10. Overstressed

2.3K 205 127
                                    

1.

To stało się nagle. Następnego dnia po randce z Harrym Louis wciąż był sobą, zestresowanym, sarkastycznym sobą zwalniającym praktykantów, bo tak, i wypijającym więcej ziółek niż to dozwolone pod czujnym okiem Mayfair. Wciąż ogarniał wszystkie spotkania, poprawiał umowy, czytał analizy i wszystko było w porządku tak bardzo jak mogło być. Weekend też minął bez większych problemów, chociaż w większości spędził go w pracy, zrywając się jedynie na kilka godzin, żeby porwać Harry'ego na coś do jedzenia. I wszystko szło dobrze. Aż do lunchu w niedzielę. Lunchu, którego wcale nie chciał jeść nie będąc głodnym, bo brunet nie mógł mu towarzyszyć i zamiast tego wyszedł na spacer po Londynie, bo pogoda była ładna i naprawdę miał ochotę na odrobinę więcej zieleni w swoim otoczeniu. Nawet zamówił kilka kwiatków do gabinetu, co dobitnie świadczyło o tym, że zwariował. Poza tym szczegółem wszystko było dobrze, przechadzał się po parku ciesząc promieniami słońca na twarzy, marynarka przerzucona niedbale przez ramię, krawat w kieszeni spodni i delikatny uśmiech na ustach. Jak nie on. Spokojny spacer, kilka wiadomości wymienionych z Harrym. Sielanka, jakiej nie czuł już dawno. Mimo stresu buzującego pod skórą nie było źle.

Nie było, aż do momentu, kiedy ponownie wkroczył do biura i nagle miał ochotę zwinąć się pod kołdrą i płakać. On. Płakać. Już sama ta chęć doprowadzała go do szału, ale nie potrafił jej przegonić. Była tam, gdy przeglądał kolejne umowy. Była, kiedy miał spotkanie z wyjątkowo irytującym i nieprzyjemnym klientem. Kiedy warczał na pracownicę, która tak naprawdę zawiniła jedynie pojawieniem się na jego drodze do toalety. Była, gdy Mayfair przyniosła mu kolejne teczki i rzuciła je na biurko mamrocząc coś pod nosem o cholernej zasłonie dymnej. Po prostu przez cały pieprzony czas chciało mu się płakać i nie wiedział, z jakiego powodu. Przytłaczało go to, przytłaczało bardziej niż był w stanie przyznać, ale grał, robił dobrą minę do złej gry ignorując zaczepki asystentki, bo czuł w kościach, że jeśli tylko się odezwie wybuchnie płaczem. Nawet nie zerknął na telefon, który wciąż wibrował od nowych wiadomości. Nie mógł, nie był w stanie, starając się utrzymać siebie w jednym kawałku. Rozpadanie się w pracy nie było najlepszym wyjściem, ale czuł, że jest od tego o krok. Maleńki kroczek. I to go irytowało. Bardzo. Dlatego zaciskał zęby i starał się dotrwać do końca.

Powrót do pustego mieszkania nie przyniósł ukojenia. Niby, czemu miałby, skoro to w żadnym wypadku nie było jego bezpieczne miejsce. Przechodząc przez kolejne pomieszczenia prosto do sypialni nie czuł nic. Puste otępienie ze łzami czającymi się w kącikach oczu i zaciśniętymi z irytacji ustami. Czuł się słaby, pokonany przez samego siebie. Leżał na łóżku przez długie minuty słuchając nagrań głosu z aplikacji, które dosłownie przelatywały obok niego. Nie słyszał ich, nie docierały do niego, nie przynosiły nawet odrobiny ulgi. Wibracje wiadomości irytowały, pościel była zbyt szorstka i wszystko było nie tak. Ale nie pozwolił na to, żeby, chociaż jedna słona kropla wydostała się z jego oczu. Nie. Nie rozpadnie się, chociaż najwyraźniej jego przeciążony umysł postanowił coś innego. Sam doprowadził się do podobnego stanu. Sam musiał się z nim zmierzyć. Albo mu poddać, ale to akurat nie wchodziło w grę. Nie. Ale na walkę nie miał siły. Fizycznej ani psychicznej. Pozostało mu, więc dryfowanie na krawędzi. Mógł to zrobić, wiedział, że to przetrwa. Nie wiedział tylko jak ciężkie to będzie.

Następny poranek był prawdziwym wyzwaniem. Samo podniesienie się z łóżka sprawiło, że miał ochotę płakać, a myśl o tym, że musi przebić się przez miasto do biura dodatkowo pogorszyła jego stan. Ale mimo wszystko założył jeden z garniturów, dobrał do niego zbyt kolorowy jak na swój nastrój krawat i ruszył do pracy nie zaprzątając sobie nawet głowy filiżanką kawy. Niewiele by ona pomogła po prawie bezsennej nocy, jedynie podrażniłaby żołądek. A chęć wymiotowania nie była tym, czego potrzebował. Nie, kiedy wciąż czuł jakby miał się rozpaść. Przed samym wejściem do windy zawahał się przez chwilę, rozważając wszystkie za i przeciw. Tych drugich było zdecydowanie więcej, wiedział, że w tym stanie nie będzie z niego pożytku, ale był również zbyt uparty żeby się poddać. Dlatego kilka minut później wysiadał na ich piętrze starając się wyglądać jak zawsze. Cóż, najwyraźniej nie wyszło, bo Mayfair spojrzała na niego zza monitora nieco zbyt ciekawie. Cholerna wiedźma.

Calm (I can't live without your voice) | Larry Short Story  ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz