ℝ𝕠𝕫𝕕𝕫𝕚𝕒𝕝 10

284 12 6
                                    


Bonnie, Freddy i Springtrap dotarli do schowka. Teraz wszyscy w patrzyli się na brązowe drzwi i stali w milczeniu.

- No too..... - zająknął się Bonnie, poprawiając rudego lisa na swoim ramieniu.
- Otwieramy ? - Niedźwiedź spojrzał ukradkiem na Springtrapa.
- A co jeśli jest tam jest jeden z tych pojebanych, morderczych animatroników ? - myślał na glos Spring.
Wyciągnął swoją zielonkawą rękę, i nacisnął na klamkę. Pchnął ją.
- uuuuuiaaaa!
- haaaadziaaaaaa!

Gdyby ktoś przechodził teraz obok nich, zobaczyłby animatronika niedźwiedzia, królika i zająca, stojących w wybitnych pozach godnych najlepszych mistrzów ju-jitsu.

- Ugh, dobrze że nikogo nie ma... - Bonnie wytarł czoło wierzchem dłoni.
- Co ? - odezwał się Foxy.

Animatroniki wrzasnęły i odsunęły się od Bonniego.

- Puść mnie  - Lisiasty wisiał na przyjacielu i nic nie robił sobie z tych krzyków.

Bonnie szybko zrzucił z siebie lisa i jeszcze chwile krzyczał, aż wreszcie ujrzał Foxiego z normalnymi gałkami ocznymi. Lis uniósł brew do góry.

- Mój ty! Mój mój mój! - wydarł się Freddy i przytulił mocno Foxiego, który się zarumienił i oddał przytulasa.

- Panowie, czy możemy wejść do schowka ? - Spring wskazał ręką na pomieszczenie.

- Ach tak tak, przepraszam - Fred odkleił się od lisisastego i spuścił głowę. Foxy złapał go za dłoń i wszyscy razem weszli do schowka.

- Dobra, szukamy wszystkiego, czym możemy załatwić blaszaki ! - wszyscy spojrzeli się na Foxiego jak na wariata.

- kable, druty, łańcuchy... wszystko - szepnął do siebie Bonnie.

Przyjaciele powoli zaczęli znajdować rzeczy, ktore mogły im pomoc w obronie. Bonnie dostał metrową rurę, obleczoną drutem kolczastym dla lepszego efektu. Freddy zrobił sobie kastety z resztek komputera oraz coś na kształt napierśnika. Foxy znalazł gruby łańcuch. Springtrap  miał broń podobną do Bonniego.

Byli gotowi.

***

Znalazłam kawałek szmaty i związałam nimi dziewczynę. Następnym kawałkiem obandażowałam jej krwawiącą rękę.

- Zostaw. - warknęła rudowłosa.

Złapałam za jej barki i oparłam ją o ścianę.

- A teraz wszystko mi wyśpiewasz. - usiadłam naprzeciw animatroniczki.
- Naprawdę nic nie widziałaś ? Naprawde jesteś taka głupia ? - zaśmiała się.
Siedziałam naprzeciwko z ponurą miną.

- Więc co chcesz wiedzieć? To jak mnie stworzył? Jak o mnie dbał? A może o tym jak o mnie zapomniał... - przechyliła glowe na bok, a jej zielone oczy zwężyły się do małych kropek. - tak. Zabił dzieci. Wsadził je w jakieś kostiumy. Porzucił mnie, dla nich. Byłam niczym dla niego. Aż nagle się ocknął, wpierdolił tam do was i został.

Uśmiech. Uśmiechał się do mnie.
- Już prawie... - dokręcił ostatnią śrubkę.
- Jesteś piękna. - podparł boki z zadowoleniem. Wyciągnął dłoń do mojego policzka.

Powoli wstałam. Gdy upadłam, on mógł mi wstać. Nogi miałam jak z waty, moje pierwsze kroki.
 

Deszcz. Chłód dostał się do magazynu. Stałam na ramie w kącie i obserwowałam wejście.
On.
Gdy wchodził, na podłogę spadło kilka kropel. Siłował się chwilę z drzwiami. Zamarł. Spojrzał sie na mnie.
Tam była krew.

My Mangle. Historia mniej znanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz