6. Overwrought calm

2.2K 200 76
                                    

- Co się z tobą do chuja pana dzieje?! Klienci się skarżą, inni prawnicy i pracownicy się skarżą, jesteś kłębkiem nerwów i nie da się do ciebie podejść bez kija od miotły, bo zawsze wyglądasz jakbyś chciał komuś odgryźć głowę! - Malik wpadł do jego gabinetu z samego rana, Louis nie zdążył jeszcze dobrze usiąść po zwolnieniu kolejnego, niekompetentnego stażysty, ale i tak czuł się jakby miał deja vu. Bo przecież już to kiedyś słyszał, kilka miesięcy temu dokładniej, kiedy jego przełożony zmartwiony jego stanem postanowił go zaszantażować. Teraz o szantażu nie było mowy, postawił sprawę jasno w zeszłym tygodniu, dlatego nie rozumiał dlaczego mulat w ogóle się tym przejmował. Louis w końcu wyrabiał ponad normę, sfinalizował kilka naprawdę dobrych umów, a że przy tym był małym dupkiem krążącym na granicy wybuchu, to już inna sprawa. Ziółka Niny niejako pomagały, ale sądząc po wyciągu z jego karty chyba za szybko wyczerpywał zapas. Dlatego w odpowiedzi na krzyk szefa jedynym co zrobił było wywrócenie oczami. Serio, to zaczynało przypominać Dzień Świstaka bardziej niżby chciał. - Tak, wiem, sam mówiłem, że zrobiłeś się zbyt miękki do tej roboty, ale teraz to już zupełnie inny poziom. Jest gorzej niż wcześniej i poważnie zaczynam się martwić.

- Martwić - prychnął, poprawiając się na fotelu i pozwalając aby mały, złośliwy uśmiech wykrzywił mu usta. - Jedyne o co się martwisz Zayn to zyski, straty i prestiż, już dawno przestało chodzić o ludzi czy nie daj borze szumiący o mnie.

- Jesteśmy przyjaciółmi Louis - powiedział mulat, jakby to stwierdzenie wyjaśniało wszystko. Cóż, nie wyjaśniało nic i powodowało wzrost uśpionego do tej pory gniewu. Wbrew pozorom Tomlinson potrafił się kontrolować bardziej niż wcześniej, a jego wybuchy były bardziej nastawione na pozbycie się nadmiaru stresu niż cokolwiek innego. I były kontrolowane. Poniekąd. Tak bardzo jak dawał radę. Jednak w tym momencie całą kontrolę szlag trafił.

- Przyjaciółmi? - Wysyczał, patrząc na mężczyznę ostro. - Przyjaciółmi mówisz? Więc drogi przyjacielu, powiedz mi, kiedy ostatni raz zainteresowałeś się czymś co dotyczy mnie a nie mojej pracy? Kiedy ostatnio znalazłeś chwilę, żeby tak po prostu usiąść i pogadać o bzdurach, obejrzeć mecz, napić się? Nie pamiętasz? - Zaśmiał się pusto widząc zażenowane spojrzenie przełożonego, które zupełnie go nie obeszło. Powinien wygarnąć mu to wszystko już dawno temu. W gruncie rzeczy nie wiedział z jakiego powodu się powstrzymywał. - Ja pamiętam. Ostatni raz był po rozdaniu dyplomów i tuż przed tym jak założyłeś firmę. Później wszystko kręciło się wokół interesów, nawet jeśli ukrywałeś to pod maską przyjaciela. Wykalkulowane działania. Ściągnięcie mnie tutaj z obietnicą wyższej pensji po śmierci mojej mamy, bo wiedziałeś, że chcę pomóc rodzinie. Szantaż sprzed kilku miesięcy, chociaż obaj wiemy, że nie wysłałbyś mnie na urlop nawet pod wizją śmierci. Dogryzanie, gdy się zmieniłem, bo nagle ten miły Louis nie był tak skupiony na pracy jakbyś chciał i klienci zaczynają go lubić bardziej niż ciebie. A teraz to. Wszystko co robisz ma na celu umocnienie twojej firmy i pozycji, przez co zachowujesz się jakbyś był bipolarny. To męczące, udawanie, że niczego nie zauważam, że mi to pasuje. Nie pasuje Malik, odgrywanie roli przyjaciela-podwładnego już mnie nie bawi. Więc z łaski swojej zdecyduj się w końcu, albo jesteś szefem cisnącym na wyniki i nieprzejmującym się ludźmi, albo jesteś liderem, który oprócz wyników ma na uwadze innych. - Cóż, wyszło dużo łagodniej niż to co słyszał w głowie, ale najwidoczniej podziałało, bo Malik stał przed nim wyglądając jak rybka wyciągnięta z wody, i być może w innej sytuacji Louis zacząłby się śmiać i zrobiłby pamiątkowe zdjęcie, ale nie dzisiaj. - A teraz wypierdalaj, bo w przeciwieństwie do ciebie mam robotę do wykonania. Pieniążki same się nie zarobią.

Odwrócił się do komputera i otworzył pierwszą z brzegu wiadomość, choć tak naprawdę wcale nie widział słów. Przed oczami miał te beztroskie czasy studiów, kiedy on i Malik byli partnerami w zbrodni, nierozłącznym duetem, który wprawiał w drżenie innych studentów. Piękne chwile, które odeszły gdy w grę weszła kariera. Teraz mogli udawać, żartować, docinać sobie, ale obaj wiedzieli, że wszystko było bardziej na pokaz. Brak głębi, brak czegoś więcej. I Louisowi w pewnym sensie było przykro, bo Zayn był dla niego ważny, ale z drugiej strony czuł irytację. Obaj zawalili, ale to mulat zdecydowanie bardziej. Dlatego kiedy drzwi gabinetu zamknęły się z cichym trzaskiem jedyne co zrobił to małe westchnięcie. Złość wciąż buzowała pod skórą, wciąż głodna, czekająca na okazję by wybuchnąć, a on nie miał nic co pomogłoby mu się uspokoić. Cóż, prawie nic, bo kubek z parującym zielskiem pojawił się przed nim zupełnie niespodziewanie. Jakim cudem nie usłyszał kobiety wchodzącej w tych swoich niebotycznych szpilkach, to nie miał pojęcia, ale była tu, patrząc na niego spod zmarszczonych brwi. Oho, kazanie.

Calm (I can't live without your voice) | Larry Short Story  ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz