«Rozdział 20»

1.5K 83 40
                                    

*Perspektywa Theo*

Bezczynnie siedziałem na zimnej posadzce i patrzyłem, jak drzwi zamykają się z impetem zaraz po wyjściu Maggie. Wiem, że zawaliłem sprawę na całej linii, bo teraz mnie nienawidzi i zapewne płacze, a to wszystko moja wina. Nie mogę znieść jej widoku smutnej i całej zapłakanej, bo rozrywa to moją duszę na strzępy. Mimo tego, że miałem dobre intencje i chciałem ją za wszelką cenę ochronić, wszystko poszło nie tak. Miała być bezpieczna i trzymać się z dala od tego wszystkiego, a tymczasem stała się czymś takim jak ja. Żałuję, że w ogóle miałem styczność z tymi całymi Doktorami. Jak mogłem być tak głupi i zaufać tym istotom? Przez nich moja słodka Maggie jest chimerą i nigdy nie pozbędzie się tego genu.

Zniszczyłem życie wielu osobom, to wiem, ale fakt, że osobiście naraziłem Maggie na niebezpieczeństwo, niszczy mnie od środka. Jedyne, czego pragnąłem, to aby mieć własne stado, a straciłem coś o wiele ważniejszego, dziewczynę z moich snów. Tak, dobrze mówię. Maggie spodobała mi się od dnia, w którym ujrzałem ją po raz pierwszy. Ciągle pamiętam ten dzień, gdy wpadła na mnie na korytarzu. Jej niesforne, brązowe loki opadały na bladą twarzyczkę, a zapach jej perfum był rajem dla mojego zmysłu węchu. Dokładnie w tamtym momencie wiedziałem, że ona kiedyś będzie moja. A teraz? Teraz to mogę sobie jedynie pomarzyć, że kiedykolwiek mi wybaczy. Ale mimo tego, nadal będę zabiegał o jej względy, bo jest tego warta.

Wstałem z ziemi i ruszyłem w stronę wyjścia. Z Doktorami porozmawiam sobie później, bo najpierw muszę odwieźć z powrotem Maggie, aby nie chodziła sama po lesie, gdyż kręci się w nim mnóstwo rozmaitych stworzeń, które nie zawsze są tak przyjazne jak jednorożce. Szybko opuściłem budynek i rozejrzałem się po okolicy. Nie widziałem tam ani jednej, żywej duszy. Może dziewczyna pobiegła i jest dalej, niż przewidywałem? Nie chciałem nawet myśleć o tym, ile niebezpiecznych istot może czaić się w lesie, a ona jest sama, bezbronna i słaba, gdzie równie dobrze posłużyłaby na przynętę. Odgoniłem te przypuszczenia i natychmiast wparowałem do samochodu. Odpaliłem silnik i powoli odjechałem, rozglądając się we wszystkie strony.

Jeździłem tą samą drogą chyba już setny raz. Maggie nigdzie nie było, co stresowało mnie jeszcze bardziej. Nerwowo rozglądałem się we wszystkich możliwych kierunkach. Zmieniłem się nawet w wilkołaka, aby wytężyć wszystkie swoje zmysły. Nie czułem ani zapachu, ani też mój wzrok nie zauważył niczego, co mogłoby świadczyć, że jakaś nastolatka kręciła się w pobliżu. Jedyne miejsce, którego jeszcze nie sprawdziłem był dom McCall'ów. W duszy miałem cichą nadzieję, że ona bezpiecznie wróciła już do domu. Gdybym jednak się mylił i znalazł w lesie martwe ciało Maggie, nie byłbym taki pewien, czy cząstka mnie nie umarłaby razem z nią. Nie chciałem nawet o tym myśleć. Ona na pewno żyje i tego się trzymajmy.

Gdy byłem już w okolicy domu McCall'ów, zauważyłem, że mija mnie auto szeryfa Stilinskiego. Moja noga diametralnie wcisnęła pedał gazu, a mózg automatycznie odmawiał za mnie wszystkie modlitwy, aby Maggie była cała i zdrowa mimo tego, że jestem ateistą. Całe szczęście, że brunetka była u siebie w pokoju. Widziałem ją przez okno, ale nawet z takiej odległości zauważyłem jej podkrążone i spuchnięte oczy od płaczu.

Co ja najlepszego zrobiłem.

*

*Perspektywa Maggie*

Zapewne spałabym do południa, bo wróciłam do domu około czwartej nad ranem i na dodatek mamy niedzielę, ale niestety obudził mnie czyjś łaskoczący oddech na nagim ramieniu. Ktoś ewidentne siedział mi na łóżku i gapił się w moją osobę.

- Dzień dobry - przywitał się głos, który od razu rozpoznałam. Natychmiast usiadłam na łóżku i posłałam mu pytające spojrzenie.

- Lepiej stąd wyjdź Raeken, bo zacznę krzyczeć - wycedziłam wyrazy przez zaciśnięte zęby, mrużąc przy tym oczy. - Nie żartuję.

- Spokojnie - uśmiechnął się lekko i uniósł dłonie w geście kapitulacji. Z Theo widocznie było coś nie tak, gdyż miał podkrążone oczy i niebywale bladą cerę. Wyglądał jakby coś go trapiło. - Chciałem się tylko upewnić, że trafiłaś do domu.

- Jak widać tak, więc możesz już sobie iść. Poza tym, jak tu wszedłeś!?

- Przyznam, że trochę ciężko było dostać się na wasz dach, a potem przez okno. Texas trochę mnie pokiereszował - pokazał mi porwany rękaw koszuli. Nie wiedzieć czemu, w tym momencie się zaśmiałam, choć nie powinnam. Bynajmniej nie przy nim. - Słuchaj, chciałem cię serdecznie przeprosić za to wszystko. Ja doskonale wiem, że nigdy mi tego nie wy...

- Ale ja wcale nie mam ci tego za złe - uśmiechnęłam się. - Nie tak, jak myślisz.

- Jak to? - zdziwił się, marszcząc brwi.

- Znaczy się, dalej jestem na ciebie wściekła, że zrobiłeś to wszystko bez mojej wiedzy, gdzie po pierwsze, wykorzystałeś moje zaufanie, uprowadziłeś mnie i ogłuszyłeś. A po drugie, zostawiłeś sam na sam z tymi Doktorami, którzy robili mi okropne rzeczy - posłałam mu mordercze spojrzenie. - Ale dzięki tobie, moje życie od teraz się zmieni. Nie czuję się już bezużyteczna i na dodatek mogę bronić się przed złem, w tym przed takimi jak ty. Nie muszę już chować się po kątach, a co więcej jestem w stanie uratować czyjeś życie.

- Nnaprawdę nie masz ddo mnie żalu? - zająkał się chłopak, a ja niemal rozpłynęłam się, słysząc jak słodko to wymawia.

- Nie, wszystko w porządku. Teraz mogę za pomocą siły woli przenosić rzeczy wykonane z metali i na dodatek tworzyć portale. Wczoraj właśnie jednym z nich przeniosłam się pod mój dom. Wiesz, podnoszę magnetyczne rzeczy i wytwarzam portale magnetyczne. Rozumiesz? Właśnie takim połączeniem chimery jestem - uśmiechnęłam się dumnie.

- To niesamowite - przyznał z podziwem.

- Racja, choć muszę sporo poćwiczyć, aby skoordynować wszystkie ruchy... - nie dokończyłam mówić, gdyż oboje usłyszeliśmy głos mojego brata, który wołał mnie na śniadanie.

- Wiesz, ja chyba już pójdę - stwierdził Raeken i wstał na nogi, podchodząc do okna. - Nie chciałbym spotkać twojego brata, bo on to mnie raczej sympatią nie darzy.

- Zapewne - wzruszyłam ramionami i patrzyłam jak chłopak otwiera okno.

- A właśnie, byłbym zapomniał! - przypomniał sobie i zdjął z ramion swój plecak, czegoś w nim szukając. - Trzymaj, zostawiłaś ją wtedy w lesie. Jakoś nie miałem okazji ci jej oddać - posłał mi mały uśmiech i podał mi moją deskorolkę!

- Dziękuję ci! Już dawno na niej nie jeździłam! Ciekawe, czy nadal pamiętam jak to się robi! - tak się podekscytowałam, że nie wiedząc, co robię, wspięłam się na palce i pocałowałam go w policzek. Chwila, co? Natychmiast się cofnęłam, a na mojej twarzy pojawił się rumieniec. Chłopak zdziwił się tak samo, jak ja.

- To... um... do zobaczenia - wydukał i przejechał palcami pomiędzy swoimi włosami.

- Taa, cześć - powiedziałam i zamknęłam okno po tym, jak Theo z niego wyskoczył.

Nie wiem, co we mnie wstąpiło, aby całować go chociażby w policzek!? Co on sobie teraz o mnie pomyśli!? Pewnie wziął mnie za zdesperowaną nastolatkę i nigdy się do mnie nie odezwie, bo będzie mu głupio.

Co ja najlepszego zrobiłam.

~ritegs~

EDYTOWANY

anywhere but with you → theo raekenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz