°8 || KIM TAEHYUNG

2.3K 118 35
                                    

Błądziła oczami po jasnym pomieszczeniu, przyozdobionym w różowym kontekście. Na ścianach wisiały długie, kolorowe lampki, ramki na zdjęcia z wizerunkiem słodkiego, bajkowego zajączka i plakaty, przypominające dziewczynie stare, dziecięce lata, kiedy to sama miała pięć lat. W rogu pokoju ustawiona była drewniana, pomalowana białą, matową farbą, kołyska. W przeciwnym rogu dało się zauważyć łóżko z miękkim materacem i czterema szufladami, także w tym samym, czystym kolorze, a nad nim ogromną tablicę, do której przypięte były zdjęcia rodziny oraz przyjaciół. Dziewczyna wiedziała, że szybko tego miejsca nie opuści.

- W razie gdyby, na lodówce jest kartka z moim numerem telefonu. Gdybyś miała jakieś pytania, dzwoń. Byle nie co pięć minut, bo zwolnią mnie z roli zastępcy kierownika, a to nie może się zdarzyć. Rozumiemy się?

Lee Chaeyoung była stanowczą, jak i wysoko postawioną kobietą. Miała dobrze płatną pracę i równie nadzianego męża, co by wyjaśniało ten bogaty wystrój całej posiadłości.

- Tak, oczywiście.

Uśmiechnęła się do niej lekko, zarzuciła swoją skórzaną torebkę na zasłonięte przez kardigan ramię i przeniosła się na korytarz.

- Pamiętaj, żeby dzwonić.

Dziewczyna skinęła głową, opierając się tyłkiem o jasną komodę.

- Mam dziwne wrażenie, jakbym o czymś zapomniała - rozejrzała się po przedsionku, skanując wzrokiem każdy jego fragment. - No nic, dam znać, jak sobie przypomnę. Do zobaczenia wieczorem, [Y.N]!

I wyszła, potykając się o próg mieszkania.

Pani idealna, hm?

✺✺✺✺

Dziewczyna krzątała się po całych dwóch piętrach budynku, nasłuchując możliwego wybuchu płaczu ze strony dzieci, którymi miała się zająć podczas nieobecności starszej Lee. Biegała po świeżo wypastowanych panelach, robiąc sobie z płytek prawdziwe lodowisko, na które nie mogła się wybrać w tym roku, choćby ze względu na problemy techniczne z miastową maszyną. Nie minęła chwila, a już leżała plackiem na ziemi, śmiejąc się do rozpuku. Musiała jednak opanować swoje emocje, czując drażniące w uszy jęki najmłodszej z rodziny.

- Ciocia [Y.N] już pędzi, tylko nie płacz! - krzyczała, szukając odpowiedniego pokoju. - Jestem już...

Ding dong.

Cholera, to niemożliwe, żeby wróciła po trzydziestu minutach.

Wzięła w ramiona trzymiesięczną Jihyo i ruszyła pędem w stronę drzwi wejściowych, podtrzymując maleństwo pod jej niemowlęcą pupcią. Wolną ręką przekręciła wszystkie pięć spustów i już po chwili ujrzała wysokiego blondyna z pudełkiem czekoladek i dwoma pluszakami wystającymi ze sportowej torby.

- Nie mam czasu na rozmowy o Bogu, przykro mi.

- Zaraz, chwila! - zatrzymał przymykające się drzwi nogą. - Nie jestem Jehowy, spokojnie. Przyszedłem tylko po dzieci, miałem je zabrać na godzinny spacer, jak co każdy piątek.

Dziewczyna zmierzyła chłopaka od dołu do góry i na odwrót, marszcząc czoło i podnosząc zdziwiona jedną brew.

- Nie przypominam sobie, żeby pani Lee wspominała mi o jakimś towarzystwie.

W dodatku tak przystojnym i pociągającym.

- Jesteś pewny, że trafiłeś pod dobry adres? - spytała, kołysząc dziewczynkę w prawo i w lewo. Chłopak tylko skinął głową. - No dobrze, wejdź. Zadzwonię do...

BANGTAN SONYEONDAN ❧ #oneshotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz