Obudziłem się z krzykiem na ustach.
- A więc o to chodziło w przepowiedni.
Zrozumiałem wszystko. (Nie często zdarza mi się wpaść na coś szybciej niż Annabeth). Nie było mi dane nacieszyć się zwycięstwem, ponieważ wtedy rozległo się klaskanie.
Percy odwrocił się szybko i zobaczył stojących przy nim Dylana i Annie. Chłopak trzymał nóż w ręce, a dziewczyna siedziała na krześle w rogu pomieszczenia czytając gazetę.
- Brawo! Rozgryzłeś przepowiednię, a więc wiesz co za chwilę się wydarzy. - Powiedziała Annie klaszcząc jeszcze raz - a teraz do roboty. Mam jeszcze plany na dzisiejszy dzień.
Po jej wesołym charakterze nie pozostał żaden ślad. Tymczasem Dylan wyglądał jakby miał się rozpłakać. Twarz mu zbladła, a sztylet ściskał tak mocno, że było to wręcz niepokojące.
- Nie chcę tego robić. Przepraszam Percy, ale nie mam wyboru - i z jakiegoś powodu uwierzył mu.
- Bądź już cicho - przerwała mu dziewczyna. Wstała z miejsca i podeszła do chłopczyka. Złapała jedną ręką jego twarz wciskając mu policzki i dodała - wiesz jak skończy twoja mama jeśli będziesz niegrzeczny.
Drugą ręką rzuciła zaklęcie unieruchamiając Percy'ego. Dylan pokiwał szybko głową i wziął głęboko wdech. Potem zamknął oczy i wbił go na oślep. Wtedy usłyszeli kroki i krzyki Annabeth szukającej Chejrona. Annie zniknęła zostawiając chłopca samego na pastwę losu.
Przez ostatnie dni Percy był przekonany, że pogodził się że śmiercią, ale teraz kiedy był u jej progu zrozumiał, że to za szybko. Wcale nie chciał umierać i bał się tego. Żałował tak wielu rzeczy, miał jeszcze tak wiele do zrobienia.
Żałował, że nie będzie w stanie pożegnać się z mamą i przeprosić jej za to jak bardzo utrudniał jej życie.
Żałował, że już nigdy nie potrzyma na rękach swojej siostry.
Żałował, że jemu i Annabeth nie będzie dane wspólnie wychować dzieci.
I żałował, że nie odzyska pieniędzy, które był mu winny Leo.
$$$$$$$$$$$$$$$$$
Nico wbił po raz kolejny do ziemi łopatę. Pot spływał po nim strumieniami, a jego zwykle trupio-blada twarz był czerwona jak krowa Apolla. Oczywiście to jemu przypadło w udziale najtrudniejsze zadanie. Podejrzewał, że ze strony Annabeth była to zwykła zemsta.
Dziewczyny w tym czasie zbierały wszystko co potrzebne, ale przecież do takiego zadania nie są potrzebne dwie osoby. Wszystko to bardzo Nico irytowało. I to do takiego stopnia, że gdy po raz kolejny wbił łopatę, uderzył o kamień z taką siłą, że ją złamał.
- Ups - wyszeptała Nico i rozejrzał się w panice. Za sobą usłyszał kroki i odgłosy dziewczyn przedzierających się przez las. Bez zastanowienia rzucił dwie części w krzaki i usiadł na ziemi starając się wyglądać normalnie.
- I jak? Wykopane? - Nie czekając na odpowiedź Annabeth podeszła do krawędzi i zerknęła do środka. - Mogło być głębsze, ale nada się.
- A gdzie łopata? - Spytała Clarisse, która dopiero teraz wyłoniła się z zarośli.
- Ja... Zgubiłem - powiedział szybko Nico.
- Jak to zgubiłeś? Coś ty z nią robił? - Powiedziała podejrzliwie Annabeth.
- To nie ma znaczenia. Mamy ważniejsze rzeczy do roboty. Przyniosłyście wszystko?
Najwspanialszą rzeczą w byciu herosem było ADHD. Odwrócenie uwagi od niechcianego tematu bywało banalnie proste.
- Ta, mamy. Zacznijmy już - odpowiedziała Clarisse.
Annabeth wzięła do ręki pierwszą buteleczkę i do dziury wlała morską wodę.
- Teraz cztery łzy - rozkazała i Clarisse wzięła do ręki flakonik. Również go dodała.
- Co będzie naszą ofiarą? - Spytał Nico.
- Każdy z nas odda coś co jest dla niego cenne. Powinno wystarczyć.
Po tych słowach Annabeth zdjęła z szyi i wrzuciła do środka pewien naszyjnik, który nosiła bez przerwy już od dość dawna. Dostała go od Percy'ego na urodziny.
Następna była Clarisse. Wyjęła z kieszeni maleńki pierścionek i wrzuciła. To był jeden z tuch malutkich plastikowych pierścionków jakie można kupić w automacie w sklepie. Był kompletnie bezwartościowy, ale to jedyny prawdziwy prezent jaki dostała kiedykolwiek od swojego ojca.
Nico wrzucił do środka malutką figurkę Hadesa pochodzącą z gry „Magia i Mit".
- Teraz najtrudniejsze, musimy odróżnić od siebie te dwie buteleczki. - Powiedziała Annabeth i położyła je na ziemi.
- Jak to zrobimy? - Spytał Nico.
- Będziemy błagać o pomoc twojego ojca.
- Co?! O tym nic nie mówiłaś! - Krzyknęła Clarisse. - No i on nas nienawidzi, dlaczego miałby pomóc?
- To dobry pomysł. Tata ma mnóstwo pracy i jedna mniej dusza w jego królestwie to ogromna ulga.
- Więc cisza i do roboty - przerwała im Annabeth.
W ciszy wszyscy błagali, ale mijały kolejne minuty i nic się nie działo.
Co robimy źle? Pytał sam siebie Nico.
Nagle zerwał się z ziemi i krzyknął:
- Już wiem! Czekajcie!
Nieświadomie powtórzył to co na pogrzebie krzyknął Percy. Tylko, że tym razem te słowa zostały wysłuchane.
Więc Annabeth i Clarisse czekały.
Nico tymczasem biegł ile tchu w kierunku Wielkiego Domu. Dopiero na werandzie przypomniał sobie, że mógł przenieść się cieniem. Dał sobie mentalnie z liścia i pomyślał o swoim młodszym bracie. Po chwili znajdował się w jego celi.
- Cześć - powiedział cicho.
- Hej, co tu robisz?
- Przed chwilą zdałem sobie sprawę, że naprawdę jesteś niewinny. Potrzebuję twojej pomocy. Percy utknął między życiem i śmiercią i próbujemy mu pomóc wrócić do życia. Żeby to zrobić musimy dodać krew Gorgony z jej prawej strony i prosimy tatę o wskazanie właściwej. Tyle że on nie chciał nam pomóc i zrozumiałem dlaczego.
- Chcesz żebym sam go spytał - wyszeptał Dylan i spojrzał na niego ze załzawionymi oczami. Nico przytulił chłopczyka do siebie. Przez chwilę milczeli aż w końcu Nico spytał:
- Pomożesz nam?
- Mogę spróbować, ale nie wiem czy to coś zmieni.
Nico uśmiechnął się i przetransportował ich spowrotem do lasu.
Annabeth domyśliła się gdzie uciekł Nico w czasie tego długiego nic nie robienia. Kiedy Clarisse chciała to (pojawienie sie braci) skomentować, dostała od niej koniaka w łydkę i zamknęła buzię.
- Nie licz, że tak po prostu Ci przebaczę. Nadal jest mi przykro, że mnie tam zamkąłeś. - Powiedział Dylan i usiadł na ziemi.
- A mi trochę czasu zajmie przebaczenie tobie, więc jest po równo - odpowiedział Nico i przyłączył się do brata.
Razem zaczęli prosić Hadesa i tym razem jeden z flakoników zaczął się trząść. Zanim ktoś zdążył go podnieść oba uniosły się w powietrze. Zza drzew wyłoniła się dwójka ludzi. Annie i Jonathan. Dziewczyna trzymała rękę wyciągniętą w górę, a chłopak z szerokim uśmiechem na twarzy oparł się o drzewo.
1004 słowa (już jest)
CZYTASZ
Przekleństwo Aresa [2]
FanfictionJeśli nie czytałeś poprzedniej części to zapraszam, ponieważ niektóre wątki mogą być dla ciebie niezrozumiałe. -------------- Kiedy twoje życie to jeden wielki ciąg strasznych wydarzeń i w końcu umierasz jedyne o czym marzysz to spokój. Co więc ma p...