Lauren siedziała na trawie. Nogi miała skrzyżowane, a ciężar jej ciała spoczywał na wyprostowanych rękach. Wokół niej zgromadzeni członkowie DragonFly zażarcie dyskutowali na temat zbliżającego się meczu, a ona w samym centrum zamieszania nie zwracała na nich uwagi. Wpatrywała się w niebezpieczne, a zarówno tak piękne jak i hipnotyzujące płomienie, tańczące w środku paleniska. Wsłuchiwała się w, dla niektórych irytujący, skwierk płonącego drewna. Kochała to. Ogień niezaprzeczalnie był jej żywiołem.
Po pewnym czasie jej umysł mimowolnie zaczął wracać do dawnych czasów. Próbowała się przed tym bronić, bo doskonale wiedziała, że jakiekolwiek wspomnienie wybierze, będzie dotyczyło Camili. To dzięki niej zakochała się w tym widoku.
- Zimno ci — stwierdziła trzynastoletnia Cabello. - Z daleka widzę, że się trzęsiesz. Usiądź bliżej.
- Tutaj mi dobrze — skłamała, jeszcze bardziej otulając ciało ramionami.
- Lauren — westchnęła. - Dopóki nie włożysz ręki w płomienie, nic ci się nie stanie.
Dziewczyna zawahała się, ale po krótkiej chwili zajęła miejsce u boku przyjaciółki.
- Spójrz. Jest piękny. Wydaje się taki dziki, nieujarzmiony, a jednocześnie skuty w kajdany. Nie może się wydostać poza granicę. Jest całkowicie zależny od nas, lecz nie zawsze.
- Wprowadza w trans.
- Już się nie boisz?
- Nie, już nie — przyznała, nie mogąc oderwać wzroku od ognia.
Jauregui nie chciała już dłużej o tym myśleć. Z trudem wróciła świadomością do rzeczywistości. Rozglądnęła się dookoła. Przez ten krótki moment nic się nie zmieniło. Nadal wszyscy przekrzykiwali się nawzajem.
- Nie masz nic przeciwko?—zapytała Ally, zwracając się bezpośrednio do niej.
- Co? Przeciwko czemu?
- Mówię do ciebie od kilku minut. Naucz się w końcu słuchać — burknęła niezadowolona.
- Zamyśliłam się. O co chodzi?
- Drugi raz nie ubiorę tego tak ładnie w słowa...
- Nie będę kwestionować twojego słownictwa. Po prostu powiedz.
- Wyprowadzam się.
- Słucham? - Lauren nie wierzyła w to, co usłyszała.
- Trzeci raz tego nie powtórzę.
- Jak to się wyprowadzasz? - Miała wrażenie, że ktoś przyłożył jej w twarz.
- Uznaliśmy z Aronem, że to dobry pomysł, żeby w końcu zamieszkać razem.
Milczała. Wiedziała, że gdy się odezwie, nie będzie w stanie zapanować nad potokiem nieprzyjemnych słów, których wolała uniknąć.
- Powiedz coś — szepnęła blondynka.
Obawiała się takiej reakcji. Sądziła jednak, że Jauregui znacznie szybciej wybuchnie złością.
- Żartujesz sobie, prawda?
- Lauren...
- Nie!—krzyknęła, zwracając tym samym uwagę wszystkich zgromadzonych.
- Porozmawiajmy na osobności — poprosiła starsza. - Chyba nie chcesz zrobić sceny.
- A ty chyba nie chcesz zostawić mnie na lodzie. A nie, jednak chcesz — odparła z wyrzutem.
Krew wrzała jej w żyłach. Czuła, jak ogarnia ją nieprzyjemne ciepło i rozlewa się po jej ciele. Nienawidziła tego. Miewała takie napady gniewu wystarczająco często, aby wiedzieć, że nie uspokoi się, gdy każdy mierzy ją wzrokiem. Musiała odejść i pobyć chwilę sama.
Podniosła się z trawy i bez słowa ruszyła w kierunku pobliskiego parkingu. Ally jedynie spojrzała jej w oczy i pozwoliła się oddalić. Znała ją na wylot. Była pewna, że w takim stanie przyjaciółka jest nawet skłonna ją uderzyć. Nie dbała o siebie. Wolała nie narażać jej na to. Lauren nigdy by sobie tego nie wybaczyła.
Po chwili dziewczyna została sama. Z oddali było jedynie słuchać przytłumione śmiechy. Jej nie było do śmiechu. Oparła się plecami o drzwi własnego samochodu, po czym zsunęła ciężar ciała w dół, aby usiąść na wysypanej żwirem ziemi.
Czuła się przytłoczona. Miała serdecznie dość wszystkiego. Nie sądziła, że do jej, i tak wystarczających problemów, dołączy kolejny, będący przysłowiowym nożem wbitym w serce. Nie potrafiła sobie wyobrazić, jak sobie poradzi bez przyjaciółki u boku. Wiedziała, że to głupie, bo przecież ona nie zniknie z jej życia na stałe, ale i tak nie potrafiła. Dotarło do niej, jak bardzo się przywiązała do codziennej obecności Hernandez; do wspólnych wieczorów filmowych i jej przepysznych naleśników na śniadanie; do kłótni o porządek i sączenia wina w łóżku.
Zdawała sobie sprawę z tego, jak wiele zawdzięcza Allyson. Była przy niej w najtrudniejszym momencie jej dotychczasowego życia. Zaopiekowała się nią, kiedy odeszła ostatnia osoba, którą kochała. Zamieszkała z nią. Dbała o nią i troszczyła się jak starsza siostra. Hamowała jej napady gniewu, pocieszała i rozśmieszała, gdy było to konieczne. Zajęła się domem i pilnowała, żeby nie zawaliła szkoły. A teraz chciała zrobić coś dla siebie. Lauren było ciężko, ale zrozumiała, że to dobry czas, aby odwdzięczyć się przyjaciółce i również ją wesprzeć.
CZYTASZ
versus | CAMREN |
FanfictionCienka jest granica między miłością a nienawiścią. "Już kiedyś mi coś przysięgałaś. Obie wiemy, że to słowo jest gówno warte."