1. Stressed out

5.3K 254 185
                                    

1.

Dźwięk zatrzaskiwanych drzwi przerwał ciszę pogrążonego w ciemności mieszkania. Mimowolnie się skrzywił, chociaż to on sam spowodował ten hałas, jednocześnie czując ulgę, że grube drewno wzmocnione od środka stalą i wypełnione mechanizmami, o których funkcjach nie miał pojęcia, odgrodziło go od świata. Za każdym razem, każdego kolejnego dnia swojego życia, kiedy przekraczał próg mieszkania czuł to samo. Bez wyjątku. Ulga i zmęczenie. Nadzieja na odpoczynek, chociaż ten zmienił się w abstrakcyjne pojęcie lata temu. Dokładniej w momencie, w który przyjął propozycję awansu - zawsze był ambitną bestią i nawet świadomość, że był młody i miał na to jeszcze czas nie powstrzymała go od powiedzenia tak - i jego życie z dnia na dzień zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Nagle skończyły się ośmiogodzinne zmiany od poniedziałku do piątku, wychodzenie na zakrapiane afterworki i posiadanie czasu dla siebie. To wszystko zniknęło tak szybko, tak szybko jego codziennością stało się wpadanie do mieszkania jak po ogień, branie prysznica, zmienianie koszuli na nową i wybieganie z powrotem do biura, w tym czasie odbierając kolejny telefon i odpisując na maila. Ośmiogodzinne zmiany czasem zmieniały się w dwunasto, szesnasto, czy nawet dwudziesto cztero godzinne - ambitna bestia chcąca być najlepsza we wszystkim. Stres stał się integralną częścią jego życia, był niczym bliźniak syjamski, sklejony z nim barkami. Zawsze razem, zawsze przygniatający do ziemi, zawsze obecny, nigdy niedający spokoju. Nie żałował tego, w dalszym ciągu uważał, że było warto, nawet, jeśli musiał przystać na kilka - kilkaset - wyrzeczeń. Ale piął się po szczeblach kariery, szef nie był taki zły - Chociaż Louis twierdził, że brakuje mu piątej klepki - no i zarobki były bardziej niż zadowalające.

Westchnął odkładając klucze do szklanej miseczki na szafce przy drzwiach i poluzował krawat, który w dalszym ciągu odczuwał jakby był stryczkiem, mimo że stał się integralną częścią jego garderoby. To była kolejna stale irytująca go rzecz, bo wcześniej unikał ich jak ognia, a teraz mógł się pochwalić naprawdę ogromną kolekcją. Z biegiem czasu denerwujących go rzeczy przybywało - krawat wciąż zajmował zaszczytne pierwsze miejsce - aż w końcu przestał liczyć, przyjmując z góry, że irytowało go wszystko. I wszyscy. Tak było łatwiej, nawet, jeśli etykietka gbura i nerwusa przykleiła się do niego na stałe po zaledwie kilku tygodniach. Mimo wszystko kochał to, co robił, w dalszym ciągu była to jego wymarzona praca. Na początku był młody, pełen energii i zapału, nie straszne mu były długie zmiany, ciągłe telefony i maile, szef dyszący w kark w oczekiwaniu rozwiązań na wczoraj. To było spełnienie jego marzeń, więc wyrzeczenia były wpisane w umowę. Niewidzialnym atramentem na dole strony tego paktu z diabłem, który prawie, że oprawił w ramkę i powiesił w swoim pierwszym mieszkaniu kupionym za własne pieniądze. Teraz wciąż był młody, ale cała energia wyparowała, ulotniła się zostawiając po sobie zgryźliwość, rozwalony metabolizm i problemy ze snem, oraz całkowity brak życia towarzyskiego, nie wspominając o uczuciowym. Nie pamiętał, kiedy ostatnio z kimś się spotykał, bo jednonocnych przygód na telefon wolał nawet nie wspominać - tak, był sobą zażenowany, nie, nie zamierzał przestać, bo był tylko człowiekiem - ale nie miał czasu na randki, zabieganie o kogoś, staranie się, żeby później dowiedzieć się, że nic z tego nie będzie. Jego sposób był szybszy i pozwalał ulżyć sobie, kiedy tylko chciał. I było go na to stać, więc czemu nie? To zabawne, że jeszcze trzy lata temu sama myśl o płaceniu za uciechy cielesne wywoływała nieprzyjemne dreszcze. To dobitnie pokazywało jak zmienił się on sam.

Padł na za dużą kanapę wtulając twarz w miękką poduszkę i przez chwilę przed zapadnięciem w niespokojny, płytki sen niedający odpoczynku, pomyślał, że może jednak to nie było życie, którego chciał. Że może pozycja, którą zdobył nie była warta wszystkich wyrzeczeń - do diabła była niedziela, a on i tak musiał pracować. Że może mając dwadzieścia siedem lat powinien korzystać z młodości zamiast zaharowywać się na śmierć. Może...

Calm (I can't live without your voice) | Larry Short Story  ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz