Następnego dnia obudziłem się w o wiele lepszym humorze niż przypuszczałem. Może to fakt że spałem chyba na najwygodniejszym łóżku na świecie a może to że poza mną był w domu ktoś jeszcze, niski, szczupły blondyn o stabilnej psychice i podobnym nastawieniu do obecnego życia. Wczoraj wieczorem udało mi się zamienić z nim kilka słów i stwierdziłem że jesteśmy do siebie w pewnym stopniu podobni. Lubimy podobne rzeczy choć on uwielbia książki a mnie one odtrącają, nie wiem jak można spędzać na czytaniu tyle czasu kiedy można by spotkać się z kimś lub porobić coś pożytecznego, choć teraz raczej nie mam czasu na spotkania towarzyskie albo oddawaniu się pasji to i tak nie rozumiem. Szybko wstałem z łóżka i przebrałem się w czyste ubranie podarowane przez Charliego i ruszyłem na dół z kąd dobiegał zapach śniadania. Chłopak stał już przy kuchni kończąc robienie grzanek które wyskoczyły właśnie z tostera. Dziwne, już wczoraj zauważyłem że w całym domu działał prąd oraz była ciepła woda i miałem się o to zapytać ale jakoś wyleciało mi z głowy.
- cześć, mam nadzieje że się wyspałeś - powiedział stawiając dwa talerze na kuchennym stole a obok postawił dwa kubki z kawą.
- tak, dzięki - odpowiedziałem siadając przy stole naprzeciw niego i zabrałem się za śniadanie. - jak długo tu mieszkasz ?
- ale pytasz ogólnie czy od początku tego bajzlu?
- ogólnie - mruknąłem biorąc do ust kolejny kawałek grzanki.
- no to od siedmiu, ośmiu lat - pokiwałem głową na znak że rozumiem, zaczęliśmy rozmawiać na temat tej okolicy i jak mu się tu żyło oraz jak dbał o takie poszczególne rzeczy jak jedzenie itp. a ja opowiadałem jak ja sobie radziłem.
- niedaleko jest market z którego z reguły zabieram zapasy, właśnie stamtąd wracałem kiedy cie zobaczyłem, zaciągnąłem cie więc do domu i tak oto jesteś. - mruknął uśmiechając się do mnie ironicznie. Uniosłem brwi zdziwiony że udało mu się mnie przytargać aż tutaj.
- jak ci się udało to zrobić, w sensie, przyciągnąć mnie tutaj? - ponownie się uśmiechnął tym razem szerzej popijając kęs, łykiem kawy.
- dosłownie cie tu przywlokłem - powiedział podkreślając dobitnie ostatnie słowo, wytrzeszczyłem oczy wyobrażając sobie jak blondyn zaczyna mnie ciągnąc po asfalcie i zacząłem się śmiać pod nosem - to musiało komicznie wyglądać - wydukałem poprzez śmiech na co tez się uśmiechnął u kręcąc głową wrócił do jedzenia. - racja, wyglądało.
Po śniadaniu pomogłem mu posprzątać a potem usiadłem w dużym pokoju na podłodze i z mapą którą dostałem od niego zacząłem wyrysowywać kolejną trasę którą mógłbym dostać się w wyznaczone przeze mnie miejsce. Droga zajmie mi kilka dni ale będę musiał przyspieszyć tępo. Nagle na schodach usłyszałem tupanie i już po chwili w salonie stał blondyn trzymając w ręku książkę. Odłożył ją na komodę po czym wyciągnął dłoń po coś co stało za nią a moim oczom ukazała się czerwona duża siekiera taka jaką można zobaczyć w centrach handlowych czy biurowcach. Nagle wszystko poskładało mi się w całość, już wiem od czego były te rany i co je spowodowało. Zabrał narzędzie do kuchni a po chwili usłyszałem dźwięk lecącej wody i nucenie. Nie mając nic innego do roboty wstałem i ruszyłem za nim po chwili opierając się o blat. Blondyn spokojnie mył narzędzie w umywalce patrząc w czerwoną wodę spływającą po metalowych ścianach.
- mapa się przydała? - zapytał nie odwracając wzroku od czynności, wydawał się naprawdę spokojny i opanowany aż zbyt spokojny, może trochę się pospieszyłem z oceną jego psychiki? a może po prostu starał się mieć to wszystko pod kontrolą żeby nie zwariować. Tak czy tak świetnie sobie radził a po zapoznaniu nie wydawał się taki straszny, choć jak sprzątaliśmy przy śniadaniu, przez przypadek strąciłem widelec i wtedy spojrzał na mnie w ten sam sposób co wtedy kiedy byłem przykuty do grzejnika. Ten wzrok był przerażający, wydawało mi się że wtedy te jego błękitne oczy matowieją i tracą ten ładny, lekki kolor.
CZYTASZ
Wirus X *Yaoi*
RandomMinęło już sporo czasu od momentu wybuchu epidemii w centrum Atlanty w Stanach Zjednoczonych. Wirus w zaledwie jedną dobe obrócił kilka miast w ruinę a większe skupiska ludności, w klatki pełne krwiożerczych zwierząt. Jak można poradzić sobie w tak...