Niestety nadzieja zawiodła grupkę przyjaciół. Lily jakby otrzeźwiona listem od rodziców znów zaczęła żyć zmartwieniami i gdy następnego dnia zaproponowali jej wspólną grę albo chociaż spacer odmówiła twierdząc, że musi się pouczyć, bo nie chce sobie robić zaległości już na początku. Zasmuciło to nieco Jamesa, który widział światełko w tunelu prowadzącym do serca dziewczyny. Gdy zniknęła jej wrogość, a on starał się zachowywać możliwie poważnie, wszystko układało się zgodnie z jego planem. Teraz musiał do niego dodać kolejny etap, który jednak nie szedł po jego myśli.
Lily niezbyt dawała mu szansę do jakiejkolwiek rozmowy. Zbywała wszystkich twierdząc, że nie może zaniedbać wszystkich swoich obowiązków. Nawet Dor i Alice mały problem wciągnąć ją wieczorem do rozmowy, bo ciągle czytała jakieś książki i nie chciała sobie przerywać. Nie zwracała przy tym uwagi na to, że znów pogrąża się w samotności.
Kluczem w tej sytuacji okazał się Remus, którego stan zdrowia uległ pogorszeniu po niecałym tygodniu szkoły. Zbliżała się pełnia, a poza Huncwotami tylko Lily wiedziała co to dla niego oznacza, oczywiście nie licząc dyrektora i opiekunki ich domu, chociaż James, Syriusz i Peter nie wiedzieli, że rudowłosa zna ich sekret. Dla Lunatyka zdecydowanie lepsze w tym czasie było odpoczywanie niż bieganie po zamku z innymi dlatego chętnie towarzyszył dziewczynie w bibliotece, zwłaszcza, że sam był pilnym uczniem. Tam udało mu się wciągnąć ją do rozmowy i pomóc chociaż na chwilę zapomnieć o zmartwieniach.
W końcu jednak nadeszła noc, której się tak obawiał i nie mógł jej towarzyszyć ani w nauce ani we wspólnym patrolu prefektów. Zawsze chodzili we dwoje w wyznaczone przez prefekta naczelnego dni, szukając po rozpoczęciu ciszy nocnej maruderów, którzy postanowili złamać regulamin szkolny. Niestety tym razem musiała się tym zająć sama, chociaż nie do końca rozumiała dlaczego, któryś z Huncwotów go nie zastąpi. Wolała jednak nie wdawać się z nimi w dyskusje i gdy wybiła wyznaczona godzina poszła się rozejrzeć.
Hogwart w nocy nie wydawał się przyjemnym miejscem. Wszędzie panował mrok i chłód, a odgłosy kroków niosły się po całym budynku przez co miało się wrażenie, że ktoś cię śledzi. Lily zdążyła się do tego przyzwyczaić, ale nigdy nie musiała chodzić sama i tego wieczora po raz pierwszy czuła się nieswojo w szkole, którą tak uwielbiała.
Najbardziej się zawahała gdy dotarła do części „kontrolowanej" przez Ślizgonów. Upomniała się jednak, że to jej obowiązek i ruszyła przed siebie, oświetlając korytarz za pomocą zaklęcia.
Słysząc czyjś nagły ruch poczuła jak serce jej przyśpiesza. Skręciła w bok chcąc złapać tego ucznia, ale nikogo nie dostrzegła.
- Wiem, że gdzieś tu jesteś!- starała się zabrzmieć pewnie, ale nie wyszło to tak do końca jak by tego chciała. Znów usłyszała szelest.- Wyjdź, nie ma sensu przedłużać tej nocy- usłyszała jakiś szept, ale w pierwszej chwili go nie zrozumiała.
-Szlama- dobiegł ją po chwili nieco wyraźniejszy głos. Ktoś niemal wysyczał to słowo.- Brudna szlama.
- Martwa szlama- dodał ktoś inny. Głosy dobiegały z różnych stron. Lily rozjaśniła blask wydobywający się z jej różdżki, ale nikogo nie dostrzegła.- Zginiesz...
- Przestańcie! Macie w tej chwili wyjść z ukrycia!- dobiegł ją kobiecy chichot.
- Szlama musi zginąć, bo to wyjątkowo wredna szlama- wyszeptała z kryjówki.
- Niszczysz wizerunek naszej szkoły...
- Wszyscy wy zginiecie...
- Martwa szlama... to już twój koniec- głosy zaczęły się ze sobą zlewać, przerywane złowieszczym śmiechem.
Lily czuła jak otacza ją coraz chłodniejsze powietrze. Serce w jej piersi się szamotało, a ona wciąż się rozglądała szukając prześladowców. Panika zaczęła przejmować nad nią kontrolę. Nie wiedząc co innego ma zrobić, rzuciła się biegiem w kierunku wieży Gryffindoru, chcąc jak najszybciej znaleźć się w bezpiecznym miejscu.
Zdyszana wpadła do opustoszałego pokoju wspólnego, trzęsąc się ze strachu. Tam była bezpieczna, nikt nieproszony nie znał hasła, a mieszkańcy nie chcieli jej krzywdy.
- Lily?- podskoczyła przerażona, a z jej gardła wyrwał się cichy pisk. Spojrzała na stojącego w wejściu Jamesa.- Co ty tu robisz?
- Nic, ja tylko... ja... muszę iść spać- obróciła się i wbiegła po schodach do damskiej części gdzie zatrzasnęła za sobą drzwi swojego dormitorium.
James stał nadal zaskoczony tym spotkaniem, a zwłaszcza jej reakcją. Lily nie tylko nie zwróciła uwagi na jego brudne ubranie, ale przede wszystkim nie nakrzyczała na niego za wymykanie się po nocy. Wcześniej wrzeszczała na niego nawet za minimalne spóźnienie, a tym razem zdawała się nie dostrzegać jego zachowania.
Jeszcze większym szokiem okazała się wieść, że nie zamierza uczestniczyć w zajęciach następnego dnia. McGonagall zgodziła się na to, wiedząc, że panna Evans jest odpowiedzialną uczennicą i nie postąpiłaby tak bez poważnego problemu. W historii jej edukacji to był raptem drugi przypadek gdy nie poszła na lekcje. Za pierwszym miała wysoką gorączkę i pielęgniarka jej na to nie pozwoliła. Teraz nauczycielka postanowiła jej zaufać.
Lily jednak nie odpoczywała w swoim dormitorium tylko siedziała z Remusem, który wyglądał okropnie po pełni. Mimo tego, że był wykończony i głównie spał, dawał jej poczucie bezpieczeństwa, którego w tej chwili potrzebowała najbardziej. Siedziała cichutko na łóżku niezidentyfikowanego Huncwota i starała się uczyć w tym wszechobecnym bałaganie. Odnalazła wzrokiem dziesiątki skarpetek, niedojedzonych słodkości, podartych pergaminów, butelek i innych śmieci, których nawet nie próbowała identyfikować.
- Liluś widzę, że wiesz gdzie dokładnie mnie szukać- oznajmił James gdy wszedł do ich dormitorium po zakończeniu zajęć. Podszedł do dziewczyny siedzącej na jego łóżku i niedbale rzucił torbę z książkami na ziemię.
- Nie schlebiaj sobie- zamknęła podręcznik.- Remus jest chory, wolałam tu być gdyby czegoś potrzebował- oznajmiła wstając.- A skoro to twoje łóżko to lepiej pod nim posprzątaj, bo coś się tam chyba rusza i z całą pewnością śmierdzi- wyszła z pokoju zamykając za sobą drzwi. James potargał włosy.
- Peter to ty?- odpowiedziało mu szurnięcie dobiegające z pod mebla, ale niestety to nie był jego przyjaciel.- Gdzie te odważne kobiety gdy ich potrzeba?
Zastanawiając się nad tym wygarnął śmieci i ubrania z pod łóżka, przeganiając mysz, która planowała zamieszkać w tym raju pełnym okruszków. Znalazł tam kilka rzeczy których wcześniej szukał oraz zapełnił ich kosz na śmieci po same brzegi. Na koniec krzywo rozłożył pościel by zaraz paść na nią z wyczerpania. Dla Jamesa Pottera to była nowość, ale zgadza się, posprzątał swój bałagan, przynajmniej na tyle na ile potrafił.
CZYTASZ
James i Lily- gdy nienawiść opadnie
FanfictionJames kochał ją od lat, ale ona wciąż go odtrącała, nie chciała mieć z nim nic wspólnego. Teraz jednak musiała spojrzeć na świat w inny sposób by dostrzec, że nie jest taki jak sądziła. Co się stanie gdy Lily straci przyjaciela z dzieciństwa, a cza...