XII

67 12 11
                                    

- Charlieeeee... - zacząłem przeciagając ostatnią literę imienia blondyna.

- Hmmm? - mruknął cicho nawet na mnie nie spoglądając.

Leżałem aktualnie na jego kolanach na jednej z kanap w dużym pokoju w naszym hoteliku. Był w nim duży stół z dwunastoma krzesłami. Koło nich na jedne z ścian było małe okienko gdzie dostawało się jedzenie. Przy jednej ze ścian znajdowały się dwie szafy, które były przeznaczone na gry planszowe i różnego rodzaju karty. Koło nich była mała komódka z płytami DVD (głównie były to jakieś hiszpańskie produkcje, choć nie obyło się bez angielskich czy amerykańskich gwiazdek). Na meblu był odtwarzacz DVD.  Nad tym wsyztkim był dość duży telewizor. Nie obyło się bez dodatkowych foteli i sofy, wykonanych w typowym hiszpańskim stylu. Dla mnie cały ten pokój był takim salonem lub pokojem zabaw i integracji osób przebywających aktualnie w hotelu.

Charlie był zajęty patrzeniem ślepo w telefon i nawet się mną nie raczył zainteresować.

- Charlie, nudzi mi się. - mruknąłem bawiąc się kawałkiem jego bluzki.

- To się rozbierz i pilnuj ubrania. - wzruszył ramionami nirbieskooki.

Zmarszczyłem czoło zastanawiając się jaka by była mina strasznego, jakbym rzeczywiście wykonał taką czynność. Jednak szybko odpędziłem od siebie to wyobrażenie i wróciłem do wlepiania się na ekran telewizora.

Jednak nie mogłem się skupić. Martwił mnie fakt, że nie mamy pieniędzy. Nie mamy jak wrócić do domu.

- Myślałeś już nad tym jak zdobędziemy pieniądze? - zapytałem patrząc spod telefonu starszego.

- Oczywiście. Myślisz, że ci innego robię? - odpowiedział pytaniem z uśmiechem. 

Położył telefon obok siebie i na mnie popatrzył.

- Jakoś 20 minut drogi pieszo od tego miejsca jest bank. Otwarty od 9-17 w dni robocze oraz 10-16 w sobotę. Nie jest zbytnio chroniony. Obiekt monitorowany jest przez tylko dziewięć kamer. Łatwo będzie je wyłączyć...

- Żartujesz sobie? - zapytałem wstając.

Charlie brzmiał naprawdę przekonująco. Wydawać by się mogło, że planował skok na bank od dobrych kilku godzin.

- Oczywiście, głuptasie. - zaśmiał się.

Odetchnąłem z ulgą, dziękując Bogu, że nie przysłał mi jakiegoś kryminalisty.

- Czyli jaki jest twój plan? - zapytałem.

- Idę grać na gitarze. - stwierdził i wstał z kanapy przeciagając się.

- Charlie, wiem, że grasz na gitarze lepiej niż młody Bóg, ale myślę, że to nie najlepszy pomysł patrząc na naszą sytuację finansową.

Blondyn przeczesał palcami swoją złotą grzywę i zaśmiał się.

- Boże, daj mi siłę. - mruknął zasłaniajac twarz dłońmi.

- Powedz mi jedno, młody. Jaką tyś chciał karierę zrobić?

Zdziwiło mnie to pytanie, bo co ma jedno do drugiego?

- Zostać raperem. - powiedziałem bacznie przyglądając się blondynowi.

- Idealnie. - szepnął uśmiechając się do siebie.

- Co masz na myśli? Że będziemy  występować na ulicy Barcelony i robić z siebie debili, by...

- Dokładnie. - uśmiechnął się szerzej tak, że nawet ślepy mógł dostrzec te piękne śnieżnobiałe zęby.

Uderzyłem się otwartą dłonią o czoło.
Chłopak wybiegł z pokoju zostawiając mnie samego. Po chwili wrócił jednak z gitarą.

Usiadł koło mnie odblokowując telefon.

- Więc, co potrafisz zaśpiewać, zarapować? - zapytał.

Wzruszyłem ramionami. Trochę onieśmielał mnie fakt, że blondyn serio chce to zrobić. Może sam fakt rapowania przed ludźmi nie był taki zły, bo zobaczy ich raz i już nigdy więcej, to myśl, że wszystko również usłyszy chłopak o cud oczach kompletnie mnie wyrzuciła z rytmu.

- Co powiesz na to? - włączył piosenkę Eda Sheerana "Shape of you".

Od razu zacząłem nucić meliodę. Była to z pewnością moja ulubiona piosenka tego wykonawcy.

- Pokaż na co cię stać, mały. - zaśmiał się.

Uśmiechnąłem się i razem z głosem wokalisty zacząłem najpierw śpiewać.
Charlie zaczął pogrywać na gitarze i przyłączył się do mnie.

Kocham jego głos. Jest taki czysty. Pozwalał odpłynąć słuchaczowi do krainy rozkoszy. Śpiewał bez zająknięcia płynnie.
Jego palce oplatały struny, przez co instrument wydawał czysty dźwięk.

Odkąd spotkałem pierwszy raz blondyna nie mogłem pozbyć się dziwnego uczucia w sercu. Charlie był  moim ideałem. Podziałem go za wszytko. Jego najmniejszy ruch był rejestrowany przez mój mózg od razu, jego każde słowo było zapisywanie w moim sercu. Czuję, że to właśnie on jest moim jedynym i prawdziwym przyjacielem.

Przez kilka minut razem śpiewaliśmy. Nigdy nie czułem się tak szczęśliwy. Chciałem, by ta chwila trwała wiecznie. Tylko on, ja i muzyka. Nic więcej się dla mnie wtedy nie liczyło.

Charlie skończył śpiewać ostatni wers piosenki patrząc na mnie.

- To było idealne. - wymksnęło mi się.

- Prawda młody. Tworzymy że sobą zgrany duet. Już widzę te bilbordy Leondre Devries i Charlie Lenehan. Tylko u nas możecie posłuchać ich prawie jak za darmo. Tylko 500$ za jednorazowe wejście. - zaśmiał się.

- Mówisz poważnie? - zapytałem.

Blodnyn zaciął się, jednak po kilku sekundach wzruszył ramionami.

Chcę by to było na poważnie.

- Dobra, Leo. Idziemy podbijać świat naszymi zajebistościami.

------------------------------
Ej, ktoś tu wogóle jest?
Pamiętam jak w czerwcu musiałam się tłumaczy, że nie było mnie 4 miesiące. Więc co mam teraz powiedzieć? 5 miesięcy nie pisałam w tej książce.
Ale nagle jakoś wena mi się uaktywniła. Szkoda, że o 2 w nocy, ale zawsze coś. Może w końcu wróciła z ponad pół rocznego urlopu. :)
Możecie napisać coś miłego, dawno takiego czegoś nie czytałam. 💙🌹

Droga do Hollywood |Chardre|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz