, w którym pracował Hemmings, również do domu. Obejrzeliśmy już chyba wszystko, gdzie mieliśmy jakieś zaległości i powoli nie mieliśmy już na czym się zatrzymać, bo wylądowało w statusie up to date.

Wtedy akurat stałam na przystanku i czekałam na autobus. Spóźniał się i to dosyć długo, co wcale mnie nie pocieszało. Dzwoniła do Luke'a, ale on też nie odbierał. Nie pamiętałam niestety, czy był jeszcze w pracy, czy już z niej wrócił, więc nie byłam pewna, czy ma się jakoś usprawiedliwić czy nie. W dodatku robiło mi się coraz bardziej zimno. Rano zaspałam i w pośpiechu zabrałam ze sobą na uczelnię tylko zwykłą, skórzaną kurtkę, a ona niestety nie ogrzewała na tyle, na ile bym chciała, aby to robiła i robiłam wszystko, aby tylko nie dygotać i nie szczękać zębami. W myślach marzyłam już o ciepłej herbacie i kocu w domu. Owinęłam cię szczelniej materiałem, starając się ukryć za ścianką przed wiatrem. Miałam nadzieje, że nie rozchoruje się przez to wszystko, bo nie miałam ochoty nadrabiać wszystkich zaległości z uczelni. 

Tupałam stopą o chodnik w dosyć rytmiczny sposób. Piosenka, jaka płynęła przez słuchawki do moich uszu niezbyt mi się podobała, ale nie miałam siły szukać w torebce telefonu, aby ją przełączyć. Postanowiłam po prostu przeczekać, aż się skończy. Wzięłam oddech, rozglądając się dookoła. Ludzie, którzy stali obok mnie na przystanku nie zwracali za bardzo na siebie uwagi, a inni studenci byli pogrążeni w jakimś medycznym temacie. Na szczęście się nie przekrzykiwali. Westchnęłam ciężko pod nosem, zastanawiając się ile jeszcze będę musiała czekać, ale wtedy David pojawił się jak zbawienie zesłane z niebios. 

Czarny, smukły samochód wsunął się na występ w drodze specjalnie przygotowany dla autobusu. Przyciemniona szyba odsunęła się i ze środka wyjrzał mój sąsiad. Mogłam i nadal mogę wam przyrzec to, że spodziewałam się dosłownie każdego, ale nie jego. Dosłownie. Zmarszczyłam brwi, kiedy nachylił się, aby posłać mi uśmiech. Miał na sobie garnitur. Pewnie wracał z pracy. 

- Cześć, April - przywitał się miło. - Podwieźć cię? 

- A to nie będzie problem?

- Przecież mieszkamy w tym samym miejscu - zaśmiał się, a później usadowił z powrotem na siedzeniu. - Wskakuj. Nie będziesz przynajmniej dłużej marznąć - puścił mi oczko, a ja westchnęłam z ulgą. Pokonałam odległość, jaka dzieliła mnie od samochodu i wsunęłam się na siedzenie. 

- Dziękuje - spojrzałam na niego, zapinając przy okazji pas. Nie wiedziałam za bardzo, co jeszcze powiedzieć, więc po prostu wzięłam oddech i oparłam się o fotel. 

- Nie ma za co - zacisnął dłonie na kierownicy i uśmiechnął się do mnie. - Trzeba sobie pomagać, prawda?

- Prawda - odwzajemniłam gest, zakładając przy okazji kosmyk włosów za ucho. - Nie chce, abyście myśleli z Charlie, że jesteśmy jacyś dziwni z Hemmingsem. On po prostu jest typem zazdrośnika i to wszystko - dodałam, chichocząc. Nie miałam okazji porozmawiać z Davidem od tamtej kolacji, więc nie za bardzo wiedziałam, jak mam się zachować. Postanowiłam jednak to wyjaśnić, aby nie wytworzyła się pomiędzy nami żadna bariera. 

- W porządku, nic się nie stało - machnął ręką, gdy jechaliśmy do domu. - Rozumiem. Poza tym, ja i Charlie przerabiamy to co jakiś czas. A nawet codziennie. Ja zaczepiam ją o pracowników u Claytona, a ona mnie o pracownice w firmie - zaśmiał się, kręcąc głową. 

- I potraficie się nie kłócić?

- Kłócimy się, ale u choleryków kłótnia nigdy nie trwa dłużej niż parę godzin - wzruszył ramionami, jakby to nie było nic takiego. Cóż, dla nich pewnie nie było. A ja nie sądziłam, że kiedykolwiek będziemy tak potrafić z Hemmingsem. 

Dalej zaczęliśmy rozmawiać już o zupełnie innych rzeczach. Nieco bardziej przyjemnych i za nim się obejrzałam, dojechaliśmy do domu. David zaparkował na swoim miejscu i wysiedliśmy z pojazdu, w którym zrobiło się przyjemnie ciepło. Całkiem miło było otworzyć usta do kogoś, kto nie jest moją przyjaciółką, czy moim chłopakiem i miałam nadzieje, że David uważa to samo. 

Wspięliśmy się schodami na nasze piętro. Po drodze zaczęłam szukać kluczy, ale zmartwiło mnie to, że nie było ich w kieszonce, w którą zawsze je wrzucałam. Zatrzymałam się nawet w pół kroku, aby się upewnić, ale nigdzie ich nie było. Westchnęłam ciężko, zastanawiając się, czy w ogóle je wzięłam i dotarło do mnie, że prawdopodobnie tego nie zrobiłam i teraz będę musiała czekać na Hemmingsa, jeśli nie ma go w domu, ale nie widziałam samochodu, co oznaczało, że go nie było. 

- Coś się stało? - zaczął David, unosząc brwi. Spojrzał na mnie dociekliwie. 

- Zapomniałam kluczy - westchnęłam, przeczesując palcami włosy. - Nie mam jak wejść, a nie mam pojęcia, kiedy Luke wróci. Będę musiała tu siedzieć przez cały ten czas - dodałam, gdy znaleźliśmy się już na swoim piętrze.

- Może wpadniesz do mnie, co? - zaproponował, przekręcając zamek w drzwiach. - Bez sensu, abyś tu siedziała, skoro ja będę w domu. Zrobię ci herbaty na rozgrzanie, co? - dodał, znów uśmiechając się do mnie.

- No nie wiem - podgryzłam wargę. Luke mógł się o tym dowiedzieć i wolałam nie ryzykować. Dopiero się pogodziliśmy. Nie chciałam od razu tego psuć. - Nie chce dawać Luke'owi jakiegoś powodu do spięcia.

- Przecież to nic takiego - otworzył drzwi i stanął na progu, aby w razie czego przepuścić mnie przodem. - April, naprawdę. Możesz mi zaufać. Nie mam złych zamiarów i nic od ciebie nie chce. Po prostu proponuje ci sąsiedzką pomoc. Zmarzniesz i się pochorujesz, jak będziesz siedzieć na zimnych schodach, w zimnej klatce schodowej, a to ci nie jest potrzebne, prawda?

- No nie - uległam i niepewnie weszłam do ich mieszkania. - Mam nadzieje, że Charlie nie będzie mi mieć tego za złe.

- Na pewno nie, możesz mi wierzyć.

~*~

myślę, że możecie spodziewać się tu za niedługo jakiegoś maratonu:)

roommate • hemmingsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz