Ze snu wyrwał mnie dźwięk tłuczonego szkła oraz kilka niecenzuralnych słów które mu towarzyszyły równie głośno co sam trzask. Zaspany podniosłem się do siadu spoglądając na szatyna który właśnie zbierał kawałki szklanki z podłogi.
- kaleka z ciebie - mruknąłem niewyraźnie przecierając oczy. On natomiast tylko uśmiechnął się wrednie po czym podszedł do kosza i wsypał szkło do środka.
- troche - odmruknął spowrotem wracając na swoje łóżko jednak san na dobre mnie opuścił za to ponownie przyszła ciekawość siadając gdzieś z tyłu głowy. Poprawiłem się na materacu do pozycji siedzącej i podłożyłem sobie poduszke pod plecy żeby było mi wygodniej. Chwile zastanawiałem się jak zacząć dyskusje a jedyne co przyszło mi do głowy to dyskretne wypytanie chłopaka o wszystko co im powiedział oraz co oni chcieli wiedzieć.
- jak daleko jesteśmy od drogi? - rzuciłem na co tylko westchnął i spojrzał w moją strone.
- tak na prawdę kiedy stąd wyruszymy będziemy zaczynać od nowa.
Wytrzeszczyłem oczy w szoku. Czyli całe dwa dni w plecy. Zajebiście...
- jesteśmy kawałek od Atlanty...- dodał troche ciszej a po plecach znowu przebiegł mi dreszcz. Chwile się nie odzywałem by zapanować nad emocjami i nie powiedzieć czegoś co by go zabolało. Robił to dla mnie poza tym chce równie szybko dotrzeć na miejsce co ja.
- jak twoja ręka?- zapytałem uciekając od tematu. Bez namysłu podwinął rękaw koszulki ukazując długą szramę ciągnącą się przez praktycznie całe przedramię. Zacisnąłem usta w wąską linie odwracając wzrok.
- czemu się otworzyła?- zapytałem podkulając jednocześnie kolana pod brode. Uśmiechnął się znowu w ten charakterystyczny, przyjazny sposób i opuścił rękaw odwracając się jednocześnie w moją strone.
- kiedy cię niosłem, zahaczyłem o płot i znowu sobie ją przebiłem- zaśmiał się zmieszany a ja nie mogłem się powstrzymać i chowając twarz w dłoniach zacząłem się śmiać. Jednak zaraz coś przeleciało koło mojej głowy lądując na materacu z cichym szelestem. Natychmiast podniosłem wzrok widząc za plecami poduszke należącą do szatyna oraz jego wredny uśmiech.
- nie pozwoliłem ci się ze mnie śmiać - mruknął spoglądając na mnie spod wysuniętych z luźno związanej kitki, kosmyków. Zmrużyłem oczy łapiąc ostentacyjne za poduszke którą przed chwilą we mnie celował.
- ty kanalio - syknąłem wstając na nogi - to ja ci dupe ratuje, daje dach nad głową, jedzenie i samochód a ty się tak odwdzięczasz?! - w tym momencie rzuciłem się na niego przykładając poduszką trzymaną w dłoniach. Nie umiałem się powstrzymać ze śmiechu kiedy mężczyzna zaczął zakrywać się rękami przy okazji szukając czegoś czym mógł się obronić.
- ej! to nie fair! masz moją poduszkę! - krzyknął rozpaczliwie na co tylko głośniej się zaśmiałem i ponownie wycelowałem w jego głowę którą teraz okrywały poszczególne kosmyki długich, kasztanowych włosów gdyż gumka je spinająca wylądowała prawdopodobnie za stelażem łóżka. W momencie kiedy poduszka zaczęła opadać na jego głowę, poczułem ucisk wokół talii a po chwili zostałem przerzucony pod tors Nicolasa z takim impetem że na chwile zakręciło mi się w głowie. Teraz leżałem pod nim w taki sposób że nie potrafiłem się ruszyć a przynajmniej od pasa w dół gdyż siedział mi na biodrach a nadgarstek w którym trzymałem swoją "broń" był teraz przyciśnięty do miękkiej powierzchni. Pierwsze i jedyne w sumie co zobaczyłem to był jego wredny uśmiech oraz sadysfakcja w oczach.
- wygrałem - powiedział z dumą na co tylko prychnąłem wściekły w duszy przeklinając moją niemoc w tej sytuacji.
- i co? buzi chcesz w nagrodę? - zapytałem wrednie na co uśmiechnął się wrednie a ja poczułem że moja twarz powoli robi się coraz bardziej czerwona.
CZYTASZ
Wirus X *Yaoi*
De TodoMinęło już sporo czasu od momentu wybuchu epidemii w centrum Atlanty w Stanach Zjednoczonych. Wirus w zaledwie jedną dobe obrócił kilka miast w ruinę a większe skupiska ludności, w klatki pełne krwiożerczych zwierząt. Jak można poradzić sobie w tak...