08

503 17 3
                                    

Pokłóciłam się z Jamesem. Poszłam na imprezę, gadałam sobie z barmanem, wypiłam parę drinków. Naturalnie, co chwilę jakieś typy do mnie podchodziły, czy może chcę z nimi zatańczyć, a ja się nie zgadzałam. Przeprosiłam barmana i poszłam się przewietrzyć. Usiadłam na krawężniku i poczułam nagły ból. Straciłam przytomność. Gdy się obudziłam byłam w jakimś starym pomieszczeniu, w którym było strasznie  zimno. Leżałam na ziemi, słyszałam piski, chyba szczurów, ale nic nie widziałam. Próbowałam zbadać teren dłońmi, lecz moja noga była przykuta grubym łańcuchem do podłoża. W dodatku ta kontuzjowana noga, która bolała mnie przez ten łańcuch jeszcze bardziej. Zapaliło się światło, ale w jakimś innym pokoju. Tylko lekki cień wpadał do mnie. Przed drzwiami pojawiła się postać, mężczyzna. Jego postura była mi znana, na pewno gdzieś go już spotkałam. Wszedł z pistoletem, który wycelował na mnie. Wtedy...

***James*** ( w tej samej chwili)

Nawet nie zauważyłem, kiedy Leah usnęła. Nie ruszała się, a głowę miała skierowaną w stronę telewizora. Lecz, w pewnym momencie, nagle zaczęła się trząść. Potem wiercić, wyglądało to na szarpaninę. Przyglądałem się jej, miała jakiś sen, albo koszmar. Z kącików spływały jej łzy, żeby tego było mało co parę sekund wykrzykiwała jakieś niewyraźne słowa.
Musiałem ją obudzić:         - Leah, pobudka.- pogłaskałem ją po głowie, a ta energicznym ruchem zerwała się i zaczęła bardzo głęboko oddychać.- Już, spokojnie. To był sen. Jestem tutaj przy tobie.- nie odezwała się nawet słowem, pewnie była jeszcze w szoku. Tylko mocno się we mnie wtuliła:                                     - On... To on! To stałoby się, gdyby nie ty.                                                                                                                   - Leah, co się stało? Co to był za sen?- nie za bardzo rozumiałem o co chodzi. Wnioskuję, że ma z tym związek ten koleś z klubu.                                                                                                                                         - Ten barman, on tam był. Porwał mnie z klubu i gdzieś wywiózł. Nie mogłam się ruszyć, bo dostałam mocno w głowę i byłam przywiązana łańcuchem do kontuzjowanej nogi. On przyszedł z pistoletem.                                                                                           - Nie przejmuj się. Nigdy więcej tam nie pójdziemy. Pamiętasz co ci mówiłem? Przy mnie jesteś bezpieczna.- nie pozwolę, by stała jej się krzywda. Na pewno nie przy mnie, Ale chwila, jaka kontuzjowana noga? Postanowiłem zostawić tą rozmowę na później. - Tak. Dziękuję James.                                            - A teraz chodź, bo za pół godziny musimy być na stadionie.

***Leah***

Byłam przerażona tym snem. Tym bardziej, po tym, co powiedział mi wczoraj James. Nie wiadomo, jakie ten człowiek ma granicę. Wsypał mi coś, nie bez powodu. Jeszcze przez przypadek wspomniałam o nodze, miałam mu o tym nic nie mówić, nie lubię mówić o swojej „karierze". Ale  już, mam pracę, skupię się na niej. Dobrze, że miałam takie wsparcie w Jamesie. Nie wiem, jakbym sobie bez niego poradziła. On poszedł szybko wziąć torbę treningową i przebrać w klubowy dres, a ja wzięłam swoją bluzę do ręki. Założyliśmy buty i wyszliśmy z domu, od razu kierując się w stronę jego auta. A dokładniej jednego z jego aut. Było to czarne, matowe Bugatti. Oboje położyliśmy swoje bluzy z tylu na siedzeniach i ruszyliśmy w drogę. Szybko dotarliśmy na miejsce, gdzie poszliśmy w swoje strony. On do szatni, a ja do gabinetu. Choć niechętnie chciałam zostawać sama, po tym co się stało. Na biurku leżało kilka papierków, podpisałam je i poszłam zanieść trenerowi. Najpierw zawiązałam w pasie bluzę do kompletu i poszłam. Zapukałam do drzwi, ale nikt nie odpowiadał. Drzwi zamknięte, więc pewnie jest już z chłopakami na boisku. Tam też poszłam, ale go nie zastałam. Nie wiem, kiedy zaczął padać deszcz, ale zrobiło się trochę chłodno, lecz to teraz jest najmniej ważne. Mimo braku trenera, cała drużyna „trenowała", bo w porównaniu do moich treningów, to to było obijanie się:
- Nie ma szefa?- krzyknęłam tak głośno, że wszyscy się zlecieli, jak na zbiórkę.
- Jest chory, a trening mamy poprowadzić sami.- James cały czas mi się przypatrywał, z czasem zrobiło się to uciążliwe, bo nie umiałam się skupić.
- Widzę właśnie wasz trening.
- Skoro jesteś taka mądra to sama go poprowadź.- odezwał się Marcelo.
- Z chęcią. No to na rozgrzewkę pięćdziesiąt kołek wokół boiska!- sami się prosili.
-Ile?!- wszyscy krzyknęli równocześnie.
- Każda niepotrzebna wypowiedź plus jedno kółko!
- Ale Leah!!- krzyknął Ronaldo.
- Podziękujcie koledze, już pięćdziesiąt jeden!- po chwili protestów wszyscy zaczęli biec bez żadnych sprzeciwów.
Ja za to wyszłam na środek murawy, gdzie dodatkowo wiał wiatr. Nie za bardzo miałam ochotę jeszcze leczyć grypę, dlatego założyłam bluzę. Coś mi w niej nie pasowało, ale trudno, zobaczę o co chodzi później. Gdy chłopcy skończyli biegać byli już tak zmęczeni, że dałam im spokój. Niech minimalnie sobie odpoczną, skoro nie ma trenera:
- Leah, komu ty zabrałaś bluzę?- powiedział zdyszany Bale.
- Bo jest TROCHĘ dla ciebie za duża, tak jakoś o trzy rozmiary.- dodał Ramos.
Skumałam o co chodzi, gdy James zaczął się śmiać i zakrywać twarz dłonią. Pomyliłam bluzy w samochodzie i zamiast swojej wzięłam jego.
- Wiesz, ostatnio poprosiłam trenera o większą bluzę, bo po prostu w takiej wygodniej.- musiałam coś wymyślić na poczekaniu, a Rodriguez jeszcze bardziej popadał w głupawkę.
- James! A tobie co? Co cię tak śmieszy?- zapytał poważny Cristiano.
- Mnie? Yyyy... Bo Leah śmiesznie wygląda w tej bluzie. Jakby zabrała  ją od swojego chłopaka.- głupek, jeszcze mógł dodać, że wygląda jakbym zabrała ją Jamesowi Rodriguezowi.
- Leah, masz chłopaka? Czemu on o tym wie, a my nie?- oznajmił obrażony Modric.
- On gada jakieś głupoty. Nie mam chłopaka, narzeczonego i męża też nie.- mina Jamesa była bezcenna, ale przecież, gdybym powiedziała, że mam chłopaka, to pytali by się kto nim jest. A wtedy nie byłoby za ciekawie. - Ja tylko zgadłem, że ona go nie ma. Skąd mógłbym to wiedzieć? Sam chciałbym nim być.- oj James grabisz sobie coraz bardziej. - Ale nigdy nie będziesz.- pozamiatane, przynajmniej chłopaki nie będą się niczego domyślać. - A ja?- spytał Ronaldo, gdy James zaczął udawać załamanego. - Co ty? - Mógłbym być twoim chłopakiem?- Kolumbijczyk ledwo powstrzymywał się od śmiechu. Nie było to trudne do zauważenia. - Nie mieliście czasem trenować? Już, do roboty.- Odwróciłam się na pięcie i skierowałam się do gabinetu, gdzie w sumie nie miałam co robić. Nie chciałam kończyć tej rozmowy z Portugalczykiem. Kto wie w jakim kierunku, by się potoczyła. Usiadłam w ciszy na fotelu i tak siedziałam dopóki do mojego gabinetu ktoś nie wpadł. Tej wizyty się nie spodziewałam. Z początku myślałam, że to James, ale nie to był barman. Gdy tylko go zobaczyłam, wstałam z przerażenia. Bałam się, facet dosypał mi czegoś, a potem jeszcze ten sen:
- Czemu się cała trzęsiesz?
- Skąd wiesz gdzie pracuję i jak się tu dostałeś?- zaczął iść w moją stronę, a ja szłam w stronę drzwi. Nie mogę tu z nim zostać. 
- Znajomości, to nie było trudne.- nie wiem kiedy zaczęły mi lecieć łzy ze strachu. 
Nie odpowiedziałam nic, tylko szybko opuściłam pokój i zaczęłam biec w stronę boiska, gdzie chłopcy powinni mieć jeszcze trening.
***James***
Stwierdziliśmy, że zagramy sobie mecz na koniec. Ustawiliśmy się w kołku na środku boiska. Kiedy nagle na murawę wbiegła zapłakana Leah:
- James on tu jest. Przyszedł po mnie do gabinetu.- nie dokończyła tylko mocno się do mnie przytuliła.
- Ale kto?- nic z tego nie rozumiałem. Ale pocałowałem ją w czoło i pogłaskałem po głowie.
- Barman.- powiedziała to, po czym jeszcze bardziej się rozpłakała. Skąd on się tu wziął, przecież ochrona, by go nie przepuściła.
- Marcelo zaopiekuj się nią przez chwilę. Sergio, Bale chodźcie, musimy to sprawdzić.- byli z lekka zdziwieni, ale nie dopytywali się i dobrze, bo i tak nie mógłbym im nic powiedzieć. Gdy doszliśmy do gabinetu Leah nikogo tam już nie było. Skoro przyszedł, aż tutaj, to nie jest normalny. Co on od tej młodej dziewczyny może chcieć. Nie było sensu tam zostać, więc wróciliśmy na murawę, gdzie wszyscy okrążyli Leah i fakt faktem się nią zaopiekowali. Gdy tylko mnie dostrzegła to przybiegła i znów rzuciła mi się w objęcia:
- Uciekł. Nie było go już tam.
- Proszę, nie zostawiaj mnie. Ja zwariuję, a co jak on przyjdzie do mojego domu?
- Od dziś mieszkasz u mnie. Powiększymy ochronę i nikt się nie dostanie.- dobrze, że rozmawialiśmy na tyle cicho, że nas nie słyszeli.
- Nie możemy. Prędzej, czy później to się jakoś wyda. Trener się dowie i wiesz jak to się skończy.
- Wiem, do czego zmierzasz. Ale będzie mieszkać u mnie pod pretekstem ochrony, a nie związku. Tego nam nie może zabronić.
- Podziękowałabym ci należycie, ale...- przeniosła wzrok na chłopaków.
- Jeszcze zdążysz.

***
Wiem, że to nie jest normalna pora na dodawanie rozdziału, ale potem mogę nie mieć internetu. 😢
+ to zdjęcie tak bardzo pasuje mi do tego rozdziału 😍

Football At WorkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz