«Rozdział 14»

1.6K 87 12
                                    

Przyłożyłam palec do dzwonka i zadzwoniłam nim do drzwi Theo. Szybko zerknęłam na zegarek na moim nadgarstku, który wyznaczał godzinę dziewiętnastą pięćdziesiąt siedem. Odsunęłam się krok do tyłu i wyczekiwałam, aż gospodarz wpuści mnie do środka. Stałam tam, tępo gapiąc się w klamkę, mając nadzieję że ktoś mi otworzy, ale niestety tak się nie stało. Nie miałam zamiaru stać tam niczym kołek, dlatego zawróciłam na pięcie i ruszyłam w stronę furtki. Gdy już miałam chwycić klamkę, usłyszałam coś dziwnego, jakby warczenie, które dochodziło z tyłu domu i stawało się coraz głośniejsze.

Po okrążeniu całego domu, znalazłam się w garażu Raekena i rozejrzałam się za czymś, co mogłoby potencjalnie wydawać taki sam dźwięk. Dookoła leżały same sterty śmieci, kartony i meble wciąż pokryte kurzem. Widać było, że od dawna nikt tu nie sprzątał, co mnie nie dziwiło, gdyż Theo opowiadał, że kiedyś tu mieszkał i wyjechał, ale znów się tutaj wprowadził.

Za kupką śmieci zauważyłam drzwi, zapewne prowadzące do wnętrza domu. Omijając brudne i zakurzone rzeczy, dotarłam do nich i pociągnęłam za klamkę, a te otworzyły się ze zgrzytem. Już miałam wejść do środka, ale coś mi podpowiedziało, aby jeszcze rozejrzeć się po garażu. Moja intuicja zwykle mnie nie zwodziła, więc postanowiłam i tym razem jej zaufać.

Zajrzałam do pierwszego, najbliższej położonego mnie kartonu i zauważyłam, że w jego wnętrzu były jakieś stare kasety. Gdy chciałam wziąć jedną z nich w dłonie, po prostu upadła mi, robiąc niepotrzebny hałas. Walnęłam się otwartą ręką w czoło i zaklęłam pod nosem, nerwowo rozglądając się dookoła. Gdy nikogo nie zauważyłam, odetchnęłam z ulgą, rozpoczynając dalsze poszukiwania.

Następny karton leżał na blacie zaklejony dodatkowo taśmą. Ciekawiło mnie, co mogło być w środku, gdyż wszystkie inne kartony nie były tak zaklejone. Czyżby Theo coś ukrywał? Wiedziałam, że to nie była moja sprawa, ale nie mogłam oprzeć się tej niewiedzy. Z resztą, gdybym nie sprawdziła, nie byłabym sobą.

Oderwałam taśmę bardzo ostrożnie, by była w nienaruszonym stanie i otworzyłam pudło, zaglądając do środka. Była w nim całkiem spora ilość zdjęć, ale nie były to zdjęcia jakiś widoków, czy natury, tylko małego Theo z jakąś dziewczynką dosłownie na każdym z nich. Raekena rozpoznałam od razu, ale nie potrafiłam zidentyfikować tej dziewczyny. W głębi duszy czułam, że gdzieś już ją widziałam, tylko nie wiedziałam gdzie.

Gdy tak oglądałam zdjęcia, ktoś głośno chrząknął tuż za moimi plecami. Wystraszyłam się nie na żarty i wyrzuciłam zdjęcia trzymane w dłoni prosto w powietrze, które rozsypały się po całym garażu.

- Możesz mi powiedzieć, co robiłaś z tymi zdjęciami? - zapytał z wyrzutem Theo, podchodząc do kartonu, który podniósł i wyniósł wgłąb domu, zostawiając mnie samą.

Stałam tam, czując się już naprawdę zażenowana. Tak właśnie kończyła się moja niepohamowana ciekawość, ale czy żałowałam, że to zrobiłam? Nie bardzo, bo może był to kolejny element układanki, którą musiałam złożyć, aby wszystkiego się dowiedzieć. Ta układanka na imię ma Theo i za nic nie mogłam jej rozgryźć.

Brunet wrócił po kilku minutach i oparł się o framugę drzwi. W milczeniu przyglądaliśmy się sobie nawzajem, badając każdy skrawek swoich ciał. Czułam, jak jego wzrok przeszywał mnie na wylot, ale ja nie pozostawałam mu dłużna. Ostatnie moje spojrzenie trafiło na jego usta i przez sekundę miałam ochotę wpić się w nie i nigdy nie przestawać go całować. Jak na zawołanie, w brzuchu poczułam przyjemne pulsowanie. Czy to właśnie były motylki?

Zanim moje myśli posunęły się o wiele za daleko, ocknęłam się z transu o imieniu Theo. Spuściłam wzrok na swoje buty, aby przerwać te pełne głodu spojrzenia, zanim faktycznie bym się na niego rzuciła.

- Chodź za mną. Czas na prawdę - stwierdził i zniknął za drewnianymi drzwiami, a ja nie mając zamiaru zostać w tyle, ruszyłam za Raekenem.

Rozsiedliśmy się wygodnie przy tym samym stoliku, co feralnego poranka, a atmosfera, jaka panowała pomiędzy nami, była widocznie napięta. Nikt nie wiedział, jak zacząć tę stresującą rozmowę i oboje patrzyliśmy w zupełnie innych kierunkach. W głowie miałam zupełną pustkę, ale od środka zżerało mnie poczucie, że powinnam go o wypytać o tamten dzień.

- Powiem ci wszystko, ale pod jednym warunkiem - zaszantażował mnie Theo, a ja zmarszczyłam brwi i spojrzałam na niego, nie dowierzając.

- Przyszłam tu poznać całą prawdę, a na karteczce nie było nic o cenie za nią - syknęłam, czując, że wzbierała się we mnie irytacja.

- Nie musisz się martwić - posłał mi uśmiech i położył swoją dłoń na mojej. - To nic takiego.

- A czego ty właściwie chcesz?

- Opowiem ci wszystko, nawet o Doktorach Strachu - powiedział, a ja posłałam mu wymowne spojrzenie. Wiedziałam, że ich sobie nie wymyśliłam. - Ale najpierw musisz mi w czymś pomóc.

- To zależy w czym - wywróciłam oczami. - Musisz mi powiedzieć coś więcej.

- Dowiesz się w swoim czasie - uniósł prawą brew do góry i uśmiechnął się łobuzersko.

- No nie wiem - pokręciłam głową, wciąż się zastanawiając, czy był sens czekania na prawdę, jeżeli nie wiedziałam, co takiego chciał ode mnie Raeken. - Nie jestem, co do tego przekonana.

- Jeśli ta pora nadejdzie, zadzwonię do ciebie - poinformował mnie. - Ty od razu odbierzesz i będziesz robiła to, co ci powiem.

- Niczego nie mogę ci na tę chwilę obiecać. Daj mi czas na przemyślenie.

- Jasne, jak coś to dzwoń.

Wstałam od stołu i ruszyłam do drzwi wejściowych. Ostatni raz spojrzałam na Theo i wyszłam na dwór, nawet się z nim nie żegnając. Mimo tego, że był jeszcze początek jesieni, na zewnątrz robiło się dość chłodno. Owinęłam się ciaśniej kurtką i opuściłam posesję Raekenów.

W drodze zadzwoniłam do Scotta, aby po mnie przyjechał i zabrał do domu. Czekając na brata, rozmyślałam o tym, co wydarzyło się dokładnie kilka minut wcześniej. Kim mogła być tajemnicza dziewczynka ze zdjęcia? Co ukrywał przede mną Theo? Co będę musiała zrobić, aby poznać wreszcie prawdę?

Wszyscy dookoła tylko mnie okłamywali albo nie mówili niczego, ale to praktycznie to samo. Jak miałam bronić siebie i rodzinę, skoro nie wiedziałam, z czym miałam do czynienia? Momentalnie zrobiło mi się smutno, a po policzku spłynęła mi pojedyncza łza. Na co dzień starałam się być twarda, a ta taktyka idealnie sprawdzała się jako tarcza, ale po co mi była tarcza, skoro nie umiałam bronić siebie i innych mieczem?

Scott przyjechał na swoim motorze po jakiś dziesięciu minutach, przez które zdążyłam się uspokoić. Nałożyłam kask na głowę i oplotłam swoje dłonie wokół torsu brata. Gdy ruszyliśmy, zamknęłam oczy, by skupić się tylko i wyłącznie na jeździe. Nie chciałam zaprzątać sobie głowy niepotrzebnymi myślami. Jedyne, o czym myślałam to ciepła kąpiel i miękkie łóżko.

~ritegs~

EDYTOWANY

anywhere but with you → theo raekenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz