°18 || JUNG HOSEOK

1.3K 72 23
                                    

Szedł wąską uliczką, nie zamierzając tracić czasu na oglądanie się za siebie; w końcu wieczór był naprawdę chłodny, a on sam nie planował leżenia w łóżku pod zasłoną zużytych chusteczek. Schował dłonie jeszcze głębiej do kieszeni płaszcza, żałując coraz bardziej, że w ogóle wyszedł dziś z domu. Choroba sama w sobie nie należała do rzeczy przyjemnych, a dodatkowa praca w trakcie jej trwania przysporzyłaby jedynie więcej kłopotów i jeszcze bardziej przedłużyłaby cały cykl.

- Cholerna pogoda - jęknął spod grubego szala, kopiąc w złości plastikową butelkę. - Przecież zapowiadali dziś bardziej plusową temperaturę.

A tymczasem Hoseok kulił się w większym o dwa rozmiary palcie, starając się uchronić swoją twarz przed lodowatym powietrzem. Zdawał sobie sprawę z tego, że gdyby tego nie robił, jego skóra straciłaby tytuł nieskazitelnej delikatności, a on sam musiałby ją kremować i pielęgnować przez następny miesiąc, by ta powróciła do dawnego stanu.

Wyciągnął dłoń z przyjemnego komfortu, czując, jak na jego skórze pojawiają się pierwsze oznaki deszczu. Natychmiast pobiegł w kierunku swojego mieszkania, przeklinając siebie w myśli, że przed wyjściem nie zabezpieczył się w jego jedyną parasolkę. Czarną parasolkę. Czarną, jak aktualne chmury na niebie, które według naukowców powinno być teraz wyjątkowo jasne, co najwyżej z małymi śladami białego puchu, i to w ogromnej odległości od siebie. Tymczasem było zupełnie inaczej, a Hoseok zaczął sobie obiecywać, że już nigdy nie zaufa pogodynkom z wieczornych wiadomości. Z tych porannych zresztą też.

Szybko przekręcił drewnianą klamkę, sunąc ciemnym korytarzem w kierunku schodów, nawet nie witając się ze swoim maleńkim szczeniaczkiem. W sekundę pokonał dzielące go od upragnionego łóżka szczeble, odwieszając niedbale katanę na wieszak i od razu wskakując pod stary koc jego babci, mając na uwadze również to, by nie ubrudzić go od błota. W końcu wciąż nie ściągnął swoich czarnych tenisówek.

- Cholera - jęknął, słysząc charakterystyczny dźwięk antycznego zegara.

Północ.

- Cholera, cholera, cholera, cholera - stękał, skacząc z nogi na nogę, próbując pozbyć się butów ze swoich stóp, by czym prędzej ukryć je pod stertą jego komiksów i płyt ulubionych zespołów. Jego ojczym nie mógł wiedzieć o tym, że znów wymknął się z domu bez jego zgody i do tego wrócił o punktualnej godzinie. Wiedział, że w przeciwnym razie myłby podłogi dwa razy częściej niż zwykle, a i tak robił to codziennie.

- Hoseok - przywitał go skinieniem głowy, za chwilę analizując wzrokiem każdy fragment jego pokoju. - Może zrobiłbyś tu w końcu porządek, za co ja ci płacę, co cholery?

Brunet uniósł delikatnie brwi, opadając na miękkie poduszki za jego plecami.

- Problem w tym, że ty mi nie płacisz.

Mężczyzna przycisnął palec do szczęki, kiwając głową na potwierdzenie słów swojego podopiecznego. Znów znalazł się w rogu jak maleńka, bezbronna myszka, nie potrafiąc znaleźć odpowiedzi na tę trafną zaczepkę.

Młodszy prychnął, biorąc do ręki pierwszą lepszą książkę, by już za chwilę wlepić wzrok w narzeczonego jego zmarłej matki.

- Mógłbyś wyjść? Proszę? - spytał, afiszując podręcznikiem w powietrzu. - Chciałbym się trochę pouczyć, jeśli mogę. Chyba, że tego także mi zabronisz?

Starszy Kim poprawił guzik swojej kamizelki, by następnie opuścić królestwo Hoseoka, zostawiając go w lawinie własnej satysfakcji.

1:0, staruszku.

Westchnął, przenosząc wzrok z powrotem na prostokątny zeszycik. Porwał do ręki wystającą z niego karteczkę, która była zaproszeniem na przesłuchanie, organizowane przez jego bliską przyjaciółkę w celu odnalezienia utalentowanego muzycznie chłopaka, znanego jako J-Hope.

BANGTAN SONYEONDAN ❧ #oneshotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz