Rozdział 17

205 12 1
                                    

HARVEY

Właśnie wróciłem z kolejnego spotkania, o którym nie miałem pojęcia. Zadzwoniłem do niej chyba już dziesiąty raz, no może jedenasty. Przestałem liczyć przy piątym. Nie odbierała, a ja w środku aż gotowałem się ze złości. Właśnie ktoś wszedł do gabinetu, spojrzałem w stronę wejścia z nadzieją, że łaskawie się pojawiła jednak te uczucie rozczarowania było okropne.

- Ah to ty. - powiedziałem poirytowany.

- A kogo się spodziewałeś i gdzie jest Michell? - zapytał zdezorientowany Mike.

- Żebym to ja wiedział. - odburknąłem.

- Czyżbyś stracił sekretarkę? - zaśmiał się, na co spojrzałem na niego spod łba.

- Była wczoraj na babskim wieczorze z tą Katherine i przepadła. - zacząłem przeglądać akta klienta.

- Dzwoniłeś do niej? - zapytał.

- Nie. - odburknąłem.

- Dlaczego? - zdziwił się.

- Była na spotkaniu, więc nie chciałem przeszkadzać. Sama powiedziała, że ma ochotę na towarzystwo z kimś innym.

- Mogłeś się zainteresować i chociaż napisać głupią wiadomość, przecież chyba jesteście razem. - powiedział.

- No a pytałeś Katherine? - dodał. Właściwie to ma racje, pewnie wie dlaczego dziś nie przyszła.

- Załatw to. - podałem mu akta sprawy.

- A ty dokąd? - zapytał, widząc jak wychodzę.

- No do Katherine.

Szedłem wzdłuż korytarza, mijając gabinety innych pracowników. Po krótkim czasie byłem na miejscu. Siedziała sprawdzając coś na komputerze, niechętnie podszedłem bliżej. Spojrzała na mnie, a po jej minie wnioskuję, że cieszyła się na moją wizytę tak samo jak ja.

- Czego chcesz Harvey? - zapytała z pogardą w głosie, wracając wzrokiem do monitora.

- Gdzie jest Michell? - obdarzyłem ją takim samym entuzjazmem.

- Skąd mam wiedzieć. To nie moja sekretarka. - powiedziała sarkastycznie. Jak ja nienawidzę tego babska.

- Spotkałyście się wczoraj, więc pewnie znasz powód dlaczego się nie zjawiła. - przewróciłem oczami, dalej oczekując zadowalającej odpowiedzi.

- Spójrz w lustro. - oderwała na chwilę wzrok z ekranu i przeniosła go na mnie.

- Co? - zapytałem zdezorientowany.

- Zobaczysz powód dla którego jej dziś nie ma. - Zirytowany odszedłem w milczeniu. Przeczuwałem, że ona mi nic nie powie, no trudno będę musiał złożyć wizytę osobiście.

*~~~~~~~~~~~~~~~~*

Stałem właśnie przed drzwiami do mieszkania Michell. Miałem obawy, że mi nie otworzy, ale szybko odrzuciłem tę myśl i zapukałem. Po chwili usłyszałem dźwięk otwierania zamka w drzwiach, ulżyło mi.

- No nie. - powiedziała zdenerwowana, widząc mnie w drzwiach. Chciała je zamknąć, ale zatrzymałem je stopą.

- Czego chcesz? - wysyczała.

- Wpuścisz mnie, czy sąsiedzi mają mieć widowisko? - zadrwiłem, miałem dość jej dziecinnego zachowania. W końcu ustąpiła i wpuściła mnie do środka. Weszliśmy do salonu połączonego z kuchnią.

- Powiesz mi w końcu co ma oznaczać twoja wizyta? - zapytała, krzyżując dłonie na piersi.

- Chcesz mnie przeprosić? - dodała.

- Przeprosić? Niby za co mam cię przepraszać? - nie miałem pojęcia o co znowu się czepia. Czasami nie rozumiem kobiet, jak mogą robić awantury o byle co.

- No jasne! Może ja mam ciebie przepraszać! - prychnęła, uśmiechając się sarkastycznie.

- Owszem, spójrz jak się zachowujesz! - krzyknąłem, teraz to i ja straciłem opanowanie.

- No jak? - zapytała.

- Jak dziecko! - warknąłem, na co tylko się uśmiechnęła i odwróciła do mnie plecami.

- A ty może zachowujesz się dojrzale? Specjalnie wczoraj obarczyłeś mnie pracą, mimo że wiedziałeś o moim spotkaniu z Katherine. - powiedziała na jednym wydechu i odwróciła się w moją stronę. Byłem nieźle zdenerwowany, jednak w jej oczach dostrzegłem smutek. Ale nie mogłem sobie pozwolić na takie lekceważenie, jestem jej szefem.

- Obarczyłem cię robotą, ponieważ to należy do twoich obowiązków. Jestem twoim szefem, więc powinnaś robić to co ci karzę.

- Wyjdź. - szepnęła, podchodząc do wyjścia.

- Co? - zapytałem.

- Wyjdź! - krzyknęła i otworzyła mi drzwi. Zrobiłem to co mi kazała i wyszedłem.

MIŁOŚĆ MIAŁA MNIE URATOWAĆ, A MNIE ZNISZCZYŁA.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz