«Rozdział 27»

1.1K 52 18
                                    

Poniedziałek nastał szybciej niż się spodziewałam. Niechętnie ześlizgnęłam się z łóżka i podeszłam do szafy, aby wyciągnąć czyste ubranie. Dziś postanowiłam, że ubiorę jasne jeansy i beżowy sweterek. Gdy wzięłam już wszystkie potrzebne rzeczy, opuściłam pokój i udałam się do łazienki. Dziś na szczęście była wolna, bo mama zmieniła zmianę. Przynajmniej nie spóźnię się do szkoły.

Wzięłam szybki prysznic i umyłam zęby. Z szafki wyciągnęłam suszarkę i na szybko wysuszyłam włosy. Najwyżej wyschną mi po drodze. W między czasie otworzyłam szufladę z kosmetykami i przejechałam tuszem po rzęsach, a malinową pomadą po ustach. Gdy uznałam, że wyglądam przyzwoicie, opuściłam łazienkę i zbiegłam na dół do kuchni. Wstawiłam wodę w czajniku i nasypałam granulowanej herbaty do kubka. Z miski z owocami wzięłam jabłko, które zjadłam, zanim woda się zagotowała. Zalałam herbatę, a potem poszłam do pokoju po plecak i deskorolkę. Po wypiciu herbaty ostatni raz zerknęłam w lustro i wyszłam z domu. Na ziemię postawiłam deskorolkę i pojechałam w kierunku szkoły.

Z tego pośpiechu nie miałam nawet czasu przygotować się psychicznie i emocjonalnie na spotkanie z Theo. Mam tak normalnie podejść i powiedzieć ,,cześć"? Mam udawać, że nic się nie wydarzyło czy udawać, że się nie znamy? Naprawdę nie wiem, co ze sobą począć. Tym bardziej, że mamy przesunięcie i pierwsza lekcja to chemia. Na dodatek z Theo. Jak ja mam mu spojrzeć w oczy. Chemia... O cholera! Projekt był na dziś! Kompletnie o nim zapomniałam! Widocznie nie tylko ja, bo cała grupa nie wspomniała o nim nawet słówkiem! No to świetnie się wkopałam.

Do szkoły dotarłam pięć minut później. Przez cały ten czas modliłam się w duchu, aby nauczycielka o nim zapomniała. Tak byłoby najlepiej. Do szafki włożyłam deskorolkę i niepotrzebne książki. Po sygnale oznajmującym początek lekcji, pobiegłam do klasy chemicznej. Na szczęście zdążyłam przed nauczycielką i odetchnęłam z ulgą. Brak spóźnienia to dobry znak.

- Dzień dobry uczniowie. Mam nadzieję, że projekty są na dziś przygotowane, bo zaważą na waszych stopniach - cholera, a jednak pamiętała. Nerwowo rozejrzałam się po klasie, ale nie zauważyłam ani Hayden, ani Corey'a, ani nawet Theo. Gdzie ich wszystkich wcięło? Nagle napotkałam spojrzenie Scotta, które wyrażało w pewnym rodzaju prześmiewczość. Ten dupek doskonale wiedział, że znajomi mnie wyrolowali, a on czerpał z tego satysfakcję. Jedyne, co mogłam teraz zrobić, to pokazać mu język i odwrócić wzrok.

- Możemy zacząć? - zapytała jakaś dziewczyna, której imienia nie pamiętam.

- Proszę bardzo. A wy jako dobrzy koledzy siedźcie cicho i słuchajcie. Was też to nie ominie, spokojnie - powiedziała w naszą stronę. Czułam, jak w gardle rośnie mi wielka gula, a żołądek się przekręca. I co ja teraz zrobię?

Po jakiś dwudziestu minutach wszystkie grupy zaprezentowały się ze swoimi projektami. Serce łomotało mi jak oszalałe, a zazwyczaj pewna siebie Maggie wyparowała. Uciekałam wzrokiem wszędzie byle jak najdalej od nauczycielki. Może o mnie zapomni, albo nie zauważy?

- Czy to wszyscy? - zapytała nauczycielka. Na usta odpowiedź sama cisnęła mi się, że tak, ale wolałam się nie wychylać.

- Jeszcze grupa Maggie została - powiedział z uśmieszkiem na ustach mój brat. Obiecuję, że kiedyś go ukatrupię.

- Proszę na środek - zaprosiła mnie gestem ręki nauczycielka, ale ja nie ruszyłam się nawet o milimetr, jakbym zastygła. - Panno McCall, gdzie pański projekt?

- Mojej grupy dziś nie ma i zostałam sama - odpowiedziałam cichutko.

- Ale projekt chyba masz, prawda?

- Hayden go ma, ale dziś nie przyszła - skłamałam. Może to kupi?

- No dobrze. W takim razie pokażecie mi go na następnej lekcji, ale chwilowo wpisuję wam jedynki. Jak się zaprezentujecie, jedynki poprawię - odpowiedziała i wróciła do prowadzenia zajęć. Odetchnęłam z wielką ulgą i skupiłam się na lekcji.

*

Po wszystkich lekcjach z uśmiechem na twarzy wróciłam do domu. Przez cały dzisiejszy dzień nie widziałam Theo ani chimer, co bardzo mnie zdziwiło. Czyżby planował coś beze mnie? Nie, nie mógłby. Na dziś już mieliśmy plany. Tak jak się umówiliśmy, dziś wieczorem wszystko się zakończy. A może i nawet zacznie? Teraz to Theo będzie nowym alfą i wprowadzi nowe zasady. Po pierwsze, na pewno koniec z kłamstwami. Po drugie, zawsze siebie wspieramy, gdy tego potrzebujemy. Po trzecie, zwalczamy zło. Po czwarte, trzymamy się tych zasad bezwarunkowo.

Po domu chodziłam z kąta w kąt. Z godziny na godzinę denerwowałam się coraz bardziej, a telefonu czy wiadomości od Theo jak nie było, tak nie ma. Nawet Scott wyszedł z domu jakieś dwie godziny temu, tłumacząc, że musi zakończyć coś, co powinien zrobić pierwszego września. Nie miałam bladego pojęcia, o co mu chodziło, ale w głębi duszy czułam, że miało to związek z Doktorami Strachu i możliwe że z Theo.

Dla relaksu postanowiłam obejrzeć jakiś film. Usiadłam na kanapie z kubkiem ciepłej herbaty i przeskakiwałam po różnych kanałach. Gdy uznałam, że nic ciekawego nie ma w telewizji, westchnęłam z irytacją i po prostu włączyłam program muzyczny. Po ponad półgodzinnym, bezczynnym siedzeniu, mój telefon zawibrował. Z prędkością światła podniosłam go i odczytałam wiadomość od Theo.

Będę pod twoim domem za pięć minut. Mam nadzieję, że jesteś gotowa ;)

Jak na zawołanie zerwałam się z kanapy i pobiegłam do swojego pokoju. Zdjęłam z siebie legginsy, które założyłam, gdy wróciłam ze szkoły i ubrałam czarne jeansy. Do tego przez głowę przełożyłam czarną bluzę z kapturem i wrzuciłam do jej kieszeni komórkę. Po zawiązaniu swoich trampków na kokardki, przed domem rozległ się donośny dźwięk klaksonu z auta Theo. Szybko zbiegłam na dół i trzasnęłam za sobą drzwiami, nie martwiąc się nawet o zamknięcie ich na klucz. Podbiegłam do samochodu Theo i wsiadłam do jego wnętrza, zapinając pas.

- Hej - powiedziałam nieśmiało i posłałam mu mały uśmiech.

- Hej. Gotowa?

- Jak nigdy.

Chłopak włączył się do ruchu z małym uśmieszkiem na twarzy. W mojej głowie pojawiały się rozmaite obrazy, które wskazywały na porażkę naszego planu. A właściwie to jakiego planu? Ja nie wiem nawet, co mam tam robić. Bić się z własnym bratem, czy wszystkiemu przyglądać się jako świadek? A co jeżeli Scott wygra? Nie dość, że skarzę się na pośmiewisko to jeszcze zostanę wydziedziczona z rodziny McCallów. Jeżeli jednak Theo wygra, utrę Scottowi nosa, ale czy jest to warte takiego zachodu? Zdaję sobie sprawę, że Theo go nie oszczędzi, a ja nie jestem pewna czy będę mogła się temu wszystkiemu przyglądać ze spokojem. Scott to mój brat i fakt, że czasami działa mi na nerwy, ale w dalszym ciągu jesteśmy rodziną. Może powinnam się wycofać?

- Nie było cię dzisiaj w szkole - powiedziałam, aby przerwać niezręczną ciszę. - Zresztą chimer również.

- I co z tego? - zapytał, spoglądając na mnie z ukosa.

- A to z tego, że na dziś był projekt z chemii, a żadne z was nie raczyło się nim zainteresować.

- Wyluzuj, teraz mamy inne sprawy na głowie - położył dłoń na moim kolanie i posłał pokrzepiający uśmiech. - Wiesz, co masz robić, prawda?

- Nie, bo mi nie powiedziałeś - odpowiedziałam, marszcząc brwi. - Dlatego może mnie oświecisz?

- Ty pójdziesz przodem, a ja będę tuż za tobą, aby cię osłaniać. W razie czego wziąłem ze sobą kilka metalowych gwoździ, abyś miała czym się bronić w ewentualnym niebezpieczeństwie. Nigdy nie wiadomo co wydarzy się tam na dole - wytłumaczył mi i spojrzał prosto w moje oczy. - Chyba cię to nie przerasta, nie? Dasz sobie radę?

- Tak, poradzę sobie. A na dole to masz na myśli gdzie? - zapytałam i ponownie zmarszczyłam brwi.

- W podziemiach naszego miasta. Tam wszystko się dokona - odrzekł poważnym tonem, a po chwili skupił się na jeździe, zostawiając za sobą niezręczną ciszę.

~ritegs~

EDYTOWANY

anywhere but with you → theo raekenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz