(not) sincere intentions

1.3K 148 3
                                    

  Camila z uśmiechem na ustach przekroczyła próg budynku Bridgewood Elite High. Mimo nieprzespanej nocy czuła się wypoczęta. Była zadowolona z siebie, bo zdążyła wziąć prysznic, ubrać się, pomalować oraz zrobić i zjeść śniadanie. Nie zawsze się jej to udawało. Odkąd wyprowadziła się z internatu, przed szkołą brakowało jej na wszystko czasu. Często się spóźniała albo opuszczała pierwsze lekcje.

Dziewczyna przemierzyła główny hol, nie zwracając większej uwagi na innych uczniów. Nie interesowała się nimi, a oni woleli nie nawiązywać z nią kontaktów. Ani w szkole, ani w mieście nie było osoby, która nie znałaby jej z imienia i nazwiska. Niektórzy ją podziwiali i szanowali, inni bali się spojrzeć jej w oczy, niektórzy mieli do niej obojętny stosunek, a pozostali należeli do DragonFly, więc oczywistym była ich niechęć, co do jej osoby.

Skręciła w prawy korytarz, gdzie w dwóch równoległych do siebie szeregach stały szafki uczniów. Zrobiła jeszcze kilkanaście kroków i zatrzymała się przed swoją. Wpisała krótki kod, po czym szarpnęła za drzwiczki, aby się otworzyły. Wyciągnęła książkę, której przed weekendem zapomniała wziąć do domu i na powrót ją zamknęła.

Nie chciała tego robić, ale mimowolnie zerknęła na zarysowany ślad. Przejechała palcem po zagłębieniu w metalu. Zalała ją fala przeróżnych, niechcianych emocji. Czuła złość i nienawiść, która przeplatała się ze smutkiem i tęsknotą. Pozwoliła umysłowi przywołać jedno konkretne wspomnienie.

- To chyba ta. - Camila wskazała na jedną z szafek. - Ta szkoła jest taka duża. Prędzej się zgubię, niż trafię tu na przerwie.

- Od tego są oznaczenia na ścianach — zaśmiała się Lauren. - Zresztą, to dopiero pierwszy dzień. Po tygodniu będziemy znały budynek na wylot.

- Szafki też powinny być oznaczone. Najlepiej imieniem i nazwiskiem. Nigdy nie zapamiętam, która jest moja.

- Będziesz wiedziała. - Dziewczyna bez namysłu wyciągnęła z kieszeni klucz do ich wspólnego pokoju. - Dzięki temu. - Przejechała dwa razy ostrą częścią przedmiotu po metalowych drzwiczkach, tworząc przy tym znak 'x'.

- To genialne, Lo! Ale jak mnie oskarżą o niszczenie mienia, ty za to odpowiesz. - Zagroziła palcem.

- Dla ciebie wszystko.

- Cabello! - Znajomy głos sprowadził jej myśli do rzeczywistości.

- Kordei. - Zmierzyła dziewczynę wzrokiem. - Dawno cię nie widziałam. Urlop macierzyński?

- Tak, musiałam się zaopiekować kebabem. - Uśmiechnęła się sztucznie.

- Przyszłaś do mnie bezinteresownie? A może w końcu zmądrzałaś i przyjmiesz mój prezent?

- Nie, Camila. Nie przyjmę kurtki. Mam inną sprawę.

- Czyli jednak masz interes — westchnęła, udając zawód. - Co jest dla ciebie takie ważne, że chcesz podpisać pakt z diabłem?

- Nie co, tylko kto — poprawiła ją. - Chcę zaprosić DJ na randkę.

- Oczekujesz mojego błogosławieństwa? — parsknęła. - Proszę bardzo. Zapraszaj ją, gdzie tylko chcesz. Wesele, stypa, randka... wszystko, byleby nie truła mi dupy przez jeden dzień.

- Chodziło mi raczej o radę, a nie pozwolenie — mruknęła. - Za miastem jest fajny bar karaoke. Myślisz, że to dobry pomysł?

- Lepszym byłaby tylko fabryka czekolady.

- Okej, dziękuję. - Ucieszyła się.

- Nic za darmo, kochana.

- Czego chcesz?

- Zastanów się jeszcze raz. Pasowałabyś do nas.

- Zastanowię.

Normani odeszła w kierunku innego korytarza, a Camila na powrót została sama, jednak nie na długo. Skrzywiła się, widząc zbliżającą się do niej Lauren. Naprawdę nie miała ochoty na kolejną kłótnię. Chciała, by ten dzień był tak dobry, na jaki się zapowiadał.

- Nie — odparła, odwracając się do niej plecami.

- Jeszcze nie zdążyłam zapytać. - Złapała ją za łokieć, by ta ponownie zwróciła się w jej stronę.

- O cokolwiek chcesz zapytać, odpowiedź brzmi nie.

- Na pewno? - Uśmiechnęła się cwaniacko. - A jeśli zaproponuję ci mecz pojednawczy? Wiesz... Jak za dawnych czasów.

- Mecz? - Myślała, że się przesłyszała.

- Potraktuj to, jak gałązkę oliwną.

- Mam uwierzyć w szczerość twoich zamiarów? — zakpiła. - Chyba masz gorączkę.

- Jak nie chcesz, to nie. Ale nie zapominaj, że jako pierwsza wyciągnęłam rękę na zgodę.

Dziewczyna już miała odejść, ale Camila ją zatrzymała. Może i wątpiła, że propozycja jest pokojowa, ale nie chciała zmarnować okazji na odnowienie tradycji.

- Zgoda.

- W sobotę?

- O siedemnastej?

- Okej.

- Okej. - Nie okazała tego na zewnątrz, ale w duchu uśmiechała się od ucha do ucha.

Może małymi krokami uda im się powrócić do relacji sprzed lat.  

versus  | CAMREN |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz