Postacie są widoczne w galerii na górze ;) postanowiłam je tam umieścić gdyby komuś było sobie trudno wyobrazić danego bohatera.
NICOLAS
Wiatr zacinał wściekle szarpiąc bujnymi koronami drzew, jaskółki co jakiś czas pikowały w dół przecinając skrzydłami powietrze niczym sztylety. Jedna z nich przeleciała tuż pod moim nosem prawie wytrącając mnie przez to z równowagi, w ostatniej chwili udało mi się chwycić barierki i wznowić bieg w dół schodów. Pamiętam jak któregoś razu właśnie w taki sposób złamałem nogę, zbiegając po parkowych schodach totalnie zamyślony nad chyba sprawdzianem potknąłem się o własne sznurówki i z całym impetem rżnąłem w beton przy okazji rozbijając telefon. Teraz jednak nie mogłem pozwolić sobie na wypadek. Nie byłoby karetki ani bezbolesnego nastawiania kości. Dobiegłem do końca schodów i rzuciłem się biegiem przed siebie ściskając w reku kij baseballowy. Park wyglądał podobnie do pozostałej części miasta, odrobinę zapuszczony, brudny i pusty. Nie było widać żywej duszy w promieniu kilkunastu mil. Za to pełno było chodzących zwłok o szarej wyblakłej skórze i przekrwionych oczach. Każde miało właśnie takie cechy, wydawały się przerażające i ohydne. W parku było ich kilka, wyłoniły się zza drzew wyciągając do mnie swoje długie pokrzywione palce i krzycząc a raczej rycząc na mój widok, jak by zobaczyły obiad. HA! Niedoczekanie! Zacisnąłem mocniej dłoń na kiju i jednym porządnym machnięciem roztrzaskałem głowę blondwłosej kobiety w stroju do biegania która była najbliżej mnie. Jej ciało bezwładnie opadło na ziemie torując mi drogę. Biegłem ile sił w nogach jednak z każdą sekundą czułem że jeszcze chwila i padnę wyczerpany na twarz. Jeszcze tylko trochę i za parkiem powinien być sklepik jeśli dobrze pamiętam a tam będę bezpieczny. Przynajmniej na chwile. Spojrzałem za siebie i szybko oszacowałem że goni mnie może czterech\pięciu umarłych. Koślawo przebierali nogami chcąc dogonić swoją ofiarę, mimo tego że połowa z nich miała złamania otwarte lub inne poważne rany to poruszali się w miarę sprawnie. Chyba tylko fakt że zaraz mogą wgryźć swoje zgniłe zębiska w czyjeś ciało dawało im wystarczająco dużo motywacji by pomimo tak wielu obrażeń pędzić dalej na przód bez opamiętania.
Zmarszczyłem brwi odganiając od siebie podobne myśli które przepływały przez moją głowę i dopadłem do drzwi małego kiosku do którego chodziłem po szkole i w ostatniej chwili zamknąłem drzwi na zamek biegnąc w stronę kasy za którą się schowałem. Przybiłem plecami do obicia jednej z szafek i z zapartym tchem wsłuchiwałem się w ich jęki i natarczywe walenie o ciężkie metalowe drzwi. Kiedyś myślałem ze kretynem był ten nadufany stary sprzedawca że zamontował tu drzwi jak do skarbca. Teraz gdziekolwiek jest, jestem mu bardzo wdzięczny bo właśnie uratował mi życie.
Ich natarczywe walenie w końcu ustało i po krótkiej walce z samum sobą podniosłem się na kolanach wypatrując jakich kolwiek postaci, jednak niczego nie zauważyłem. widocznie rozproszyły się po parku tracąc zainteresowanie swoją niedoszłą ofiarą. Szybko podniosłem się na nogi i spojrzałem na zegarek. za 4 godziny będzie zachód, przydałoby się streszczać jeśli mam zamiar dotrzeć do domu za widnego i trochę posiedzieć przy świetle dziennym. Rozejrzałem się po małym pomieszczeniu a uśmiech sam wstąpił na moją twarz kiedy zobaczyłem kilka artykułów spożywczych które na pewno mi się przydadzą. Znalazłem przede wszystkim batoniki zbożowe oraz trzy nieruszone butelki wody i pięć opakowań suszonej wołowiny. Wszystko to wrzuciłem do plecaka nie przestając myszkować w całym pomieszczeniu, możne jeszcze coś mi się trafi.
Niestety nic poza tymi rzeczami nie ostało się w sklepie i w sumie się nie dziwie. staruch który to prowadził sprzedawał tu przekąski i jakieś pierdoły typu papierosy, zapalniczki i tygodniki. Więc nie dziwie się że ludzie po kilku dniach dorwali się też i do tego. Zabrałem resztę swoich rzeczy i po cichy wyszedłem zapleczem starając się nie zwrócić na siebie uwagi co na szczęście mi się udało.

CZYTASZ
Wirus X *Yaoi*
RandomMinęło już sporo czasu od momentu wybuchu epidemii w centrum Atlanty w Stanach Zjednoczonych. Wirus w zaledwie jedną dobe obrócił kilka miast w ruinę a większe skupiska ludności, w klatki pełne krwiożerczych zwierząt. Jak można poradzić sobie w tak...