Prolog

328 21 10
                                    

Wysoki, stary budynek.
Jeden z najwyższych w mieście. Z jego szczytu można było zobaczyć prawie całe miasto. Przez prawie dekadę tętnił życiem zapełniony biurami wielkich korporacji, piętro po piętrze. Szkło z jakiego został wykonany oraz niezawodna stal sprawiały wrażenie artystycznego ładu wywołując okrzyki zachwytu przechodzących turystów. Tak, w rzeczy samej to była chluba tego miasta.

Teraz....

Piękne, zawsze dokładnie wysprzątane piętra, mieniące się w letnim słońcu płyty podłogowe, pedantycznie uporządkowane biurka oraz minimalistyczny wystrój jaki był ceniony w takich wieżowcach został zastąpiony kurzem i pyłem z pokruszonych ścian oraz połamanych mebli. Metrowe kafle podłogowe stylizowane na kształt marmuru, teraz roztrzaskane w drobny mak leżały wśród popękanych biurek umazanych brązową zaschniętą cieczą. Okna tak bardzo przez wszystkich chwalone za czystość i wygląd, teraz poplamione, zakurzone i porysowane. Na niektórych znajdowały się bordowe odciski dłoni, mniejszych lub większych, niżej lub wyżej.

Całe piękno i powaga tego miejsca uleciała wraz z pierwszym pęknięciem szkła oraz zaniepokojonym głosem recepcjonistki siedzącej przy masywnym, pół-okrągłym biurku na parterze.

Potem wszystko działo się tak szybko, jak by ktoś oglądając film przez przypadek przyspieszył go dwa razy. Każdy starał się uciec, wszystkie wejścia były zapchane ludźmi, jednak mało komu udało się wydostać.

Krzyk, strach, płacz oraz inne bodźce które informowały zebranych na wyższych pietrach ludzi o tym że coś się dzieje. 

Na 87 piętrze zapadła kompletna cisza. Z dołu dobiegał wrzask, nieludzki, gardłowy. Jak by kogoś obdzierali żywcem ze skóry. Błaganie o pomoc, modlitwy czy nawet strzały z broni palnej. Nikt nawet nie drgął. Wszyscy siedzieli bez ruchu na swoich miejscach z otwartmi szeroko oczyma i zdezorientowaniem wymalowanym wyraźnie na ich twarzach. 

Wraz z powolnymi krokami zaczęło rosnąć napięcie. Czyjeś ciężkie, potężne buty stawiały koślawe kroki na marmurowych szerokich schodach. Towarzyszył temu dziwny chargot, jak by osoba która właśnie tu zmierzała nie mogła wydusić z siebie słowa. Ciągle tylko kaszlała i wydawała z siebie ten dziwny, przerażający gardłowy odgłos. 

Z początku wszyscy myśleli że to terroryści. To było by dość prawdopodobne zważając na fakt że ostatnio było kilka ataków na mniejsze budynki w okolicy. Może osoba która właśnie tutaj zmierzała, była ofiarą Korea właśnie dostała nożem po gardle i stara się uciec od śmierci szukając na wyższych piętrach pomocy? Albo terrorysta któremu ktoś odebrał broń i starał się zaszlachtować ale uciekając zabłądził. Każdy modlił się o to by to co dzieje się na dole było tylko nieszkodliwym dla nich wypadkiem. Wraz z mocnym uderzeniem otwartej dłoni mężczyzny z ochrony który był tajemniczym terrorystą lub ofiarą bez krtani, zniknęły wszelkie nadzieje. 

Na 88 piętrze zapadła kompletna cisza. Z dołu dobiegał wrzask, nieludzki, gardłowy. Jak by kogoś obdzierali żywcem ze skóry. Błaganie o pomoc, modlitwy . Nikt nawet nie drgął. Wszyscy siedzieli bez ruchu na swoich miejscach z otwartmi szeroko oczyma i zdezorientowaniem wymalowanym wyraźnie na ich twarzach.

Teraz stał kompletnie pusty. Brudny, ponury, zniszczony. Ale spokojny. To jedyny czynnik który pozwolił żyjącym przetrwać w jego trzewiach. Był najwyższą budowlą w mieście i z jego szczytu było można zobaczyć nawet kawałek wsi za miastem. Połacie pól i lasów pokrywały krajobraz znajdujący się tuż za dżunglą betonu i szkła. Widać było domki oraz stróżówki stojące na ogromnych palach w środku lasu. 

Wszytko to topiło się w małej poświacie stalowych chmur zapowiadających najwidoczniej deszcz a może i nawet burze. Przemierzały szybko niebo nie pozwalając ujrzeć światła słonecznego. Bezlitośnie zakrywały swym cieniem te pola i lasy powodując że wyglądały jeszcze upiorniej niż wcześniej. 

To samo znajdowało się na mapce, co do milimetra. Wszystkie zabytki, od a do z stojące w tym mieście i zachaczajace o miasto sąsiednie. Butki leśników w razie gdyby się zgubili oraz legenda w rogu co jak i które oznaczenie jak nas poprowadzi.                                                    Mapka była rozłożona na betonowej podłodze na samym szczycie dachu, przyciśnięta okrągłym kamieniem oraz trzema popękanymi cegłami. Była trochę poplamiona. Po części kawą która musiała się najwidoczniej właścicielowi rozlać, a po części czymś bordowym, czymś co jeszcze dwa razy kapnęło ale tym razem na beton, rozbryzgując sie na trzy inne szkarłatne krople. Wiatr wściekłe zacinał ma samym szczycie więc i kolejna kropla nie pozostała nieruszona i rozpłynęła się w małą stróżke, długą na może dwa centymetry.  W końcu czerwone kropelki przestały lecieć. Jednak zamiast tego ręka którą owinięto czystym bandażem zaczęła zaciskać się w pięść i rozluźniać a na białej powłoce pojawiła się mała czerwona plamka. Właściciel mapy zaklą pod nosem mrużąc groźnie oczy. Zacisnął usta w wąską linie i oparł się drugą, zdrową dłonią o ziemię jeszcze raz studiując mapę. Niemal że każdą linijkę miał wyrytą w głowie, każdą najmniejszą dróżkę, szlaban czy domek letniskowy oznaczony numerem od 1 do 65. Większość z nich była zniszczona, to fakt. Ale niektóre mogły mieć w sobie bardzo ciekawe i przydatne rzeczy. Na przykład zapasy, broń czy ubrania. To było teraz najważniejsze.                                                Stracił kamienie z mapy i składając ją do możliwie najmniejszej formy, schował do kieszeni spodni. Pogoda zdawała się go obserwować skupiając najczarniejsze chmury wokół budynku. Mężczyzna stanął najbliżej krawędzi i ściskając w ręku długi baseballowy o barwie jasnego drewna, owinięty w zardzewiały drut kolczasty a samej górze. Trzymał go mocno , zabandażowaną dłonią jak by w każdej chwili chciał zaatakować mimo że zagrożenia nie można było zobaczyć na żadnym dachu. 

Zielone oczy powędrowały w dół. Analizował dokładnie każdy szczegół który mógł dostrzec. Blyo mnustwo szczegółów. Od czerwonych zaschniętych plam na asfalcie i chodnikach, rozbite samochody różnych marek, zderzone ze sobą czołowo lub bokiem a i czasami karambole gdzieś dalej z udziałem kilku ciężarówek. Prawie wogule nie był mowy o samochodzie który był by w całości. 

Witam w poprawionej wersji, stwierdziłam że obecna mi się nie podoba i zaczęłam ją rozdział po rozdziale przerabiać. Możliwe że dalsze momenty oraz postacie się zmienią i książka będzie się tylko luźno opierać na tym co było ale obiecuję że główne postacie charakteru nie stracą.

 

Wirus X *Yaoi*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz