4. Pushed to the limits

2.3K 200 144
                                    

1.

- Louis, informuję cię, że właśnie użyłam twojej karty, żeby ta durna asystentka Allena w końcu wzięła się do roboty. - Nina przestała mieć w zwyczaju pukanie, po prostu wchodziła do jego gabinetu jak do siebie i nie ważne ile razy Louis mógł prosić, żeby tego nie robiła, bo zamknięte drzwi oznaczały ni mniej ni więcej jak to, że pracuje, albo słucha aplikacji, to ona i tak miała to gdzieś. Irytujące babsko. Ale efektywne.

- Dziękuję za informacje. Czy to oznacza, że dostaniemy to zestawienie jeszcze dziś? - Mruknął nie odrywając wzroku od monitora, na którym pojawiały się kolejne linijki maila. Soczystego maila do jednego z klientów, którzy lecieli w kulki, tylko, że ten w przeciwieństwie do innych robił to naprawdę ostentacyjnie. Jeśli chciał robić głupa z siebie to nie był problem, ale że próbował z nich zrobić idiotów to zmieniało postać rzeczy.

- Już je mamy. Zaraz się nimi zajmę, ale chciałam ci przypomnieć, że masz spotkanie za dziesięć minut. Lepiej zbieraj tyłek.

- Kurwa. Zginąłbym bez ciebie - mruknął, dopisując ostatnie zdanie, po czym wstał od biurka. Poprawił klapy marynarki, cmoknął kobietę w policzek i ruszył do sali konferencyjnej, po drodze mijając Simona, który wyglądał jakby nie spał od miesiąca i równie długo nie zmieniał koszuli. Obrzydlistwo. Musi porozmawiać z Malikiem na jego temat, bo zdecydowanie psuł wizerunek firmy. A oni przecież chcieli, żeby był nienaganny.

Lipiec był naprawdę ciężkim miesiącem dla nich, nie dlatego, że przybywało klientów, albo mieli jakieś ważne przejęcia, czy coś w tym stylu. Nie. Chodziło raczej o to, że słoneczko przygrzewało, a te dupki zaczynały świrować z powodu zbyt dużej ilości bąbelków w organizmie i Louis spędzał całe dnie na usadzaniu ich z powrotem na miejscu. Dupki znaczy klienci. No i może Zayn, ale ten ostatnio był dziwnie spokojny i nawet zaprzestał rzucania dziwnych komentarzy w jego kierunku. Dziwnych, bo wypominających mu coś, za co przecież chciał Louisa wysłać na przymusowy urlop. Zdecydowanie wszystkim odbijało od słońca. Wydawało się, że jedynie on sam i Nina nie dali się zwariować. No i Harry. Albo to, to wino, które namiętnie w siebie wlewali wieczorami. Właśnie. Powinien zarezerwować stolik. Ale to później. Najpierw praca, potem przyjemności. Wziął głęboki wdech, poprawił klapy marynarki i przywołał na twarz pewny siebie uśmiech, po czym spokojnie wszedł do sali konferencyjnej.

- Panie Dogherty, mam nadzieję, że nie czekał pan na mnie długo...

Szum deszczu? Nie. Fale oceanu? Nie, do cholery. Las? Nie. Dlaczego w ogóle próbował znaleźć w Calm cokolwiek, co nie zawierałoby aksamitnego głosu, żeby spróbować się uspokoić? Gdzie w tym sens, gdzie logika? Nie było żadnej, ale mimo wszystko wciąż próbował wiedząc, że jego obsesja nie była normalna. Cóż, nie tym razem. Miękki głos przerwał ciszę sypialni będąc idealnym zakończeniem tego popieprzonego dnia. Jakim cudem Louis miał się nie wściekać i nie stresować skoro dosłownie wszyscy zmówili się, żeby rzucać mu kłody pod nogi? Klienci, Malik, klienci, Simon, Malik, no wszyscy się uwzięli, ale on pozostawał spokojny. Póki co mu wychodziło, sesje z aplikacją, co prawda zwiększyły swoją częstotliwość, ale nie odgryzł nikomu głowy, nikogo nie zwolnił, nawet nie warczał i zjadł ten zielony lunch, który wysłał mu Harry. Było dobrze, zdecydowanie lepiej niż kilka miesięcy temu, kiedy choćby najmniejsza rzecz potrafiła spowodować wybuch czystej złości. Calm działało, a raczej niesamowity głos w niej i naprawdę nie był w stanie dostatecznie podziękować Ninie za pokazanie mu jej.

Ale wiedział jedno. Uzależnił się, uzależnił się nawet bardziej niż od papierosów, a jego nowym uzależnieniem był ten głos. Głęboki, zachrypnięty przenoszący go w inny wymiar zaledwie po kilku sekundach. Niesamowite działanie, terapeutyczne wręcz stało się jego nowym narkotykiem. Pierwszą rzeczą po pobudce było słuchanie go, w ciągu dnia zawsze znajdował chwilę, żeby włączyć krótką historyjkę albo przynajmniej ćwiczenia rozluźniające, wieczory przed snem spędzał zwiedzając nieznane mu krainy, podczas gdy głos opowiadał mu o losach nieistniejących bohaterów. W zaledwie kilka miesięcy stało się to jego uzależnieniem, czymś, co trzymało go na powierzchni nawet podczas najbardziej stresujących sytuacji, nawet, kiedy wszystko tak jak dzisiaj było przeciwko niemu, Louis po prostu był spokojny, bo wiedział, że kiedy wróci do domu i położy się w swoim wielkim łóżku głos utuli go do snu lepiej niż cokolwiek innego. I owszem, próbował jakoś zmniejszyć swoją zależność od aplikacji, ale każda próba kończyła się fiaskiem, więc próbował coraz mniej, coraz rzadziej, raczej symbolicznie niż naprawdę z chęci zmiany.

Calm (I can't live without your voice) | Larry Short Story  ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz