Ocknąłem się po kilku sekundach. A może były to minuty...Albo jeszcze lepiej, GODZINY! Czy ja jeszcze żyje czy to jest już ostatnia projekcja mózgu której doświadczenie. Ciekawe że udało mi się przeżyć dwa miesiące samemu natrafiając na chordy zarażonych, obłąkanych ludzi, egzotyczne zwierzęta wypuszczone z zoo oraz kilkuosobowe grupy i żadne z nich nie zdołało mnie pokonać a udało się to jakiemuś dzieciakowi z kamieniem w ręku. To bardzo źle o mnie świadczy. Nadal czułem ten dziwny ból promieniujący od potylicy i obejmujący całe czoło, to dziwne, myślałem że podczas śmierci nie czuje się nic.
Z trudem poruszyłem lewą ręką która w tym momencie dziwnie zwisała nad ziemią zamiast leżeć bezwładnie na trawie jak prawa, poza tym, powinienem w ogóle leżeć a z tego co udało mi się wywnioskować znajdowałem się w pozycji siedzącej. Nagle coś świsnęło mi w uszach i natychmiast poczułem ostre światło słoneczne które uparcie chciało dostać się do moich oczu. Zacisnąłem je mocniej starając pomóc sobie ręką która jednak praktycznie nic nie dała. Prócz palącego światła poczułem coś jeszcze, zapach słodko-kwaśnego sosu oraz smażone mięso. Boże jak ja dawno nie jadłem mięsa! Tylko skąd dobiegał? Musiał być niedaleko skoro tak wyraźnie go czułem. Żeby się o ty przekonać musiałem otworzyć oczy więc chcąc nie chcąc zacząłem powoli unosić powieki widząc najpierw oczywiście białe jaśniejące plamy które jednak po chwili zaczęły zmieniać się w niewyraźne, jasne kształty. Zamrugałem kilkukrotnie przystosowując powoli źrenice do jaskrawego światła aż moim oczom ukazał się duży pokój dzienny o jasno-beżowych ścianach i białych meblach, był podobny do tego w którym niedawno mieszkałem jednak ten był o wiele większy a do tego miał piętro. Zmarszczyłem brwi zaczynając się coraz przytomniej rozglądać. Nie wiedziałem gdzie jestem oraz jak się tu znalazłem i co najważniejsze...z kim.
Bez namysłu oparłem się dłonią o ścianę z zamiarem wstania jednak kiedy tylko podniosłem się do wysokości parapetu moja lewa ręka pociągnęła mnie w dół powodując że ponownie musiałem usiąść pod ścianą. Spojrzałem w tamtą stronę i zakląłem pod nosem. Byłem przykuty do grzejnika. Zajebiście czyli nie dość że nie wiedziałem gdzie jestem to jeszcze nie mogłem się ruszyć. Po prostu bajka. Ale w sumie grunt że żyje.
Zacząłem grzebać przy kajdankach kiedy z drugiego pokoju dobiegły mnie czyjeś kroki oraz skwierczenie patelni. Na moment ucichły a potem pojawiło się nucenie i brzdęk porcelany o porcelanę oraz charakterystyczny dla sztućców odgłos. Przez moją głowę przebiegła mi myśl że może to jeden z tych gości którzy ogłuszyli mnie na drodze i teraz zażądają zapłaty czy czegoś takiego za uratowanie mi dupy ale potem stwierdziłem że było by to absurdalne. A może to jakiś stary niewyżyty dziad który widząc ledwo przytomnego chłopaka postanowił zaciągnąć go do domu, choć z tym to bym sobie akurat poradził ale i tak nie widziało mi się marnować sił i ryzykować zdrowia na takie coś. Kroki zaczęły się zbliżać i o dziwo wydawały się lekkie i płynne pasujące do młodej osoby a nie podstarzałego mężczyzny, może bardziej do wysportowanej dziewczyny lub czegoś w tym podobnie.
Jednak moje wizje na temat porywacza w żadnym stopniu nie przypominały tego co zobaczyłem po chwili kiedy do pokoju wparował jakiś chłopak, nie był ani wysoki ani wysportowany, nie wyglądał na jednego z tych kolesi ani na osobę która ma jakieś chore zamiary wobec mnie. Wydawał się spokojny oraz opanowany i przede wszystkim zupełnie niezainteresowany moją osobą.
-dobrze że wstałeś, zaraz dam ci coś do jedzenia - mruknął podchodząc do szafki w kącie pokoju i wyciągnął z niej butelkę wody oraz szklaną podłużną butelkę z pomarańczowym sokiem do rozcieńczania. Zmarszczyłem brwi wpatrując się w czarną, cienką kurtkę z podwiniętymi rękawami jaką miał na sobie oraz jasne blond włosy, trochę roztrzepane. Wydawał mi się totalnie niewzruszony moją osobą jak by to że przykuł kogoś do kaloryfera było zupełnie normalne i w sumie to nie pierwszy raz jest w takiej sytuacji. Po chwili wrócił i postawił dwa talerze na stole wraz z słodkim napojem w szklankach. Jednak zamaiast mnie odkuć, przy ciągnął krzesło bliżej mnie i usiał na nim krzyżując ręce na piersi.

CZYTASZ
Wirus X *Yaoi*
RandomMinęło już sporo czasu od momentu wybuchu epidemii w centrum Atlanty w Stanach Zjednoczonych. Wirus w zaledwie jedną dobe obrócił kilka miast w ruinę a większe skupiska ludności, w klatki pełne krwiożerczych zwierząt. Jak można poradzić sobie w tak...