Rozdział 20

203 9 2
                                    

HARVEY

Wychodząc natchnąłem się na Gibs, jeszcze jej mi brakowało.

- Nie sądziłem, że można upaść tak nisko. - powiedziałem podniesionym głosem.

- W twoich ustach to chyba komplement. - uśmiechnęła się lekko i założyła ręce na biodrach.

- Jak śmiesz nękać ojca mojej sekretarki.

- Nonsens, jak mi wiadomo to nie tylko twoja sekretarka. Wezwał go mój kolega w zupełnie innej sprawie. - powiedziała.

- Chrzanisz, robisz to żeby nastraszyć Michell, by mnie obciążyła.

- Dobra myśl. Sędzia powiązała cię z oszustem Mike'a Ross'a.

- Może tym łącznikiem okaże się Michell Paulsen. - uniosła brwi w zadowoleniu.

- Nękasz i prześladujesz niewinnego człowieka. Zapłacisz za to. - zagroziłem i już miałem wyjść, ale mnie zatrzymała.

- Trafił tu z twojej winy, spójrz w lustro. - powiedziała.

- Wystarczy, że się przyznasz i wszystkie problemy zniknął. - dodała.

MICHELL

Przepłakałam całą noc, czułam się bezsilna. Nie wiedziałam co robić, nic mi nie pozostało tylko zaufać Harvey'owi. Nie mogę zaniedbać pracy, więc z samego rana udałam się do firmy. Myłam właśnie ręce w toalecie, kiedy weszła Katherine.

- Jak się czujesz? - zapytała. Wieści w pracy szybko się roznoszą. Wyczuwałam współczucie, ale co mi po nim.

- A jak ty byś się czuła w mojej sytuacji? - spojrzałam na nią. Nie wiem dlaczego wkurzyła mnie jej troska. Chciałam być silną i nie zależną kobietą. Taka byłam, aż do ostatnich wydarzeń.

- Przepraszam. - odburknęła z zakłopotaniem. Zakręciłam kran i sięgnęłam po ręcznik papierowy.

- Chcesz zostać sama? - zapytała.

- Nie. -odpowiedziałam szczerze.

- To naturalne, zamartwiasz się o ojca. - próbowała mnie pocieszyć.

- Rok temu Harvey powiedział, że gdy będę się zamartwiać czy przegra to przegra.

- Nie możesz nad tym zapanować. - stwierdziła, a ja potwierdziłam ruchem głowy. Nagle znowu łzy stanęły w moich oczach, bo wyobraziłam sobie jak tatę albo Harvey'a zabierają do więzienia.

- Zachodzisz w głowę bo nie wiesz co zrobisz w ostateczności. - kontynuowała swoją wypowiedź. Zaskoczyła mnie.

- Co? Nie, skąd ta myśl. - zapytałam w szoku.

- Rozumiem. - uśmiechnęłam się sama do siebie. Chcesz by Mike wydał Harvey'a. Przyszłaś tu, żeby mnie urobić. - prawie krzyczałam.

- Nie, kierowała mnie troska o ciebie. - tłumaczyła się.

- Nie chrzań! Myślisz, że nie wiem jak ostatnio ty i Mike zbliżyliście się do siebie?

- Nie chciałam cie nastawiać przeciwko Harvey'owi. - zrobiła zakłopotaną minę.

- Czy na pewno? - zapytałam oburzona.

- Co proszę? - też się zdenerwowała.

- Przecież wiem, że wystarczy moje zeznanie, a Mike nie będzie skazany i  twoje problemy zniknął. Do tego nie lubisz Harvey'a.

- Nie, moje problemy zniknął kiedy Mike się przyzna. Ale tak, odetchnęłabym z ulgą jakby Harvey wziął odpowiedzialność za to co zrobił. - osłupiło mnie. Jak mogła to powiedzieć. Wiedziałam, że nie trawi mojego ukochanego, ale nie że aż tak.

- Zakochałam się! - dodała, krzyżując ręce na piersi. Właśnie poczułam wyrzuty sumienia, że tak na nią naskoczyłam.

*~~~~~~~~~~~~~~~*

Czekałam na Harvey'a u niego w gabinecie, musiałam się z nim rozmówić. W końcu przyszedł.

- Michell dobrze, że jesteś. - powiedział, widząc mnie stojącą przy oknie.

- Najpierw wyjaśnij mi jak to się stało,że już jutro tatę oskarżają o oszustwo bankowe. - chciał coś powiedzieć, ale mu przerwałam.

- Niech to szlak. - szepnął pod nosem.

- Co zrobiłeś? - zapytałam.

- Ja tylko zastraszyłem pracownika banku. - odburknął.

- Co ci odbiło?

- Miał dowód, który musiał zniknąć. - jak zawsze ton jego głosu nie wyjawiał żadnych emocji.

- Czułam, że coś ukrywasz. Co się stało sześć lat temu? - nalegałam na odpowiedź.

- Poprosiłaś mnie o przysługę, a ja twojego ojca. - wyjaśnił.

- Gówno prawda! Ty nie prosisz! Ty zmuszasz! - znowu straciłam panowanie nad emocjami. Łzy mimowolnie napłynęły do moich oczu.

- Zagroziłem, że jeśli tknie twoje pieniądze to nie dopuszczę do transakcji. - nie wierzyłam w to co właśnie powiedział. Wiedziałam, że jest chamskim arogantem, ale nie sądziłam że okłamie własną przyjaciółkę. Ufałam mu, poświeciłam dla niego całą siebie. Nigdy go o nic nie prosiłam, a kiedy raz do tego doszło nawet nie raczył mi pomóc.

- Nie miałeś prawa. - szepnęłam, bo głos mi się łamał.

- Nie mogłem dopuścić, żebyś przez własne zaślepienie nie poszła na studia. - bronił się.

- I co mi po nich! Tkwię w tej firmie razem z tobą jako sekretarka!

- Do tego w rezultacie ojciec złamał prawo, a ja znowu muszę wybierać między tobą a kimś dla mnie równie ważnym! - dodałam krzycząc.

- Robiłem co mogłem, żeby cię nie wciągać w ten syf! - również podniósł głos.

- To było nie zatrudniać oszusta! - wypsnęło mi się. Nie chciałam go oskarżać, ale nerwy i żal mnie poniosły. Obróciłam się na pięcie i wyszłam. Nie mogłam wytrzymać i pozwoliłam, żeby łzy zalały mi twarz.

MIŁOŚĆ MIAŁA MNIE URATOWAĆ, A MNIE ZNISZCZYŁA.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz