Rozdział 19

198 12 2
                                    

- Jeśli nie chcesz, żeby poszedł siedzieć to wydaj nam Harvey'a. - powiedziała.

- Co masz na myśli? - zapytałam, marszcząc brwi.

- Przyznaj, że Harvey wiedział o wszystkim i specjalnie zatrudnił prawnika bez uprawnień. - W tym samym momencie wszedł a raczej wparował ktoś do pokoju. Od razu poznałam tą sylwetkę.

- Na jakiej podstawie przesłuchujesz moją klientkę, bez mojej wiedzy. - powiedział zdenerwowany. W jego głosie dało się usłyszeć zirytowanie i chamstwo, no ale to cały on.

- Właśnie skończyłyśmy. - odpowiedziała kobieta, uśmiechając się lekko. Wzrok Harvey'a został skierowany na mnie, a ja poczuła się zdradzona i jeszcze bardziej wściekła. Dlaczego oszukał mnie w sprawie ojca? - pytałam siebie w myślach.

- Wychodzimy. - odburknął do mnie.

- Myślę, że wybierzesz mądrze. - tym razem Gibs zwróciła się do mnie.

Wyszliśmy z pomieszczenia, a ja nie mogłam wytrzymać napięcia między nami.

- Mają mojego ojca. - powiedziałam, patrząc się mu prosto w oczy. Wdziałam, że się spiął na moje słowa, ale wyraz twarzy pozostawał bez emocji.

- Wiem, zawiozę cię do siebie. - powiedział, podchodząc bliżej.

- Właściwie to chce wrócić do domu. - powiedziałam, odsuwając się.

- Michell? - zapytał, spojrzałam na niego pytająco.

- Załatwię to. - choć na chwilę poczułam spokój.

HARVEY

Odwiozłem ją do mieszkania, wydawała się zmartwiona. Już sam nie wiem czy dalej jest na mnie zła czy nie, ale nie zważam na to, teraz muszę pomóc temu draniowi. Jak na złość wspomnienia mnie dopadły.

SZEŚĆ LAT TEMU.

Siedziałem przy biurku, sprawdzając papiery w sprawie rozwodu niejakiej Elizabeth Rain. Nienawidzę spraw rozwodowych, to nie jest dla mnie. Wolę coś grubszego, tak więc strasznie się nudziłem. W pewnym momencie przyszła moja przyjaciółka zarazem sekretarka. Trzymała w ręku jakąś niebieską teczkę.

- Harvey? - Podniosłem na nią pytający wzrok. Wyglądała idealnie, tak jak zawsze. Wtedy niestety nie łączyły nas relacje seksualne, a szkoda.

- Mogę cię o coś prosić? - dodała.

- Oczywiście Michell, dla ciebie wszystko. - powiedziałem szczerze. Dla niej mógłbym przenieść nawet góry i zgasić słońce.

- Chodzi o mojego ojca. Zainwestowałbyś w jego biznes deweloperski? - podała mi teczkę, po czym usiadła na przeciw mnie.

- Przykro mi nie mogę. - odpowiedziałem.

- Powiedziałeś dla ciebie wszystko. - uśmiechnęła się sarkastycznie.

- Przemyślałem to. - nie mogłem jemu pomóc, inaczej mógłby narazić moją Michell.

- Nawet nie spojrzałeś. - powiedziała oburzona.

- Nie musiałem. Jesteście dla mnie jak rodzina, a z rodziną nie robi się interesów. - musiałem ją jakoś zbyć, może łyknie to.

- Markusowi pożyczyłeś na restauracje. - powiedziała. Nie wiedziała wtedy, że strasznie naraziłem siebie i mojego brata. Tylko po to, żeby mu pomóc.

- To co innego. Markus wiedział co robi.

- Nie chcesz zainwestować to twoja sprawa, ale nie potrzebuję kazania. - odburknęła i wstała, żeby wyjść.

- Potrzebujesz.

- Do prawdy? - odwróciła się w moją stronę.

- Bo jak cię znam, dasz mu swoje oszczędności. - stwierdziłem. Nie mogłem do tego dopuścić.

- I co z tego?

- Michell, raz zaprzepaścił wasz majątek. - oburzyłem się lekko, jednak nie chciałem się kłócić. Od zawsze była irytująca.

- Pozwolisz by znowu to zrobił? - dodałem.

- To mój tata, zawsze mnie wspierał. Wiem, że matka cie skrzywdziła, ale on jest inny.

- Co ma piernik do wiatraka. Jesteś zaślepiona, a ja działam w twoim interesie. - poruszyła temat, który jest dla mnie jak wrzód na dupie. Nie chciałem o tym rozmawiać.

- Czyżby? Zachowując się jak dupek? Wcale mi nie pomogłeś, tylko mnie wkurzyłeś! - krzyknęła i odeszła. 

TERAZ

Siedziałem przy kominku w moim salonie, popijając ulubioną whisky. Zacząłem rozmyślać nad sprawą, nie wiedziałem jak pomóc jej ojcu i to mnie przytłaczało. Do cholery jestem przecież Harvey Specter! Zawsze wygrywam. Postanowiłem, że z samego rana wybiorę się do prokuratury i porozmawiam sobie z tym człowiekiem. Tak też zrobiłem.

- Coś ty najlepszego zrobił? - zapytałem oburzony. Siedział w takim samym pokoju co wczoraj Michell. Nie zmienił się za bardzo, miał siwe już spowodowane wiekiem włosy, a raczej prawie ich brak i nosił okulary.

- Nie rozumiem?

- Nie ściągnęliby cię, gdybyś sześć lat temu nie przekombinował.

- Przyznaj się. - dodałem.

- Zrobiłem to co wszyscy. Nie dałeś mi forsy, więc podkręciłem trochę swoje zabezpieczenie.

- Nie pomogłem ci, żebyś nie wkręcił Michell właśnie w taki przekręt. - wkurzyłem się.

- Tak się o nią troszczysz, a to właśnie przez ciebie i twoje przekręty ściągnęło ją FBI.

- Wszystko mi wyjaśnili, chcą żeby zeznawała przeciwko tobie. A ja mam im w tym pomóc.

- To czemu tego nie zrobisz? - powiedziałem pewnym siebie głosem.

- Bo to by ją zabiło, a ja za nic nie skrzywdziłbym córki. - prychnął.

MIŁOŚĆ MIAŁA MNIE URATOWAĆ, A MNIE ZNISZCZYŁA.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz