List

139 8 45
                                        

   Obrzeża Fakariny - lato, rok pański 386. Kulminacyjny moment wojny o dominację nad peryferiami światłości i innych sprzymierzonych z nią nacji. Okres burzliwy po dziś dzień słynący z głodu, wojen i plagi nazwanej przez następne pokolenia "Wielkim umorem". Powiada się, że plaga ta sprawiła, iż zginęła niemalże połowa mieszkańców zamieszkujących ów uniwersum.


   Powiada się, że Las Wiecznej Pożogi to pozostałość po wojnie z władcami podziemi, dziedzictwo płonącej ziemi, które wciąż przypomina o tragediach minionych. Popielate, przyzwyczajone do płomieni, drzewa delikatnie kołysał wiatr, jakby nie zdając sobie sprawy z anomalii, przez którą właśnie przechodzi. Postacie dwójki znużonych wędrowców, niczym wiatr, brały ten widok za codzienność. Ich zmęczone, niemal zupełnie wysuszone ciała okrywały, solidnie przylegające do skóry, szkarłatne płaszcze.  Odzienie podróżników przesiąknięte było ogromem magii chroniącej ich powłoki przed ogniem i wiatrem. Jednak nieokiełznane płomienie urywały się drastycznie, wręcz nienaturalnie tuż przy brzegach Rzeki Nadziei, której srebrzysty strumień płynął leniwie w kierunku Stolicy Światłości. Strumień ten był głównym źródłem zasilającym pobliskie pola zbóż, które to w świetle gwiazd błyszczały kojącym turkusem.  Jednak za dnia bajeczny widok niemal magicznie przeradzał się w gamę barw, istną ucztę dla oka. W blasku promieni słonecznych rośliny jakby odżywały lśniąc wyrazistymi, wręcz oślepiającymi odcieniami purpury, srebra i złocistej zieleni.

Krajobraz, który ujrzeli wędrowcy drastycznie różnił się od tego co widzieli dotychczas. Wszędzie wokół można było dostrzec z pozoru proste, wiejskie chaty zbudowane ze złocistej strzechy, jak i grubych, brzozowych bel. Każdy gość przekraczający granicę czuł nastrój nieprzemijalnego spokoju oraz sielanki. Wszystko wokół kołysało się w rytm spokojnego wiatru i śpiewu licznego, kolorowego ptactwa. Nawet chmury zdawały się tu płynąć w specyficznym, spowolnionym tempie. Ten spokój, ciszę i sielankę przerwał nagle jeden z wojowników, który zdejmując przepoconą pelerynę, zakrzyknął zniecierpliwiony:


-- Mistrzu! Ileż to jeszcze będziemy się włóczyć po tej zasranej wiosce - Grubiańsko przetarł czoło lśniące od potu, a następnie leniwie rozciągnął swe ręce ziewając. 

-- Czy ty naprawdę myślisz, że ta wiocha to był cel naszej podróży!? Przecież nie przekraczalibyśmy lasu, gdybym cię chciał zabrać na jakieś pierdolone wakacje! No, więc tak, gdy opuścimy już tą wiochę i znajdziemy się za murami stolicy, to będzie trzeba jeszcze trochę zapasów znaleźć. Wystarczy nam jakiś porządny wierzchowiec i z twoim apetytem, to sporo prowiantu na zapas. Ha! Tak w ogóle to niby, czemu mam ci cokolwiek tłumaczyć! Tłukowi, przez którego straciliśmy więcej czasu, niż to było przewidziane.  Męstwem pochwalić się chciałeś i kretynie zamęczyłeś biednego rumaka na śmierć... Zachciało ci się wchodzić na tereny lasu mrocznych elfów, to teraz masz! - Oczy wędrowca zionęły pustką oraz chłodem, a wysuszone, pozlepiane włosy powiewały na suchym wietrze. Jego prawa dłoń opleciona była przeróżnymi, runicznymi wzorami, które połyskiwały za każdym razem, gdy cząsteczki pyłu odbijały się od odsłoniętego ciała czarownika tym samym tworząc solidną, szarawą barierę. W odpowiedzi na zaczepkę towarzysz z gniewem i furią zacisnął pięść na zdobionej rękojeści i wyrzekł przez zęby, próbując z całych sił nad sobą panować:

-- To tobie się śpieszyło z przekazaniem listu królowej... Nie moja zasrana wina, że przez ten las było dużo szybciej niż przez szlak światłości! - Wojownik wyjął łuskowaty bukłak wypełniony starym, rozcieńczonym z wodą winem, po czym zaczął powoli opróżniać jego zawartość. Gdy już wypił resztki, wątpliwej jakości trunku, otarł swe usta starą, bawełnianą szmatą, którą wytargał z sakwy zawieszonej u swego boku. Chwilę ciszy przerwał starszy z wędrowców, na którego włosach dostrzec już można było liczne, srebrzyste pasma.

-- Mam przeczucie, że zawartość tej koperty jest naprawdę ważna! Dostaliśmy ją od umierającego barona, który pisał do królowej jedynie w czasach największych kryzysów! Smoczy władco, ironiczny Dragonarze, ach dlaczego nie zaufałeś mojemu instynktowi? Gdzie są te smoki, nad którymi z taką dumą sprawujesz pieczę? Może jeden z nich dałby radę nas tutaj podrzucić, oszczędzając czasu i wysiłku - powiedział ironicznie, prowokując przyjaciela.

-- Nie mieliśmy czasem zachować dyskrecji? Niechaj cały mroczny legion wie o naszych zamiarach, niech widzą smoka pędzącego w stronę Stolicy - taki widok na pewno nie wzbudzi ich podejrzeń! Z mojej strony, nie ma żadnego problemu! Zatem z przyjemnością przyzwę go nawet tu i teraz, ale uprzedzam, iż te istoty są bardzo nerwowe oraz wyczuwają gdy ktoś szydzi z ich mistrza. Więc jeśli nie chcesz stracić resztki swojego starczego życia, to radzę ci się już lepiej przymknąć. - Dragonar splunął na marmurową drogę prowadzącą do jednej z najbiedniejszych dzielnic miasta, wypluwając z ust resztki piasku, które pozostały mu między zębami jeszcze po ostatniej wyprawie. Idąc marszowym tempem, kłaniali się i pozdrawiali pracujących przy polach wieśniaków oraz od czasu do czasu rzucili dzieciakom jakiś grosz. Ludzie, anioły, elfy i inne istoty żyły w tym rejonie skromnie, ale i w miarę możliwości godnie. Ich ubrania może nie były pierwszej młodości, ale widać było, że są zadbane oraz starannie pozszywane. Najmłodsze dzieci zaciągane do cięższej pracy w polu miały po dwanaście lat, co jak na wiejskie standardy było nie najgorszym wynikiem. Jednak gdy podróżnicy minęli krąg zapracowanych, aczkolwiek na pozór szczęśliwych istot musieli oni wkroczyć w progi skrajnej biedoty i według niektórych - największej zakały całego królestwa - Doliny Nieskończonych Slumsów. Wkrótce wędrowcy wreszcie przekroczyli tereny tej nieprzyjaznej, miejskiej pustyni, przepełnionej biedotą oraz slumsami i znaleźli się w centrum miasta. Przybyli tam głównie dzięki statusowi starszego z wojowników, oszczędzając sobie tym masę czasu i pracy związanej z wypełnianiem licznych, uporczywych zaświadczeń. Jednak widok aniołów z połamanymi skrzydłami oraz starych, nadgniłych chat i blokowisk, nadal tkwił w ich umysłach. Najbardziej szokujące były najmroczniejsze zaułki slumsów, gdzie dało się dostrzec leżące, zagłodzone na śmierć truchła dzieci, porzuconych niczym jakieś niepotrzebne nikomu odpady błędu społecznego. Ich gnijące zwłoki były pozostawione na pastwę zdziczałych psów i wygłodniałych kruków - w tych dzielnicach mało kogo decydowano się chować w ziemi, zresztą nie było na to ni miejsca, ni czasu. Zostawianie gnijących ciał na pastwę losu, było swego rodzaju buntem przeciw znieczulicy klas wyższych, które zmuszone były patrzeć na ów groteskowe widoki podczas obowiązkowej inspekcji, obowiązku od lat do nich należącego. Przez ten stan rzeczy choroby rozprzestrzeniały się w tych dzielnicach błyskawicznie, zostawiając za sobą jedynie kolejne truchła i plagi szczurów, bądź innych gryzoni.

Ubrania niemal każdej persony krzątającej się po tym terenie były podarte, naznaczone licznymi, błotnistymi plamami, a jedynie prostytutki i niewielkie oddziały straży miały w miarę czysty i schludny ubiór. Widok takiego miejsca zakorzenia się w umyśle nawet najmężniejszym bohaterom, pozostawiając po sobie ropiejącą ranę, która prawdopodobnie nigdy się nie zagoi. Ranę, która będzie o sobie przypominała w najgorszych momentach naszego życia... Jednak po przejściu przez potężne, przepiękne, świetliste wrota oczom wędrowców ukazał się całkiem nowy, wręcz utopijny świat, który na pierwszy rzut oka nie mógł mieć żadnej, nawet najmniejszej skazy.

Anioły Światłości wydawały kolosalną ilość funduszy na przeróżne zdobienia. Od samego wejścia było więc mnóstwo kolumn w stylu gotyckim oraz posągów przedstawiających poprzednich władców tego rozwijającego się miasta. Handel kwitł, bariera została zmieniona na nową, znacznie silniejszą, przez którą nikt bez zaproszenia nie zdołałby się przedrzeć. Mury okalające prowincję miały wysokość ponad osiemdziesięciu stóp, a ich grubość sięgała niemal dziesięciu. Wojsko w tej prowincji było zatem aż nazbyt sprawne i zorganizowane, a w konsekwencji przestępczość prosta, napady i kradzieże - były doprawdy rzadkością. 

Fakarina: Wyrok mrokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz