Part 2

884 42 11
                                    

Przesunęłam się w bok i otworzyłam oczy. Chwilę zajęło mi zorientowanie się, gdzie się znajduję. Leżałam na sofie w salonie, w tych samych ubraniach, w których wczoraj świętowałam swoje urodziny. Z trudem usiadłam i zaraz poczułam pulsujący ból głowy. No tak, kac. Takie są skutki picia wódki.
Wódki i nie tylko...
Wstałam z zamiarem ogarnięcia się i spożycia jakiejś tabletki, jednak przeżyłam szok gdy rozejrzałam się po salonie. Obok kanapy spała Amanda. Jej długie rozpuszczone włosy były rozrzucone, a wokół niej była kałuża. Kałuża wymiocin, które wydawały intensywny zapach. Jednym słowem, bleah.
Thomas spał skulony na schodzie, gdzie wyglądał jak niewinny szczeniaczek. Miał rozpiętą koszulę i wyglądał uroczo.
Przekroczyłam Amandę i weszłam do kuchni, gdzie wybuchnęłam głośnym śmiechem. Dylan w samych bokserkach spał skulony na blacie kuchennym i jedną ręką trzymał przyciśniętą do swojej klatki piersiowej butelkę wódki. Ten widok sprawił, że przestałam się martwić, że prawie nic nie pamiętam ze wczoraj i nie mam pojęcia jak doprowadziliśmy ten dom do takiego stanu.
- Jezu, ciszej - podszedł do mnie Sangster, zakrywając sobie dłońmi uszy. Widać, że on też odczuwał skutki wczorajszej zabawy. Wskazałam głową na śpiącego Dylana i na twarzy Thomasa zamiast grymasu wstąpił uśmiech.
- Czemu nic nie pamiętam? - zaśmiał się cicho, a ja wskazałam butelki alkoholu, które walały się... dosłownie wszędzie. Trzeba będzie to sprzątać.
- A no tak... - podeszłam do szafki i podałam Sangsterowi tabletki, które po chwili i ja połknęłam.
- Jezus... - chwilę później dobiegł do nas głos Amandy. - O fuj! - krzyknęła na cały dom, jednak Dylan ani drgnął. Szybko do niej podeszłam i zobaczyłam jak próbuje zdjąć ze swojej sukienki... własne wymiociny.
- Amanda, zostaw to i idź się wykąpać. - zaproponowałam. Na szczęście mieliśmy więcej łazienek bo sama z chęcią bym wzięła długą kąpiel.
- Musimy najpierw jakoś obudzić tego śpiocha. - wyjrzał do nas Thomas z kuchnii. Amanda powoli skierowała się w stronę mojego chłopaka.
- O boże... ja nic nie pamiętam... - zakryła usta dłonią.
- Nie jesteś jedyna. - stwierdził Thomas, podając jej tabletki. Nagle rozniósł się głośny dźwięk dzwoniącego telefonu. Wszyscy jękneliśmy i rozpoczeliśmy poszukiwania mojego urządzenia. Trochę nam to zajęło i akurat odebrałam w ostatnim momencie.
- Halo? - jęknęłam. Jeszcze nigdy nie czułam się tak fatalnie.
- Żyjecie? - odezwał się w słuchawce Ki Hong.
- My tak, ale Dylan nie jest pewny. - zażartowałam - śpi na blacie kuchennym jak dziecko.
- Matko, muszę to zobaczyć! - krzyknął do słuchawki ciut za głośno przez co odsunęłam ją od ucha. Czy ten człowiek czuje się dobrze? Wiem, że ma dobrą głowę do picia, ale mógłby uszanować innych.
- Człowieku, zlituj się. - zamarudziłam.
- Sorka... - przeciągnął - Było wczoraj grubo, więc się nie dziwię, że masz kaca. - zaśmiał się.
- Mam tylko nadzieję, że nie zrobiliśmy żadnych głupot. Nikt nic nie pamięta.
- No cóż, zobaczy się później. Dobra, laska. Ja kończę, cześć!
- Pa - burknęłam i się rozłączyłam. Odwróciłam się w stronę Sangstera, który już wymyślił jak obudzić Dylana. Trzymał w ręce miskę pełną wody, którą zamierzał wylać na jego głowę. Szybkim ruchem wylał zawartość i krzyknął:
- DYLAN! - chłopak cały mokry, o mały włos nie spadł z blatu.
- Tommy, idioto. Daj spać! - oburzył się.
- Dylan, nie przesadzaj. Wstawaj - odparł znudzony Thomas, a ja przygotowałam dla naszego śpiocha tabletki.
- O Boże, ale mnie g... - podałam mu do ręki tabletki. Spojrzał na mnie i się uśmiechnął. - Ooo... Dzięki. - już na pierwszy rzut oka można było zobaczyć, jak strasznie mu dokucza kac. Zaczął powoli schodzić z blatu, ciągle przy tym gadając.
- Wiki, idź się ogarnąć, ja go przypilnuję. - kiwnął do mnie Thomas. Uśmiechnęłam się i poszłam po rzeczy, a później w stronę łazienki. Amanda zajęła tą na piętrze, więc mi została do dyspozycji łazienka na parterze. Szybko zdjęłam z siebie wczorajsze ubrania i wyskoczyłam do wanny.
Po kąpieli ubrałam czarne spodenki i żółtą koszulkę z krótkim rękawem. Moje blizny na rękach już prawie się zagoiły i jest już dobrze, jednak czasem, gdy mam gorszy dzień, mam ochotę sięgnąć po coś ostrego i zrobić kilka kresek. Na szczęście moi przyjaciele i chłopak zawsze mnie wtedy powstrzymują i pomagają. Położyłam się w moim pokoju i zaczęłam przeglądać media społecznościowe. Znalazło się parę zdjęć z mojej wczorajszej imprezy i mnóstwo życzeń urodzinowych nawet od ludzi, których nie znam. Z chęcią je przeczytałam i podziękowałam. Pośród nich znalazły się też jednak spore hejty. Obelgi dotyczyły dosłownie wszystkiego. Mojej figury, ubrań, wczorajszej imprezy, moich włosów, mojego zachowania. Padły również wyzwiska w stosunku do mnie i Sangstera. Pomimo wielu osób, którzy nam kibicują, są też osoby, które starają się nas zniszczyć. Media śledzą każdy nasz ruch i wciąż komentują nasz związek.Ciągle staram się nad tym panować i nie brać wszystkiego do siebie, jednak nie zawsze mi się to udaje. Usiadłam pod ścianą i wsunęłam dłonie pod siebie, aby powstrzymać samą siebie przed zrobieniem sobie czegoś. Napadła mnie chwila słabości, którą po prostu muszę przetrwać. Przy okazji zbliża mi się okres, więc wiele to tłumaczy. Dam radę. Zaczęłam płakać, aby oczyścić swój organizm ze smutku. Miałam ochotę chwycić żyletkę, jednak w środku siebie wiedziałam, że to nic nie zdziała. Szybkos wstałam i płacząc, zaczęłam szukać w szufladzie żyletki lub czegoś ostrego. Szybko znalazłam jakąś żyletkę i wyjęłam z opakowania.
- Nie rób tego... - szepnęłam do siebie, jakby próbując przemówić sobie do rozumu. Przyłożyłam ostrze do skóry, kiedy przerwał mi głos.
- Wiki? - odezwał się Thomas wchodząc do pokoju. Nie zamknęłam drzwi.
- Połóż to! - podbiegł go mnie i zabrał mi z ręki ostry przedmiot. - Hej... - ujął moją twarz swoimi dłońmi i kciukami otarł łzy. - Miałaś już tego nie robić. - powiedział patrząc mi prosto w oczy i mocno przyciągnął do siebie. Oparłam głowę na jego klatce piersiowej i przymknęłam oczy. Jestem głupia. Obiecałam mu, moim przyjaciołom i sobie, że już tego nie zrobię. Wszystko jest dobrze, dopóki nie spotka mnie chwila słabości.
- Przepraszam. - wydukałam w jego koszulkę, a on pogładził mnie po plecach.
- Obiecaj, że już tego nie zrobisz. Nie chcę cię stracić. Kogo będę wkurzać? Nie znajdę przecież drugiego takiego makarona. - powiedział, a się uśmiechnęłam. Zawsze coś palnie, przez co się uśmiecham.
- Przepraszam, naprawdę przepraszam, ale czasem po prostu... nie mogę tego powstrzymać. - powiedziałam.
- Pomogę ci, tylko musisz na to pozwolić. - kiwnęłam głową, podeszłam do biurka, gdzie leżała żyletka i podałam mu ją.
- Weź to ode mnie. - stwierdziłam.
- Jesteś dzielna. - pocałował mnie w czoło, przez co się uśmiechnęłam.

Hej!
Przepraszam za trochę krótki i beznadziejny rozdział, ale postaram się, aby następny był dłuższy i lepszy. Zapraszam was do komentowania i zostawiania gwiazdek.

Buziaki!
❤📼❤

Those moments / Thomas Brodie SangsterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz