Jak każdego ranka, obudziły mnie padające wprost na łóżko promienie słońca. Uwielbiałam taki budzik. Długo kłóciłam się z rodzicami o ten pokój z oknami wychodzącymi na wschód. Kiedy przyznano mi prawo do tego pomieszczenia, dopasowałam jeszcze położenie łóżka, tak by promienie słońca oświetlały je o poranku. Ten początek dnia też mógłby zacząć się pozytywnie, gdyby nie ból głowy, który mi doskwierał. Szukałam wzrokiem czegoś do picia, jednak jak na złość nic nie znajdowało się w zasięgu wzroku. Natknęłam się za to na śpiącego w najlepsze Kubę. Za każdym razem rozczulałam się nad tym widokiem.
Wyszłam z łóżka. Podniesienie się do pozycji stojącej przyprawiło mnie o lekkie mdłości. Alkohol jest super do momentu, w którym pojawia się kac. Mimo to za każdym razem popełniam błąd pijąc i nie zważając na możliwe skutki, ale chyba dziewięćdziesiąt procent ludzi robi tak samo. Chwiejnym krokiem doszłam do kuchni, w której urzędowali już rodzice, pełni energii i wigoru.
- Hej mała- powiedział tata, przejeżdżając ręką po moich rozpuszczonych włosach.- Jak imprezka?
- Hej, było super- uśmiechnęłam się niewinnie i nalałam sobie kawę do kubka.- Ale nie czuję się najlepiej- dodałam, siadając na krześle, odchylając głowę do tyłu, jakby to miało pomóc.
- Konsekwencja picia alkoholu- powiedziała mama.
- A my z racji dnia wolnego chcieliśmy was zabrać do wesołego miasteczka- odparł tata, a mi na samą myśl o tych wszystkich karuzelach i kolejkach górskich znowu zrobiło mi się niedobrze.
- Na samą myśl mnie mdli- wykonałam sztuczny odruch wymiotowania, a rodzice zaśmiali się w tym samym czasie.
- To na co masz ochotę?- spytała mama.
- Na tłustego kebaba- na samą myśl, ślina pociekła mi z buzi.
- Chodziło o coś innego. Wiesz jakiś fajny wypad ze starymi za miasto. Może LA! Młodzi chyba lubią to miasto- wytłumaczył tata, ale już z góry wiedziałam, że Kuba nie będzie chciał pojechać do LA, ze względu na możliwość spotkania tam swoich fanów. Jednak miasto aniołów jest bardzo popularne turystycznie, wśród ludzi z Polski i innych krajów.
- No albo Vegas- dodała, mama. Ta opcja już wydawała się być odrobinę lepsza.
- A może coś mniej obleganego przez turystów?- spytałam, a rodzice dziwnie się na siebie spojrzeli.- Plaża w Malibu na przykład?
- Dzień dobry- niespodziewanie w kuchni pojawił się Kuba, ubrany już w krótkie czarne spodenki i czarny T-shirt. Jego twarz była w zdecydowanie lepszej kondycji niż moja.
- Cześć Kuba, dobrze że jesteś- powiedział tata, a Kuba spojrzał na mnie pytająco.
- Coś się stało?- spytał, nalewając sobie do szklanki wodę, po czym wypił ją na raz.
- Chcemy z Halinką was zabrać na wycieczkę, tylko nie możemy się zdecydować na jakieś konkretne miejsce.
- Możemy spędzić dzień w ogrodzie, jest taka ładna pogoda- spojrzał za okno by upewnić się, czy oby na pewno jego słowa zgadzają się z rzeczywistą pogodą na zewnątrz.
- Daj spokój, w ogrodzie można siedzieć codziennie. Może jakieś Los Angeles, albo Las Vegas?
- Ja zaproponowałam Malibu- rzuciłam swoim pomysłem.- Plaża, mniej ludzi, można popływać w oceanie, albo posurfować.
- W Malibu jeszcze nie byłem.
- No to postanowione- odparł tata, lekko niezadowolonym głosem. Pewnie myślał, że pojedziemy do słynnego Las Vegas i przejdzie się po raz pięćdziesiąty ulicą pełną słynnych na całe Stany kasyn.
CZYTASZ
A vicious circle/Quebonafide
FanfictionUstawiłam się w kolejkę do odprawy. Jak zawsze byłam jedną z ostatnich i także w takiej kolejności wsiadłam do samolotu. Zerknęłam na bilet. 12 B. Odetchnęłam z ulgą, kiedy skojarzyłam, że B na pewno nie znajduje się przy oknie. Miejsce w tym rzędzi...