Nieudana interwencja Jamesa

4.2K 246 34
                                    

Następnego dnia zarówno Lily i Remus poszli na zajęcia i zachowywali się tak jak dawniej chociaż może nie do końca. Lupin nadal był zmęczony, a dziewczyna rozglądała się nerwowo, ale mimo to byli uważni i jak zawsze przygotowani do lekcji.

-Potter nie gap się tak- wymamrotał mu na ucho Syriusz.- Zaraz wywiercisz Lily dziurę w plecach- James zerknął na niego.- To zaczyna przypominać obsesję.

- Nie przesadzaj, od lat się w nią wpatruję- przypomniał mu.- Poza tym coś jest nie tak i ja się dowiem co- zapewnił przyjaciela.

Nie mógł dłużej patrzeć na to oblicze Lily. Tęsknił za tą furią, z którą miał przyjemność przez wszystkie poprzednie lata. Niemal tęsknił za jej wrzaskami i narzekaniem. Był gotów znosić je każdego dnia byle widzieć ją radosną.

- Lily idziemy- oznajmił gdy wyszli z sali po ostatniej lekcji tego dnia.

- Nie mam czasu James, muszę się pouczyć- chłopak zmrużył oczy. Był zmęczony i głodny, ale nie zamierzał ustępować. Musiał dotrzeć do prawdziwej Lily

- Sam to za ciebie później odrobię jeśli będzie trzeba, ale teraz idziemy na spacer. I nie martw się to nie będzie randka chociaż wiem, że chcesz- nie był by sobą gdyby nie wtrącił tej drobnej uwagi.

- Nie mam ochoty na spacer...

- Ale ja mam- złapał ja za rękę i pociągnął za sobą. Lily poprawiła torbę z książkami i powlokła się za nim.- Jak tam zdrowie?- dziewczyna spojrzała na niego nic nie rozumiejąc.- No wiesz, opuściłaś wczoraj zajęcia.

- Ja... musiałam sobie odpocząć, każdy zasługuje na chwilę lenistwa- wyszli na błonia. Każdy wiedział, że Lily i leniuchowanie to niespotykane połączenie, ale James wolał to przemilczeć.

- Trochę się zmartwiłem. Zachowujesz się inaczej. Nie zwracasz uwagi na to, że łamię regulamin, chodzę cały brudny, włóczę się po nocy, opuszczasz zajęcia i mnie nie odtrącasz- wskazał na ich dłonie. Lily jakby dopiero zdała sobie z tego sprawę i zabrała rękę.- Co się dzieje? Wiem, że nie jestem Dor, Remusem czy nawet Syriuszem, ale zależy mi na tobie i chętnie wysłucham co cię dręczy.

- Nic mi nie jest James. Po prostu się zmieniłam przez te wakacje tak jak ty i Syriusz. Jestem taka- zatrzymał się.

- Nie jesteś. Znam cię sześć lat i wiem jaka jest prawda- dziewczyna stała z założonymi rękoma.

- Niby jaka jestem twoim zdaniem? Co wielki pan James Potter wie na mój temat czego ja nie dostrzegam?- mimo pewności, która zagościła w jej głosie nie dostrzegł tego co tak w niej uwielbiał.

- Jesteś silna i niezależna. Nie uciekasz, bo nie boisz się nikogo i zawsze martwisz się o słabszych, nawet jeśli to Ślizgoni. Masz w sobie tyle energii, że w twoim wykonaniu wszystko, łącznie z nauką, wygląda interesująco- spojrzał jej w oczy.- A przynajmniej taka byłaś przez wszystkie lata i tego mi tutaj brakuje. Tego ognia, który tobą kierował.

- Co ja mam niby zrobić James? Nie jestem już taka, zmieniłam się.

- Jak już nie chcesz się uśmiechać to nakrzycz na mnie, poślij wściekłe spojrzenie, wyzywaj od największych debili! Zrób coś bym wiedział, że nadal istnieje moja Lily, bo dłużej nie zniosę patrzenia na ten smutek- przyznał.- Jeśli trzeba to przywlokę tutaj Snapa i uczynię z was na nowo przyjaciół.

- Dlaczego?- chłopak nie rozumiał.- Dlaczego chcesz bym była taka jak wcześniej, przecież cie nienawidziłam.

- Ale byłaś szczęśliwa i pełna życia, a to co przede mną stoi jest piękną podróbką, ale nie tą samą Lily. Wolę cię stracić niż patrzeć na to cierpienie- wyznał. Było by to dla niego bardzo bolesne, ale ponad wszystko chciał jej szczęścia.

- A może ja tego nie chce...

- Chcesz, tam w środku jest ta furia. Nie zrozum mnie źle....- James zawahał się wiedząc, że za chwilę złamie jeden z jej warunków.- Od dawna jesteś dla mnie ważna i zawsze tak będzie niezależnie od tego, gdzieś się przede mną ukryjesz. Musisz mi jednak uwierzyć, że to boli, widzieć każdego dnia jak się zamartwiasz i cierpisz- spojrzał w jej zaszklone czy i wiedział że już dłużej nie wytrzyma.- Kocham cię Lily, czy to za mało by być szczęśliwą?

Dziewczyna patrzyła na niego z niedowierzaniem. James wiele razy mówił jej, że ją kocha, ale jeszcze nigdy nie zrobił tego w tak normalny i szczery sposób jak w tej chwili. Wpatrywała się w jego duże, brązowe oczy i po raz pierwszy uwierzyła w znaczenie tych słów. Otarła policzki, po których spłynęły pierwsze łzy, a on przyszykował się na wybuch furii.

- Kocham cię Liluś- powtórzył, a ona już otworzyła usta żeby coś powiedzieć, ale zamiast tego rzuciła się mu na szyję i mocno przytuliła, co wprowadziło go w zaskoczenie, ale szybko się otrząsnął i ją objął.

- To nie przez ciebie cierpię i tylko ja mogę sobie z tym poradzić- wyszeptała mu do uch.- Nie powiem, że tego chcę, ale jeśli musisz to przestań... mnie kochać, bo ja już chyba nigdy nie będę taka jak dawniej.

- Lily ja nie...- dziewczyna się mu wyrwała i pobiegła w kierunku zamku.- Nie przestanę- powiedział już sam do siebie.

Dziewczyna nie miała szans tego usłyszeć. Jej życie się waliło i miała wrażenie, że nic już jej nie uchroni. Coraz częściej słyszała o morderstwach dokonywanych przez Śmierciożerców na rodzinach mugolskich. Nie było chwili, w której nie martwiła się o rodziców i Petunię. Jej moc narażała ich na wielkie niebezpieczeństwo. Poza tym sama była na liście Czarnego Pana, który nienawidził czarodziei pochodzących z takiej rodzina jak ona. Wśród uczniów byli jego zwolennicy o czym przekonała się na własnej skórze. Swoją obecnością odbierali jej poczucie bezpieczeństwa, które zawsze jej towarzyszyło w szkole. A do tego wszystkiego jej najlepszy przyjaciel złamał jej serce i wraz z towarzyszami planował przystąpić do tych morderców by niszczyć życie niewinnym ludziom.

Po dwóch miesiącach ciągłego zadręczania się, nie miała już siły by normalnie funkcjonować. Dodatkowy stres wynikający z obowiązków szkolnych tylko ciągnął ja w głąb rozpaczy, a uczucia jej przyjaciół zdawały się być poza jej zasięgiem. Nie chciała się w nic angażować, bo nie była w stanie być dobrą przyjaciółką.

Załamana wbiegła do sowiarni gdzie na szczęście nikogo nie zastała, oczywiście poza sowami. Dostrzegła wśród nich tą, która należała do niej. Miała brązowo czarne pióra i zahukała przyjaźnie gdy ją dostrzegła, ale dziewczyna zdawała się tego nie słyszeć. Usiadła w pustym oknie i rozpłakała się na dobre. Jej szloch odstraszył część ptaków, bo nie próbowała nawet zatrzymywać płaczu. Musiała się wypłakać, wyrzucić wszystko co leży jej na sercu by móc później stanąć na nogi i zmierzyć się z kolejnym dniem.

Nie myśląc o niczym tkwiła skulona na parapecie i nie zwracała uwagi na otoczenie. Dopiero głośne skrzypnięcie desek sprawiło, że podniosłą głowę. Dostrzegła jedynie skrawek czyichś włosów, a do jej uszu dotarł znajomy, kobiecy głos. Poczuła ukłucie bólu, a później zapadła już tylko ciemność.

James i Lily- gdy nienawiść opadnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz