ℝ𝕠𝕫𝕕𝕫𝕚𝕒𝕝 2

709 40 25
                                    


-Jebany, jebany... - waliłam budzikiem o szafkę zza wpół przymkniętych oczu.

Na moją twarz padał blask światła z zewnątrz. Błysk zegarka uświadomił mi, że się spóźniłam. Dziesiąta! A śniadanie było o dziewiątej! Za cholerę Chica nie wpuści mnie na śniadanie. Bo oczywiście ONA je robi, a kto inny.

- Jebany, jebany budziku ty... - mruknęłam na koniec, i kilka sprężyn poleciało pod łóżko. Następna sprawa dla Bonniego.

Dobra. Przeczesałam palcami moje białe uszy z różowymi końcówkami. Wstałam i ogarnęłabym sie troszkę, lecz nagle usłyszałam niepewne puknięcie w moje drzwi. Postawiłam uszy w stronę dochodzącego dźwięku.

-M-mangle? - usłyszałam przytłumiony i zdenerwowany głos Foxyego. Dziwne. - Możemy pogadać ? Czy nadal śpisz?
- Jasne, wchodź! - powiedziałam i uchyliły sie drzwi. Foxy od razu rzucił sie na moje łóżko. Stało w rogu mojego białego pokoju, więc Lisiasty musiał wykonać naprawdę ogromny skok żeby się na nie dostać.  Wziął poduszkę i wtulił sie w nią mocno.
- Hej, hej, hej. Wszystko w porządku? - zapytałam siadając na łożku.
- Ja...ja....j ja się zakochałem....- mruknął w poduszkę.
- COOOO? JEZU TO ZAJEBIŚCIE! -  spojrzałam mu w oczy uśmiechając sie.
- Nie wyśmiejesz mnie ?
- Nie
- Na pewno?
- No jasne! - zmrużyłam oczy w uśmiechu.
- Dobra... - zasłonił dłońmi pyszczek i nachylił się do mojego ucha - ...Freddy Fazbear.
- Że kurwa co proszę?? - prawie spadłam z łóżka. Freddy i... Foxy?Próbuje to sobie poukładać. Nie, przecież Foxy, on nie może....

Fox zarumienił się.

- Że niby to z-zły pomysł ? No on jest taki wysoooki, i jest mąąąądry , i jest śmiesznyyyy i fajnyyyyy i wysoooooki.... - zatkałam mu ręką twarz.
- Dobra, rozumiem - złapałam się za ogon i automatycznie zaczęłam go gładzić.
- A... Zagadałeś chociaż do niego....?
- NO WŁAŚNIE NIE !- widziałam rozpacz w jego oczach. - NIE! NIE UMIEM PO PROSTU!
- Eee... Dam ci radę. - wymyśl coś jełopie. - .... Podejdź do niego i porozmawiaj o..... O...... O zarządzaniu pizzerią! - bingo.
- no tak ale.... - Nagle usłyszałam pukanie.

Dość mocne.

Foxy spojrzał sie na mnie z przerażeniem, a ja szeptem kazałam schować mu się pod łóżko.
- Mogę Mangle? - usłyszałam Freddiego. To jakiś prank czy co?
- Jasne jasne. Wchodź!

Do mojego pokoju zajrzała głowa miśka. Podtrzymywał ręką cylinder żeby ten nie spadł.

Z pod mojego łóżka uszałam pisk podobny do tego, co wydają małe, gumowe zabawki. Czy on mi posuwa Pana Jamniczka ?

- Wiem że nie za bardzo ze sobą gadamy, ale jesteś jedyną osobą, którą mogę się poradzić, i jest mi trochę głupio. Bardzo głupio.
- Okej, wal prosto z mostu.
- ż-że co proszę ? - szepnął Freddy 
- No mów. Przecież to nie może być nic strasznego. Dzisiaj nic mnie już nie zaskoczy - to ostatnie zdanie powiedziałam do siebie w duchu.
- Raczej COŚ strasznego. Bardzo. - był zakłopotany.
- Oj - nie wiedziałam co powiedzieć. Mam nadzieję ze zwykłe „oj" wystarczy.
- J-ja ... Znaczy.. Foxy.....eee.. No ja coś....
Wstałam i złapałam go za ramiona. Co sie z nim dzieje?
- Spokojnie. Powiedz spokojnie, okej ? - spojrzałam sie mu w oczy.
- ja sie chyba... Zakochałemmm...
- super!
-.....w Foxym.

Teraz naprawdę sie przewróciłam. Czy on właśnie powiedział... Boże, a Foxy... Nadal jest pod łóżkiem. Fred i Foxy?

- eee... No tak.... Tak.
- pomóż mi, jak mam z nim o czymś pogadać?!
- pogadaj z nim o.... O..... - myśl jelopie -..... O dziewczynach! Tak! - co ja pierdolę? JAKICH DZIEWCZYNACH ??
- No nie wiem....
- To dobry pomysł! Pogadaj o Chiceee... - lekko zaczęłam wypychać go z pokoju. - ... I innych! To podziała ! Zobaczysz ! A teraz przepraszam ale musze zająć się polerowaniem sufitu!
- uh, dzięki za radę... - powiedział zdezorientowany.

Zatrzasnęłam drzwi i oparłam sie o nie. Zjechałam w dół aż do pozycji siedzącej. Nagle w moim kierunku podbiegł Foxy i zaczął mnie dusić...przytulać.

- DZIĘKI DZIĘKI!!! TERAZ WIEM o czym z nim gadać! Jupiiiii! - pokrzykiwał, otworzył drzwi o które się opierałam i pobiegł w nieznaną mi stronę.
Schowałam twarz w dłoniach. Musiałam przetrawić to, co sie właśnie stało.

***

Po paru godzinach poszłam w stronę salonu. Nie jadłam nic od rana, trzeba to zmienić. Zrobiłam sobie kanapkę z ogórasem i udałam sie do salonu. Przystanęłam w pół kroku. W naszym salonowym lustrze odbijały sie twarze Chiki i Toy Bonniego.
- a teraz patrz. Nakładasz podkład iii... Gotowe! - powiedział Chika. Rozradowany Toy Bonnie skakał z radości.
-eeeee, to ja może pójdę. - mruknęłam z pełnymi ustami.
- Ty. Musiałam przez ciebie wyrzucić dobre śniadanie - sapnęła w moją stronę Chica.
- było pyyyszne - dodał Toy Bonnie i zaśmiał się wkurzająco.
- Może następnym razem ruszysz tą swoją leniwą dupę i raczysz się pojawić? Chociaż w sumie nikt nie będzie za tobą tęsknić, przecież...

I to przelało czarę goryczy. Nie wytrzymam tej typiary ani chwili dłużej. Właśnie udało się jej mnie wkurzyć, a ze mną się nie zadziera.

- Słuchaj no, ty tępa kulo piór - wyciągnęłam palec z kanapką w jej stronę tak gwałtownie, że aż ogóras poszybował na jej morde. Pisnęła.
- Nie obchodzą mnie twoje śniadanka, twoje towarzystwo ani ty sama. Mam tylko prośbę, odwal. Się. Ode. Mnie. - Zaakcentowałam każdy wyraz. Moją twarz od jej dzieliły milimetry
-Zrozumiano ?
- T tak... - szepnęła
- Poza tym, nie wiem czy ten podkład nie jest za ciemny. - przejechałam palcem po twarzy Toy Bonniego. - A tak, jednak jest. A, i jeszcze jedno. Toy Bonnie, nie ze jestem jakaś nietolerancyjna czy cos. Ale malujący sie chłopak? Serio? Jestes w ogóle chłopakiem?
- Chłopakiem - pisnął.
- Spoczko, dzięki za info! - i zwiałam. To ostatnie było przesłodzone. Mocno przesłodzone.

Wolno ruszyłam do mojego pokoju. Popatrzyłam na moja kostkę, z pod której widać było warstwę srebnego zawiasu. No cóż.

Cali jesteśmy pokryci futrem, mamy zwierzęce pyski i kształty, lecz posiadamy kciuki przeciwstawne. Oczywiscie ogony i uszy. Lecz gdy popsujemy sie lub mocno potłuczemy, prześwitują nam zawiasy i ogólnie metal. Ale tylko w kwestii przypadkowych ran. W ranach bardziej poważnych nie jest za ciekawie.

Zza rogu zobaczyłam królicze uszy. Springtrap nerwowym wzrokiem wodził po korytarzu. Dlaczego wszyscy są dzisiaj tacy nieobecni?

- Mangle ? Szukałem cię. - chwila. Co? Mnie?? mimo zdenerwowania, nadal zachowywał swoją postawę poirytowanego buntownika. Splótł ręce na piersi i stanął przedemną.

- Słucham? - powiedziałam niewinnie. Zmrużyłam oczy. Sexyy boiiii.
- Musisz coś wiedzieć. To ważne. Zanim on ci powie.
- Noo... Możesz mowić. - uśmiechnęłam się.
- Nie tutaj. Chodź. - poszłam za nim do jego pokoju. Myślałam ze złapie mnie za rękę albo coś.
Gdy weszliśmy do pokoju, panował w nim lekki półmrok. Spring wskazał na krzesło.
- Niedzięki, postoję - powiedziałam
- lepiej usiądź.
- ojej... - zrobiła tak jak powiedział.
- mogę mowić ?
- jasne - potaknęłam
- Nie wiem czy nie nie robię błędu mówiąc ci o tym ale... wiem kto zrobił The Bite.
- WOW, to chyba wiedzą wszyscy, wiesz ? - Zaśmiałam sie.
- Ale to nie był Foxy - mruknął
- ale jak to....
- To byłaś ty.

My Mangle. Historia mniej znanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz