Perspektywa Hazel
Czułam wiatr we włosach, jego potęga ogarniała moje ciało... Chociaż tutaj mogłam poczuć moc mojego żywiołu... Wzięłam głęboki wdech i rozłożyłam szeroko swoje ręce po obu stronach mojego ciała, aby mieć większy kontakt z jego siłą. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Czy byłam szczęśliwa? Tak... Jednocześnie odczuwałam radość i przekonanie, że robiłam dobrze, że to świetna decyzja, że przecież i tak nie było innego wyjścia...
Spojrzałam w dół i ujrzałam ulicę, samochody, budynki, lampy... Życie toczyło się dalej... No tak, przecież zawsze tak było, wszyscy mieli mnie gdzieś, nikogo nie obchodziłam, w końcu, jak to się mówi? A, każdy ma swoje problemy. W sumie byłam nastolatką taką jak każda inna, co mogłam wiedzieć o życiu? Przecież mój największy problem to złamany paznokieć... Szkoda, że nikt się nie zainteresował i nikt nie wiedział, że tak nie było...
Kolejny raz zwróciłam swój wzrok w dół... Światła, lampy, neony... Jasność... Tylko ja wyczuwałam tą ciemność?
Ile to metrów? Dwieście? Trzysta? Czterysta? Albo nawet więcej... Czy to na pewno słuszna decyzja? Nie ma przecież odwrotu... Planowałam ten dzień aż dwa lata! Nie mogłam zrezygnować! Czemu miałam wątpliwości? Było w końcu tak jak sobie wymarzyłam: Empire State Building, osiemnaste urodziny, wiatr, noc, światła i... samotność. To przecież moje największe marzenie! Wreszcie skończą się moje problemy... Dlaczego nie chciałam zrobić tego szybko? Dlaczego to nie mogła być chwila i już? Ja tego chciałam!
Przygryzłam wargę i już przestałam się opierać, nikt i tak już nie zauważy... Z moich oczy wypłynęły łzy... Po parunastu latach wstrzymywania ich, dałam upust emocjom... Po krótkiej chwili lały się strumieniami... Płakałam za całe moje życie... Za ojca i matkę, którzy mnie zostawili... Za przyjaciółkę, która przyjaźniła się ze mną, żeby potem mnie wyśmiać, że uwierzyłam w tą przyjaźń... Za innych ludzi, którzy nie zauważali mnie i nigdy nawet nie spróbowali do mnie podejść, żeby porozmawiać i pomóc mi w moich problemach... No i w końcu za najświeższą i najbardziej bolesną sprawę... Za chłopaka, który był ze mną dla zabawy...
Życie bez oparcia w drugim człowieku nie było proste... Ale przecież w końcu miałam szansę zakończyć to idiotyczne przedstawienie zwane rzeczywistością... Dałam radę... Przeszłam tyle... Mogłam to zakończyć, pomóc problemom się rozwiązać, ulżyć...
Mój wzrok ponownie powędrował w dół... Przecież musiałam dać radę! To przecież takie proste... Hazel, będziesz szczęśliwa...
Wzięłam głęboki wdech i podniosłam lekko do góry prawą nogę... Dam radę...
Perspektywa Shawn'a
Nowy Jork jest naprawdę pięknym miastem. A szczególnie nocą. Podświetlone budynki, lampy, neony. Wszystko to daje niesamowite wrażenie. Rozglądnąłem się dookoła... Bardzo mi się tu podobało. Na moją twarz wkradł się uśmiech.
Obróciłem się wokół własnej osi... Poczułem ogromną radość i wolność... Podążałem dalej, patrząc na ten piękny krajobraz.
Usiadłem sobie na ławce z drewna, która znajdowała się pod wysoką palmą i westchnąłem. Postanowiłem, że chcę zapamiętać ten widok w moich wspomnieniach na długo, na zawsze, więc zacząłem uważnie oglądać każdy jego element.
Nagle moją uwagę przykuł wysoki budynek. Nie wiedziałem, czy to zwidy, czy nie, ale na jego dachu ujrzałem sylwetkę jakiejś postaci... Co ktoś mógł robić o północy na dachu budynku? To na pewno nie wróżyło to nic dobrego... Uznałem, że w razie czego warto to sprawdzić...
Przyspieszyłem kroku i zacząłem kierować się w stronę tego budynku. Po chwili już biegłem, miałem bardzo, bardzo złe przeczucia. Pokonywałem ten dystans jakby był to ostatni w moim życiu. Otarłem pot z czoła i ponownie zwiększyłem tempo. Zaledwie pięć minut później stałem przed tą budowlą. Otworzyłem drzwi i wparowałem do środka. Ujrzałem schody. Szybko pomknąłem w ich stronę. Zacząłem zmierzać wyżej i wyżej... Moja prędkość była naprawdę zadziwiająca, nawet nie wiedziałem, że tak potrafię... No cóż, jeśli ma się tragiczne przeczucia to można wszystko. Ile jeszcze pięter? Dwa? Trzy? Dziesięć? Muszę biec szybciej... Dawaj, Shawn! Dasz radę! Zebrałem w sobie wszystkie siły i pognałem z prędkością światła.
Skierowałem wzrok w górę i zobaczyłem mosiężne drzwi, które prawdopodobnie zaprowadzą mnie na dach. Dobiegłem do nich najszybciej jak tylko potrafiłem i szarpnąłem za klamkę... Na moje szczęście były otwarte... Wszedłem na górną część budynku i spojrzałem przed siebie.
Jakieś 100 metrów przede mną, zaraz przy przepaści w dół stała dziewczyna. Była obrócona do mnie tyłem i wystawiała nogę w stronę "dziury".
Moje oczy się rozszerzyły... Miałem słuszne przeczucie... Muszę ją uratować! Nigdy bym sobie nie wybaczył jakby zgininęła...
Zebrałem w sobie wszystkie siły i zacząłem biec, ile sił w nogach. Czy pobiegnę tak szybko? Czy się nie przewrócę? Czy dam radę? Czy zdążę ją uratować?
*** ***
Witam Was Kochani w mojej pierwszej książce na Wattpadzie <3
Mam nadzieję, że prolog się spodobał <3
YOU ARE READING
You made me a believer | S.M |
FanfictionPoznajcie Hazel Anderson. Dziewczynę, która w życiu nie miała łatwo. Wszyscy jej bliscy ją opuścili, a niedawno okazało się, że chłopak, który był jej jedynym wsparciem psychicznym był z nią dla zakładu. Życie bez bliskiej osoby według Hazel nie...