Rozdział 3

2.2K 62 2
                                    

Hailey's POV.

Sprawdziłam godzinę na moim zegarku przed wejściem do windy i wciśnięciem guzika prowadzącego na najwyższe piętro. Serce niemiłosiernie kuło mnie w klatce piersiowej, a moje dłonie były wilgotne, po prostu świetnie.

Nawet jeśli chciałam stąd uciec i nigdy więcej tu nie wrócić, wiedziałam, że nie mogę tego zrobić. Musiałam dostarczyć Theodorowi to pieprzone wypowiedzenie. Na szczęście wciąż miałam jeszcze półtorej godziny, by pojawić się w biurze na czas, co znaczyło, że Theodora nie będzie w firmie przez następną godzinę. Miałam mnóstwo czasu, by pójść do jego biura i zostawić zapieczętowaną kopertę zawierającą moje wypowiedzenie na biurku Theodora i opuścić budynek niezauważona przez nikogo oprócz ochroniarza, oczywiście.

Z tą myślą moje serce przestało tak szybko bić, a zaczęło delikatnie pulsować w klatce piersiowej. Złączyłam swoje dłonie razem i modliłam się do sił wyższych, by wszystko poszło zgodnie z planem.

Gdy winda zabrzęczała, sygnalizując mnie o przybyciu na wyznaczone piętro, wyszłam z niej i ruszyłam w kierunku biura Theodora. Przekręciłam gałkę drzwi i popchnęłam je, by zauważyć puste pomieszczenie – idealnie.

Szybko weszłam do środka i podeszłam do jego biurka. Grzebałam chwilę w swojej torbie, po czym wyciągnęłam zapieczętowaną kopertę i położyłam ją starannie na gładkim, szklanym blacie biurka. Zadowolona, właśnie miałam wychodzić, gdy drzwi łazienki znajdującej się w gabinecie otworzyły się, a następnie wyszedł z niej Theodore ubrany w białą koszulę i czarne spodnie. Wow, on jest gorący, włączyła się moja podświadomość, nic z tego nie będzie, Hailey, on jest niebezpieczny. Niebezpieczeństwo równa się ze złem, panienko.

Spojrzał na mnie, a ja na niego. Oops, cudownie.

Hailey, rozumiem, że mówiłem ci o wczesnym przyjściu do pracy, ale nie wiedziałem, że pojawisz się w biurze o tej godzinie. Muszę powiedzieć, że Henry miał rację, mówiąc o tobie jako najlepszym pracowniku. Jednak, na chwilę obecną, nie potrzebuję twojej pomocy, więc możesz opuścić biuro — stwierdził dosadnie, krocząc po drewnianych panelach podłogowych.

— Tak, oczywiście, proszę pana, przyjdę później, miłego dnia — powiedziałam z ulgą i zaczęłam iść w kierunku wyjścia, gdy nagle mężczyzna zatrzymał mnie, wołając moje imię.

— Co zostawiłaś na moim biurku? — zapytał, a ciekawość migotała w jego szarych oczach.

— Uh, t-to jest list, który p-przyszedł, i chciałam go panu d-dać, panie Benson — wyjąkałam.

Cholera jasna, Hailey!

Pan Benson uniósł brew w odpowiedzi, co sprawiło, że zagotowałam się w środku. Podszedł do mnie i podniósł kopertę, która niewinnie leżała na jego biurku. Moje tętno wzrosło, a ja przegryzłam wargę – coś, co robię, gdy się boję lub jestem zdenerwowana.

— Oh, tak? Kto jest nadawcą tego listu, panno Pritchett? — zapytał wymagającym tonem. Wiedziałam, że muszę stąd wyjść i to szybko.

— Uh, panie Benson, bardzo chciałabym wiedzieć, ale pan Randal wzywał mnie do siebie, więc jeśli nie ma pan nic przeciwko, pójdę zobaczyć, co chciał ode mnie — powiedziałam i odwróciłam się w stronę wyjścia, kiedy jego dłoń zacisnęła się na moim ramieniu, zatrzymując mnie przed wyjściem. Mrowienie przeszło przez całe moje ramię przez jego dotyk, ale nie wzdrygnęłam się.

— Właściwie, mam coś przeciwko. Zadałem ci pytanie, panno Pritchett, więc oczekuję odpowiedzi — Theodore odparł zabójczym głosem. Spojrzałam w górę, by odnaleźć jego ciemne, szare oczy.

Głośno przełknęłam ślinę i odpowiedziałam mu:

— Właśnie powiedziałam panu, że nie wiem kto jest nadawcą listu, więc niech pan pozwoli mi pójść porozmawiać z panem Randalem.

Theodore wpatrywał się we mnie przez dłuższy czas, a ja nie wycofałam się. Utrzymałam z nim kontakt wzrokowy dopóki on nie przestał, a gdy już to zrobił, prawie straciłabym balans, gdybym nie złapała się oparcia jednego z krzeseł.

— Wyjdź z mojego biura i nie pokazuj mi się dopóki sam cię nie wezwę — oznajmił.

Nie martw się, szefie, nie pokażę się w twoim biurze już nigdy więcej, pomyślałam.

Byłam szczęśliwa, mogąc się zobowiązać. Obróciłam się na obcasach i prędko wyszłam z jego biura. Zamiast użyć windy, zeszłam schodami, ponieważ winda moim zdaniem była zbyt wolna.

Po piętnastu minutach zeszłam ze schodów, z trudem łapiąc oddech, ale nie zatrzymywałam się. Biegłam. Biegłam tak szybko, jak potrafiłam. Daleko. Daleko od niego, poza firmę. Jednak zostałam zatrzymana przez Freda, ochroniarza stojącego przy wejściu do budynku.

Kurwa, jego, mać.

Panienko Pritchett, obawiam się, że nie może panienka opuścić budynku. Dostałem polecenie od pana Bensona, by wysłać panienkę do jego biura, ponieważ wymaga on twojej obecności — odparł spokojnie Fred. W międzyczasie, zaczęłam panikować jak nigdy dotąd. Nie, nie, nie, on nie może tego zrobić. Nie pójdę tam, żeby się z nim spotkać. Nie ma mowy, kurwa.

— Tak, mogłabym iść spotkać się z panem Bensonem, jednakże w pewnym sensie mam 'awarię' i koniecznie muszę wracać do mieszkania — odpowiedziałam i już miałam go wyprzedzić, ale on ponownie mnie zatrzymał.

— Przepraszam, panno Pritchett, ale nie mogę na to pozwolić. Moje polecenia były jasne, wysłać panienkę do biura pana Bensona — stwierdził Fred.

W jednej chwili złość opanowała mnie całą.

— Dobrze, Fred, powiedz panu Bensonowi, żeby swoje polecenia wsadził sobie w dupę. Mam zamiar iść i nikt, powtarzam, nikt nie powstrzyma mnie przed tym. Nie ty, nie pan Benson ani nikt inny! Więc zejdź mi, kurwa, z drogi lub zaufaj mi, że nie zawaham się zwolnić ciebie za oskarżenie cię o nękanie seksualne — warknęłam, kipiąc ze złości.

— Oczywiście, panienko Pritchett, może pani sama powiedzieć to wszystko panu Bensonowi — odparł, zerkając za moje ramię.

Obróciłam się zmieszana, a strach i panika objęły nade mną kontrolę, gdy ujrzałam stojącego za mną Theodora z zabójczym błyskiem w oczach.

O kurwa...

Running From The Billionaire || PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz