Perspektywa Shawn'a
Promienie słońca przedostały się przez zasłony i mnie przebudziły. Otworzyłem oczy i wstałem z łóżka i udałem się do łazienki. Stanąłem przed zlewem i przemyłem twarz wodą. Spojrzałem w swoje odbicie w lustrze i przypomniałem sobie wszystkie zdarzenia z poprzedniego dnia.
Naprawdę miałem wyjechać?
Naprawdę miałem uciec od swoich zmartwień?
Naprawdę miałem po prostu oddać Hazel Shey'owi bez walki?
Naprawdę tak miała się skończyć nasza historia?
Naprawdę miałem po prostu zostawić tutaj Hazel i pozwolić Shey'owi ją skrzywdzić kolejny raz?
Naprawdę miałem zachować się jak tchórz?
Naprawdę miałem pomóc komuś innemu zdobyć dziewczynę, na której mi tak bardzo zależało?
Naprawdę miałem nagle zapomnieć o uczuciu, którym darzyłem tą niewinną istotę?
Naprawdę miałem po prostu o niej zapomnieć?
Naprawdę miałem zostawić ją tu samą?
Te pytania wciąż chodziły po mojej głowie. Tak bardzo starałem się, żeby Hazel czuła się dobrze, po tym jak uratowałem ją przed popełnieniem samobójstwa... A teraz miałem zostawić ją z jej byłym chłopakiem? Który mógł być powodem, dla którego chciała to zrobić? Samo to, że cały ten Shey mieszkał w LA, a ona w Nowym Jorku znaczyło, że coś było na rzeczy... Uświadomiłem sobie, że nie... Nie mogę tego tak po prostu zostawić... Nie tak zachowuje się wobec osoby, na której Ci zależy... Nie mogłem JEJ tak zostawić... Nie mogłem pojechać w tę trasę...
Wróciłem do swojego pokoju i usiadłem na łóżku. Podniosłem telefon z szafki nocnej i wybrałem numer do Andrew'a.
- Tak, Shawn?
- Wyjechaliście już po mnie?
- Nie, zaraz mamy się zbierać...
- To nie jedźcie... Jednak chcę zostać... Przełóż tą trasę za jakiś czas, proszę.
- Rozumiem, da się zrobić... Dam Ci znać dwa dni przed rozpoczęciem trasy, dobrze?
- Dziękuję, Andy.
Rozłączyłem się i już wiedziałem, że nie będzie to łatwa walka, ale w końcu jeśli nie zacznę walczyć, to się nie dowiem, co nie?
Perspektywa Hazel
Promyki słońca muskały moją twarz. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że ktoś leżał obok mnie...
A był to Shey... Obejmował mnie ramieniem i jeszcze spał... Na ten widok na moje usta wkradł się uśmiech. Musiał widocznie zasnąć, gdy gadaliśmy wczoraj wieczorem...
Nie wiedziałam dlaczego nie chciało mi się wierzyć, że Shey nagle wyprowadzi się z LA do Nowego Jorku i będzie przy mnie już cały czas. Oczywiście ucieszyłabym się z takiego scenariusza, ale jakoś coś mi mówiło, że to nie było możliwe. Shey przecież miał w LA mieszkanie, za które płaciła mu mama, a tutaj nie.
Zawsze nasze spotkanie po tych dwóch miesiącach wyobrażałam sobie zupełnie inaczej... Myślałam, że nie będę w stanie nic mu wybaczyć i wyrzucę go za drzwi,a ja właśnie leżałam wtulona w jego tors i zachowałam się tak jakby tamto zdarzenie w ogóle mnie nie przejęło, a przecież chciałam przez to zakończyć swoje życie...
Wszystko było takie pokręcone... Shawn wyjechał w trasę i przyprowadził Shey'a.
Ale Shey nie potrafił mi zastąpić Shawn'a... Zaraz, co? Przecież Mendes to tylko zwykły piosenkarz... Tak... Piosenkarz, który uratował Ci życie, i który był z Tobą, gdy najbardziej tego potrzebowałaś, a teraz jeszcze sprowadził Twojego byłego na Twoją prośbę, Hazel. Shawn był... Inny niż wszyscy... On jako jedyny troszczył się o mnie i nie opuścił w trudnych chwilach, pomógł mi przejść przez ten szok... Był dla mnie ważny i ja to wiedziałam... Wiedziałam też, że ja też byłam dla niego ważna... I naprawdę mi się to podobało...
YOU ARE READING
You made me a believer | S.M |
FanfictionPoznajcie Hazel Anderson. Dziewczynę, która w życiu nie miała łatwo. Wszyscy jej bliscy ją opuścili, a niedawno okazało się, że chłopak, który był jej jedynym wsparciem psychicznym był z nią dla zakładu. Życie bez bliskiej osoby według Hazel nie...