welcome

1.3K 143 13
                                    

  Camila stała przed jednym z ulubionych budynków w Bridgewood. Nad jej głową świecił ogromny neon z napisem 'bowling club'. To właśnie w tym miejscu spędzała z przyjaciółmi najwięcej czasu. Kręgielnia od pokoleń należała do rodziny Hamiltonów. Jednak jakiś czas temu tata Normani zachorował i nie był w stanie dłużej prowadzić interesu. Wtedy z pomocą nadszedł mu dziadek Camili. Godziwie zapłacił za lokal, a ten stał się dla Sangria Wine pewnego rodzaju siedzibą.

Dziewczyna z melancholią w oczach wpatrywała się w czarne niebo, usłane gwiazdami. Noc była bliska jej sercu, odkąd pamięta. Mogłaby bez granic zatracać się w jej pięknie i tajemniczości. Nie znała się na kosmosie. Nie interesowały jej nazwy konstelacji, czy ich ułożenie. Dla niej liczył się tylko ten cudowny widok i aura, która przyjemnie ją otulała za każdym razem, gdy spojrzała w niebo.

Kolejny raz przyłożyła papierosa do ust. Zaciągnęła się sowicie, po czym nieśpiesznie wypuściła dym z płuc.

- Wyrzuć to gówno. - Usłyszała zza pleców głos przyjaciółki. - Śmierdzi i szkodzi.

- Gadasz jak...— urwała, gdy dotarło do niej, kto przyszedł jej na myśl.

- Jak kto, huh?

- Jak stare, zrzędliwe babsko — burknęła. - Zaczekaj w środku, zaraz przyjdę.

Dinah mruknęła coś niezrozumiałego pod nosem, po czym weszła do budynku. Gdy Camila usłyszała trzaśnięcie drzwi, od razu wróciła myślami do przeszłości.

- Więc tutaj się chowasz, jak znikasz bez słowa — stwierdziła Lauren, próbując przedostać się przez krzaki. - Ile razy ci mówiłam, żebyś nie paliła tego gówna. To zabija.

- Podobnie jak dragi, alkohol, samochody...—zaczęła wymieniać. - Tata palił, a zginął w wypadku. Prawda jest taka, że prędzej zginę, żyjąc w tym mieście, niż przez fajki.

- Już rozumiem — westchnęła, stając u boku przyjaciółki. - Twój tata palił. W ten sposób próbujesz się do niego zbliżyć.

- Nie muszę się do niego zbliżać. Wiem, że zawsze jest przy mnie.

- Ale?

- Ale masz rację. Za każdym razem, gdy czuję dym, wyobrażam sobie, że właśnie tak pachniałaby jego koszula. Przeszkadzałoby mi to, ale i tak bym się do niego przytulała. A on całowałby mnie w czoło i powtarzał, że jestem jego małą księżniczką. Wiem, że właśnie tak by mnie traktował.

Po policzku dziewczyny spłynęła pojedyncza łza. Nie była pewna, czy to przez myśl o zmarłym tacie, czy przez wspomnienie związane z Lauren. Mimo wszystko nie chciała się nad tym zastanawiać. Szybko wytarła rękawem kurtki słoną, niepożądaną ciecz, po czym wyrzuciła niedopałek. Zaraz po tym odgarnęła włosy z twarzy i weszła do budynku.

W środku panował półmrok. Zaraz przy wejściu stała wysoka lada, a za nią przymocowane do ściany wieszaki. Niegdyś zasiadał tam jeden z pracowników i pilnował, aby nikt nie okradł szatni. Trochę dalej były schody prowadzące w dół. To właśnie pod podłogą znajdowało się serce kręgielni.

Camila pokonała niewielką odległość od drzwi do zejścia. Z każdym krokiem do jej uszu docierała coraz to głośniejsza muzyka. Jej ludzie dobrze się bawili i naprawdę nie chciała im tego zepsuć, ale musiała podzielić się z nimi swoimi obawami.

- Wyłącz to!—wrzasnęła do młodego chłopaka z laptopem przed nosem.

Chwilę później muzyka ucichła, a oczy wszystkich zgromadzonych skierowały się na Cabello.

- Pewnie już wiecie o propozycji Jauregui — zaczęła głośno i wyraźnie. - Zgodziłam się, ale doszła do mnie pewna informacja. Zeszłej nocy ktoś zdewastował szyld Hot and Laud.

Po pomieszczeniu rozeszły się ciche szepty.

- Jeśli zrobiło to któreś z was, radzę od razu się przyznać.

- Wczoraj pół nocy spędziliśmy tutaj — odezwał się jeden z członków Sangria Wine.

- Trochę popiliśmy, nikomu nie chciałoby się zapierdalać na drugi koniec miasta, żeby zniszczyć napis.

- Cami, oni mają rację — wtrąciła się Dinah. - Wyszliśmy stąd wszyscy razem i rozeszliśmy się do domów.

Camila wierzyła, że to nie była sprawka jej ludzi, ale musiała się upewnić. Może i nie oni to zrobili, ale ktoś inny tak, więc problem nadal istniał.

- Wiecie, że Dragon myśli inaczej — ponownie się odezwała.

- Dlatego zaproponowali mecz — stwierdził jeden ze starszyzny. - Chcą, żebyśmy myśleli, że to oferta pokojowa. Uśpią naszą czujność i zemszczą się za coś, czego nie zrobiliśmy.

- Dokładnie.

- Możemy odwołać mecz — uznał piętnastoletni chłopak.

- Nie, Logan. Nie możemy — odparła spokojnie. - Kto wytłumaczy młodemu, dlaczego nie możemy odwołać meczu?

- Zorientują się, że wiemy. Zrezygnują ze swoich planów, my wyjdziemy na tych złych, bo odrzucimy chęć zawarcia pokoju z ich strony.

- Jakieś inne propozycje? - Oparła nogi o krawędź stolika.

- Możliwe, że ja mam jeden pomysł. - Po sali rozniósł się dziwnie znajomy głos. - Ale najpierw przyjmę obiecany prezent. - Dziewczyna uśmiechnęła się chytrze.

Na ustach Camili również pojawił się uśmiech. Nie musiała nic mówić. Chwilę później trzymała w rękach jeansową kurtkę z dużą naszywką na plecach.

- Witamy w Sangria Wine, Normani — odparła dumnie, wręczając dziewczynie symbol przynależności do grupy.  

versus  | CAMREN |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz