ℝ𝕠𝕫𝕕𝕫𝕚𝕒𝕝 11

208 8 9
                                    


Razem z chłopakami usłyszeliśmy przeraźliwy krzyk.

- Ej, czy to przypadkiem nie była...
- Mangle! - krzyknąłem. Pędem zerwałem sie w stronę dochodzącego dźwięku.

Całą grupą biegliśmy w stronę krzyku lisicy.

Korytarzem prosto.
W lewo.
Znowu w lewo.
Szybkie skręcenie w prawo ( Foxy wpadł na ścianę)

Zatrzymałem grupę gestem dłoni.
Powoli wszedłem do małego pokoju na po lewej stronie korytarza. Nie było tam żadnych drzwi, tylko lekko zadrapana framuga.

W schowku stało tylko kilka stołów. Jedne byly większe a drugie na prawdę maleńkie. Niektóre stały do góry nogami. Wyglądało to jak tor przeszkód. 

- Nie. Ruszaj. Się. - usłyszałem ledwo słyszalny szept dochodzący z pokoju.
- Co?
- Nie. Ruszaj. Się.
Zastygłem w jednej pozycji. Nie miałem pojęcia kto to mówi, ale dla pewności zrobiłem to co usłyszałem.
Szepnąłem do chłopaków słowa tajemniczej osoby.
- Idzie! - szepnął ze strachem nieznajomy.

Z sufitu wolnym, posuwiastym ruchem zwiesił sie Molten Freddy.
Jego twarz byla jednym, wielkim topiącym sie kawałem plastiku. Jego ostre zęby powyrywały sie z wyznaczonych miejsc, dlatego wydawało sie że są dłuższe niż zwykle. Widać bylo czarne smoliste dziąsła. Z wydrapanych dziur w miejscach oczu znajdowały się czerwone lampki. Jego druciany szkielet zawiesił sie na jednej z sufitowych lamp. Połowa z jego kończyn byla połamana i zwisała pod dziwnym kontem.

Bardzo wolno wziąłem wdech. Byłem przerażony, a gorzki zapach plastiku wdzierał mi sie do gardła.

Lekko poruszyłem uchem. To przykuło jego uwagę.

Powolnym ruchem jego głowa i ciało ruszyły w moją stronę. Przenikliwa czerwień lampek raziła mnie w oczy. Jego pysk był dwa centymetry od mojego. Na moją twarz skapnęła kropla plastiku.

Nagle dostrzegłem coś w jego prawnym uchu. Niedostrzegalne, ale gdy się przyjrzeć, w jego uchu tkwiła malutenka pluskwa. Urządzenie nie wydawało sie już zdolne do przekazywania jakichkolwiek informacji.

Z urządzenia wydobył sie maleńki szmer.

Zabij.

- Pod stoły! - krzyknąłem, i w ten samej sekundzie musiałem uchylić sie przed wielkim ramieniem niedźwiedzia, które z impetem walnęło w ścianę.

Animatroniki wpędzały w labirynty stołów. Krzyczały do siebie.

Molten z frustracja próbował wydobyć dwoje ramie z framugi. Wykorzystałem tą okazje i wbiegłem pod najbliższy stół.

Spod niego miałem najlepszy widok na złego animatronika, ale byłem dostatecznie zachowany przed jego wzrokiem.

- Wiedziałam ze ci sie uda - Odwróciłem sie szybko, przestraszony głosem za mną. Ale nie musiałem sie bać.

Wziąłem Mangle w objęcia. Ona przytuliła mnie mocno i pocałowała w skroń.
Wzięła moją twarz w dłonie. Uśmiechnęła sie do mnie ciepło.

- Musimy sie stąd wydostać.
- co z Circus Baby?
- O nią się nie martw.

Nastała cisza.
Nie było słychać nawet morderczego animatronika.
Ledwo oddychając, wycofaliśmy sie z Mangle w głąb stołowego labiryntu.
W mroku innych mebli widziałem moich towarzyszy.

Nagle z góry stołu prosto przed moja twarz trafiła szkaradny pysk.
- H-H-e-e-j za-b-b-aaaw-o ! - wyskrzeczała .
- Bonnie, uderz go! - krzyknął do niego któryś z chłopaków.
Wszyscy zaczęliśmy wyłazić spod mebli.
Otoczony Molten zaśmiał sie i wystrzelił metalowymi mackami w każdego z nas.
Bonnie z krzykiem na ustach odparł mechaniczne ramię i zniszczył je
Freddy kastetami nawalał swoje.
Ja skinąłem głową na Foxiego.

My Mangle. Historia mniej znanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz