- Powinienem raczej ubrać koszulę, czy może zwykłą koszulkę- Kuba wszedł do mojej sypialni, w samych, czarnych spodniach, w dłoniach natomiast trzymał wymienione ubrania.
- W koszulach ci ładniej- odpowiedziałam, odwróciwszy się od lustra mojej toaletki.
- Nie chodzi o to w czym mi lepiej, a w czym gorzej...
- A o co?
- Chcę się dopasować do twojego, amerykańskiego towarzystwa, zależy mi na tym żeby nie wyglądać tam, jakbym był z innej planety- wyjaśnił, a ja zaczęłam się śmiać.- O co ci chodzi?!
- Do tej pory myślałam, że tylko dziewczyny się tym przejmują. Ubierz koszulkę, będzie uniwersalnie- oznajmiłam, a chłopak posłusznie ubrał biały t-shirt.
Ja po skończony makijażu otworzyłam szafę i zaczęłam w niej grzebać. Szukałam czegoś ładniejszego, ale jednocześnie wygodnego i nie rzucającego się w oczy.
- Kuba potrzebuję pomocy- krzyknęłam tak głośno, żeby dźwięk doleciał do każdego z pokoi.
- Co jest?- nie minęła minuta, a chłopak stał już w moim pokoju.
- Mam trzy propozycje, do ciebie należy wybór, bo sama do północy się nie zdecyduję- wskazałam na rozłożone na łóżku stylizacje.
- Wolałbym to najpierw zobaczyć na tobie- odparł, przyglądając się ubraniom.
- Nie ma na to czasu. Wybierz mądrze.
- Koszula w kwiaty i szorty? Odpada, to San Fernando, a nie Hawaje- odrzucił pierwszy komplet.- Sukienka już na łóżku wydaje się dla ciebie za krótka. Twoi rodzice pewnie nie byliby zadowoleni, gdybyś w niej poszła, gdzieś gdzie będą napaleni faceci. Wybieram najrozważniejszą opcję- uśmiechnął się i podał mi czarną, rozpinaną na guziki spódniczkę i białą koszulkę z naszywką kaktusa na wysokości piersi.
- Będziemy wyglądać podobnie- odparłam, odbierając on niego rzeczy.
- To będzie cool- powiedział, a ja bez słowa odpowiedzi poszłam do łazienki się przebrać.
Wychodząc z domu, minęliśmy się z moją mamą, która dopiero wróciła z pracy. Poinformowałam ją o lasagni, która czekała na nią w piekarniku, bardzo się ucieszyła na tę informację. Stąd zamiast nas wypytywać o wszystkie szczegóły, typu: gdzie idziecie? O której wrócicie? Kto będzie? Czy zjedliście coś przed wyjściem? itd. zostawiła nas zaraz po otrzymaniu odpowiedzi na pierwsze z pytań.
Po drodze zahaczyliśmy jeszcze o market, żeby kupić jakiś alkohol. Ja zdecydowałam się wziąć dwie butelki różowego, półsłodkiego wina, Kuba natomiast sięgnął po whisky. Od sklepu do domu Matta było z siedem minut drogi, którą pokonaliśmy rozmawiając o naszych ulubionych trunkach. Dźwięk muzyki doprowadził naszą dwójkę wprost na miejsce.
- Bez bójek, ok?- odparłam, zanim jeszcze weszliśmy do środka.
- No pewnie, nie musisz się o to martwić. Będę grzeczny- uśmiechnął się szeroko.
Weszliśmy bez pukania do środka. Już w korytarzu spotkaliśmy pierwszych imprezowiczów. Przywitaliśmy się z nimi i poszliśmy w głąb domu. W przestronnym salonie roiło się od młodych ludzi. Nikogo jednak jakoś nie mogłam skojarzyć. Albo tak diametralnie się pozmieniali, albo po prostu byli to jacyś inni znajomi Matta.
- Nina?- ktoś złapał mnie za ramię, a kiedy się odwróciłam zobaczyłam przed sobą pierwszą, znajomą twarz.
- Tak. Hej Rikki- odpowiedziała, przytulając się do mojej kumpeli z liceum.- To Kuba, mój przyjaciel z Polski- przedstawiłam jej Kubę, którego Rikki również przytuliła na powitanie.
CZYTASZ
A vicious circle/Quebonafide
FanfictionUstawiłam się w kolejkę do odprawy. Jak zawsze byłam jedną z ostatnich i także w takiej kolejności wsiadłam do samolotu. Zerknęłam na bilet. 12 B. Odetchnęłam z ulgą, kiedy skojarzyłam, że B na pewno nie znajduje się przy oknie. Miejsce w tym rzędzi...