Camila uważnie wpatrywała się w chłopaka, z którym widziała Lauren przerwę wcześniej. Toby McLean to zwyczajny chłopak. Można by powiedzieć, że aż nazbyt przeciętny. Nie wyróżniał się umięśnioną sylwetką, był raczej szczupły i niewysportowany. Wzrostem również nie grzeszył, był niewiele wyższy od większości dziewczyn w swoim wieku. Jego przydługawe blond włosy opadały mu na czoło. Cabello nie spotykała się z nim poza szkołą, więc nie była pewna, jak Toby ubiera się, gdy nie musi zakładać mundurka. Mogła jedynie zgadywać, że nosi schludne sweterki, koszulki polo i lekko zwężane spodnie. Właśnie taki wizerunek według niej do niego pasował.
- Cześć, Toby — odezwała się do niego radośnie.
- Hej, Cami. Jak leci?
- Rozmawiałeś dzisiaj z Lauren — stwierdziła.
- Owszem. Jest jej przykro z powodu tego, co się stało w weekend. Nie znam szczegółów, ale wyglądała na naprawdę zmartwioną.
- Nie pochwaliła ci się, co zrobiła? - zakpiła.
- Wiesz, wydaje mi się, że powinnaś trochę odpuścić. Ona naprawdę chcę zawrzeć z tobą pokój.
- Mam uwierzyć w jej dobre i szczere intencje? Po moim trupie — warknęła.
- Wyczuwam kłamstwo na kilometr. To taka moja specjalna umiejętność. - Uśmiechnął się. - Gdy z nią rozmawiałem, nie odniosłem wrażenia, że kłamie. A wątpię, żeby opanowała tę sztukę do perfekcji. Ona jest szczera do bólu i, kto jak kto, ale ty powinnaś wiedzieć o tym najlepiej.
W głowie Camili zaczęła się tlić ta sama myśl, co u Lauren. A co, jeśli ktoś robi to specjalnie? Co, jeśli ktoś chce je ze sobą skłócić?
- Dzięki za rozmowę. - Machnęła niedbale ręką i czym prędzej odeszła w kierunku jednej z sal.
Przez weekend złość nie opuszczała jej na krok. Chodziła wściekła po Clubie, po domu... Próbowała wyżyć się w opuszczonym magazynie, strzelając do najróżniejszych przedmiotów. Ale nie potrafiła wyzbyć się tego uczucia. I nie chodziło tu wcale o pieprzoną kukłę. Czuła się naprawdę oszukana. Miała sobie za złe, że dała się omamić. Była też zła na Jauregui, że posunęła się do takiego oszustwa i to w paskudny sposób. Wykorzystała jej słaby punkt, wzięła ją na 'stare czasy'.
Teraz jednak złość zelżała. Dziewczyna zaczęła myśleć o sobocie. Czy Lauren wykorzystała mecz, żeby odwrócić jej uwagę? Czy uśpiła jej czujność, proponując losowy podział drużyn? Czy zdecydowała, że lepiej będzie pójść do Hot&Laud, żeby jej ludzie mieli więcej czasu na brudną robotę? I co najważniejsze, czy jest aż tak dobrą aktorką, że jej szok po otrzymaniu wiadomości wydawał się tak autentyczny? Z drugiej strony doskonale zdawała sobie sprawę, że sama została posądzona o coś, czego się nie dopuściła. To nie Sangria Wine zniszczyli szyld, więc równie dobrze DragonFly mogli nie mieć nic wspólnego z powieszoną kukłą. Nasuwało się kolejne pytanie: dlaczego ktoś inny miałby mieszać między nimi? A jeśli faktycznie tak było, to kim jest ta osoba i co nią kieruje?
Cabello szła przez korytarz, nie zwracając uwagi kompletnie na nic. Gdzieś z tył głowy kłębiła jej się myśl, że powinna się pospieszyć, aby zdążyć na zajęcia, dlatego mknęła przed siebie. Zatrzymała się dopiero przed odpowiednią salą. Przed drzwiami stała grupka dziewczyn z pierwszej klasy. Kojarzyła tylko jedną z nich, córkę członka Sangria.
- Camila. - Drobna blondynka skinęła głową.
- Cześć, Sabi. - Na jej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech.
Dziewczyny ustąpiły jej, by mogła wejść do sali. W środku od razu dostrzegła Lauren. Brunetka siedziała na samym końcu. Zajmowała tę ławkę, odkąd pamięta. Przez chwilę walczyła sama ze sobą. Chciała zająć miejsce obok niej.
W końcu zrobiła kilka kroków, przechodząc przez pomieszczenie. Położyła torbę na blacie i usiadła na krześle. Dzieliła je standardowa odległość między jednym a drugim rzędem ławek. Lauren zdawała się nie zwracać uwagi na Camilę. Zresztą tak samo, jak na ich poprzedniej wspólnej lekcji. Cabello miała wrażenie, że usilnie stara się nawet na nią nie zerkać.
- Zrobiłaś to? - zapytała prosto z mostu.
Brunetka podniosła na nią wzrok. Była lekko zszokowana, ale próbowała tego nie okazywać. Nie odpowiedziała od razu. Chciała brzmieć naturalnie, jednak bała się, że głos w jakiś sposób może ją zawieźć.
- Nie.
- Zareagowałam trochę zbyt... po prostu nie pomyślałam o własnej sytuacji.
- Wierzysz mi? Ufasz, że tego nie zrobiłam?
- Zaufanie to zupełnie inna sprawa. Powiedzmy, że nie wątpię w twoje dobre intencje, a przynajmniej staram się nie wątpić. Ufam swoim ludziom, a oni kategorycznie zaprzeczyli w sprawie szyldu. Skoro ktoś wrobił mnie, równie dobrze mógł wrobić ciebie.
- Masz jakieś przypuszczenia?
- Kto nie stoi po żadnej ze stron i mógłby mieć do nas problem? - Na moment zerknęła jej prosto w oczy.
- Panno Cabello! - odezwała się nauczycielka. - Może zechcesz nam odpowiedzieć na pytanie czwarte z podręcznika?
- Friderich Nietzsche - odpowiedziała Lauren bez zastanowienia.
- Słucham?
- To filozofia Nietzschego. Proszę mnie poprawić, jeśli się mylę.
Kobieta przez chwilę zerkała spod grubych szkieł na obie dziewczyny, próbując dojść, dlaczego jedna odpowiada za drugą.
- To dobra odpowiedź, ale następnym razem daj szansę wykazać się koleżance - upomniała.
- Dzięki. Nie ogarniam tych wszystkich filozofii - mruknęła Camila. Słowo podziękowania ledwo przeszło jej przez gardło, ale tak wypadało się zachować.
- Szkoda, że z geometrią tak dobrze mi nie idzie.
Nad głową Cabello od razu zapaliła się wyimaginowana żarówka. Pomyślała, że zaproponuje jej swoją pomoc, a przy okazji może odkryje, czy aby na pewno Lauren mówi prawdę co do kukły.
- Pomogę ci - szepnęła, żeby nauczycielka znowu nie wywołała jej do odpowiedzi w akcie zemsty za gadanie.
- Co?
Jauregui doskonale usłyszała słowa dziewczyny, lecz ciężko było jej w to uwierzyć. Wolała wmawiać sobie, że to jakieś słuchowe omamy.
- Skoro masz problem z matematyką, to mogę ci pomóc. To ostatni rok, szkoda byłoby zawalić oceny przez coś tak prostego.
- Mówisz serio? - Zielonooka próbowała wyczuć w jej tonie nutkę nieszczerości, jednak było to niemożliwe. Camila mówiła całkiem poważnie. - Nie pogardzę darmowymi korkami.
- Dzisiaj?
- O której ci pasuje?
- Wpadnę po czwartej.
- Adres znasz. - Przez jej twarz przemknął ledwo zauważalny półuśmiech.
CZYTASZ
versus | CAMREN |
FanfictionCienka jest granica między miłością a nienawiścią. "Już kiedyś mi coś przysięgałaś. Obie wiemy, że to słowo jest gówno warte."