Rozdział 21

173 8 1
                                    

HARVEY

SZEŚĆ LAT TEMU.

Po jej wyjściu wziąłem do ręki teczkę, którą mi zostawiła. Po przeczytaniu zawartości upewniłem się co do swoich przypuszczeń. Ta transakcja to zwykłe gówno, które da się wyczuć na kilometr. Szkoda, że miłość do człowieka który ma miano jej ojca zaślepiła ją. Musiałem coś z tym zrobić, ona jest dla mnie zbyt ważna by ją narazić. W ciągu ostatnich dwóch lat poznała mnie i zbliżyła się do mnie jak nikt inny. Ufam jej bezgranicznie i cenię naszą przyjaźń. Dowiedziałem się w jakim miejscu często przebywa jej ojciec i udałem się tam już następnego dnia.

- Nowy członek? - zapytał.

- Jestem przechodniem, słabo gram. - odpowiedziałem podchodząc bliżej. Znajdowaliśmy się właśnie na środku pola golfowego. 

- Ja też. - uśmiechnął się.

- Harvey Specter. - podałem rękę.

- Jim Paulsen. - odwzajemnił uścisk. Miał na sobie klubowy strój, co świadczy o tym, że jest tutaj częstym bywalcem.

- Pan w sprawie tej obiecującej inwestycji? - zapytał.

- Może obiecująca, ale nie realna. - odpowiedziałem stanowczo.

- Nie rozumiem, sądziłem że nie boi się pan ryzyka.

- Nie boję się, ale nie ryzykuję kosztem najbliższych. Dlatego jeżeli Michell zaoferuje panu swoje oszczędności proszę odmówić.

- Proszę wybaczyć, to nie pańska sprawa.

- Córka postawiła pana na takim poziome, że nie czuję smrodu tego przekrętu. - odburknąłem.

- To nie przekręt. - zaprzeczył.

- Przejrzałem umowę, uczciwie nie zdobędzie pan takiego kredytu.

- Ja tylko trochę podkręcam wartość majątku, to nic złego.

- Dopóki nie pojawią się kłopoty. - wtrąciłem się.

- Jeśli wciągnie pan w to Michell to dopilnuję, żeby zablokować tą inwestycje. - dodałem.

- Ja tylko chcę zarobić.

- Nie kosztem Michell. - powiedziałem odchodząc.

- Mówi pan jakbym nie kochał córki. - usłyszałem za plecami.

- Ten kto na prawdę kocha nie zmusza najbliższych by złamali prawo. - odwróciłem się w jego stronę.

TERAZ

Zaprosiłem Mike'a do swojego mieszkania, żeby omówić strategię. Możliwe, że to ostatnia noc w której siedzę swobodnie we własnym domu. Nie wiem dlaczego, ale to właśnie z nim chciałem spędzić czas, zresztą on jest bystry pomimo swojego młodego wieku i małego doświadczenia. Doszedłem do wniosku, że jeśli nic nie wymyślimy to się przyznam.

- Wiesz jak uratować ojca Michell? - zapytał Mike, opierając się o oparcie mojej kanapy.

- Jedynym wyjściem jest moje przyznanie do winy. - odpowiedziałem, sięgając po karafkę z whisky.

- Nie! Zgłupiałeś? Nie dam ci zgnić w pudle, zbyt wiele tobie zawdzięczam. - powiedział.

- Jakby nie patrzeć to również moja wina. - uśmiechnął się blado.

- Napijesz się? - Skinął głową na potwierdzenie. Nalałem whisky do obu szklanek, a jedną z nich podałem młodemu.

- Czy to ten moment, gdy napiję się ze sławnym Harvey'em Specter'em? - zaśmiał się.

MIŁOŚĆ MIAŁA MNIE URATOWAĆ, A MNIE ZNISZCZYŁA.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz