- Pada, czy tylko mi się przewidziało- spytałam, gdy weszliśmy na szczyt górki.
- Może się oplułaś- uśmiechnął się.
- Może ty mnie oplułeś.
Wędrowaliśmy dalej, aż do momentu kiedy niebo nad nami nabrało ciemnych barw. W oddali, na tle szaro-granatowych chmur pojawiały się i znikały błyskawice. Dosłownie minuty dzieliły nas od ulewy, która pochłaniała kolejne części miasta.
- Umrzemy- szepnęłam cicho, wpatrując się w niebo.
- Możemy się schować pod drzewem- Kuba wskazał palcem, na mały lasek kilkadziesiąt metrów od nas.
- Nie wiesz, że nie wolno stać pod drzewem, jak jest burza- powiedziałam, zapinając psa na smycz.
- To jaki masz plan?- spytał, a ja rozłożyłam ręce.
- Wracamy do domu, najwyżej zmokniemy, albo zostaniem porażeni przez pioruny, innego wyjścia nie widzę. Co ty robisz?- spojrzałam pytająco na chłopaka, który zaczął ściągać koszulkę.
- Nie chce jej zmoczyć- odparł, po czym schował część garderoby do plecaka.- Też byś mogła zdjąć swoją- poruszył brwiami.
- Nie ma takiej potrzeby.
Przeszliśmy może z dwadzieścia kroków, kiedy dopadł nas deszcz. Początkowo krople wody były drobne i nawet przyjemnie orzeźwiające, jednak z sekundy na sekundę ich wielkość i ilość się zwiększały. W mgnieniu oka byliśmy cali mokrzy, a grzmoty robiły się coraz głośniejsze.
- Boję się- szepnęłam, kiedy jeden z piorunów uderzył gdzieś niedaleko nas.
- Ej no mała, to tylko burza. Nic nam nie będzie.
Chwilę po jego słowach błyskawica dosięgnęła szczyt drzewa, znajdującego się może z dziesięć metrów od nas. Konar drzewa niemalże złamał się na pół pod wpływem wyładowania, robiąc przy tym sporo hałasu. Przestraszona doskoczyłam do Kuby, przytuliłam się do niego, przyciskając twarz do jego piersi. Serce waliło mi jak oszalałe, a strach ogarniał wtedy chyba każdą cząstkę mojego ciała.
- Też się wystraszyłem- odparł cicho, głaszcząc delikatnie dłonią moje mokre włosy.
Pierwszy raz w życiu znalazłam się w takiej sytuacji. Kilka kilometrów od jakiegokolwiek schronienia. Pośród wysokich drzew. W samym centrum burzy. Jedynie w objęciach chłopaka czułam się bezpieczniej. Ciepło które biło od jego nagiego ciała, trochę mnie uspokajało. A skoro on nie protestował, korzystałam z sytuacji tak długo jak tylko mogłam. Na dźwięk kolejnych grzmotów przyciskałam się mocniej do Kuby.
- Idziemy dalej?- przerwał ciszę, która od dobrych kilku minut panowała między nami.
- Tak- chciałam powiedzieć "nie", jednak nie wiedziałam jak on by na to zareagował.
Burza nadal nie ustawała, mimo to nie zaskakiwała nas już swoją bardzo bliską odległością. Szliśmy wąską ścieżką, na której pojawiły się już kałuże, które musieliśmy starannie omijać. Kuba niósł na rękach Moccę, która ze strachu w pewnym momencie nie chciała dalej iść. Położyła się na piasku i piszczała, dopiero kiedy Kuba wziął ją na ręce, uspokoiła się. Szliśmy tak szybko, na ile pozwalały nam nasze nogi, a Kuba urozmaicał naszą wędrówkę jedną ze swoich piosenek, którą przyśpiewywał.
- "Przez Saint-Tropez, Paryż, Seszele, Monako, Milan, Niceę. Jak życie to chwila to sprawdzaj mój bilans. Ta chwila nie minie mi z pustym portfelem"- śpiewał cicho, ale ja zdołałam coś tam usłyszeć, mimo szumu wciąż padającego deszczu.
CZYTASZ
A vicious circle/Quebonafide
FanfictionUstawiłam się w kolejkę do odprawy. Jak zawsze byłam jedną z ostatnich i także w takiej kolejności wsiadłam do samolotu. Zerknęłam na bilet. 12 B. Odetchnęłam z ulgą, kiedy skojarzyłam, że B na pewno nie znajduje się przy oknie. Miejsce w tym rzędzi...