21

275 9 4
                                    

           

Moja wina, to wszystko moja wina. Czuję się z tym okropnie. Czuliście to kiedyś? Fizycznie nie przyczyniłeś się do jakiegoś wypadku, incydentu, ale czujesz się winny. No, nie wiem, szkoła. Twoja najlepsza przyjaciółka właśnie wylądowała na dywaniku dyrektora, bo poszarpała się z inną dziewczyną, bo tamta ją obraziła. Nie masz wyrzutów sumienia, że jej nie pomogłeś, ja właśnie mam. To inna sytuacja, ale uwierzcie, milion razy gorsza i bardziej bolesna dla naszej psychiki. Ktoś powie, że wyrzuty sumienia są dla słabych. Słabych? Wydaję mi się, że jest na odwrót. Właściwie, tylko psychopaci nie mają wyrzutów sumienia. Wszyscy dookoła bylibyśmy wariatami, pozamykanymi w swoich klatkach, metr na metr, gdzie nie można się ruszyć. Wyobrażacie sobie to? Cała planeta, klatka jedna obok drugiej, poustawiane w rządkach, a w środku znajdowalibyśmy się my. Słabe osoby wyrzutów sumienia nie mają, bo sami nie chcą się przyznać sobie do popełnionego czynu. Ja je mam i dobrze wiem, że do śmierci moich rodziców przyczyniłam się właśnie ja.

Rozmyślałam tak nad wszystkim, leżąc w łóżku w moim i Jamesa pokoju. Nie ma go tutaj, więc spodziewam się, że jest gdzieś na dole albo wyszedł z domu. Postanowiłam wygrzebać się z łóżka, założyłam szlafrok oraz kapcie i w takim wydaniu zeszłam po schodach na dół. James krzątał się po kuchni, ale, gdy mnie zobaczył, mina mu zrzedła i słabo się uśmiechnął. Podeszłam do niego i po prostu się przytuliłam:

- Dziękuję.- wydusiłam z siebie.

- Leah...- nie dałam mu dokończyć.

- Nie, James. Jest za co, pomagasz mi za każdym razem, gdy cię potrzebuję. Poświęcasz się dla mnie i naprawdę to doceniam. Nawet wczoraj. Dziękuję.- wtuliłam się w niego jeszcze mocniej.

- Jesteś głodna?- zapytał, gdy jednocześnie podniósł mu się prawy kącik ust. Chciał zmienić temat rozmowy, sam dobrze wiedział, że to wyczułam.

- Zawsze.- odpowiedziałam posyłając mu szczery uśmiech.

- Na co masz ochotę?- odwrócił się w moją stronę, gdy zaczął wyjmować naczynia. Czyżby miał już jakiś plan?

- A co proponuje szef kuchni?- zapytałam, siadając na krześle.

- Hmm... A może owsianka ze świeżymi owocami?- powiedział, po krótkim namyśle bawiąc się brzoskwinią.

- Mi pasuję.- zaklaskałam w dłonie, po czym ruszyłam w jego stronę, by pomóc w przygotowaniach. Nie jestem jakaś niedorozwinięta, żeby nie potrafić zrobić sobie jedzenia.

- Ej, ej, ej, a ty gdzie?- spojrzał się na mnie, jak na idiotkę.

- Pomóc.- powiedziałam, uprzednio biorąc wcześniej wspomniany owoc, by go umyć.

- Szef kuchni zabrania.- wskazał palcem z powrotem na moje miejsce spoczynku.

- Jameeeeeeeeessss... Pomogę ci.- rzuciłam mu smutne spojrzenie, które zawsze go rozbraja.

Tak, jak podejrzewałam. Moja „pomoc" skończyła się na przygotowaniu całego posiłku, ale przyznam, że James też coś zrobił. Nie za dużo, ale zawsze coś. Zjedliśmy owsiankę, a po południu wyszliśmy na spacer, bo mój chłopak stwierdził, że przyda mi się zaczerpnąć trochę świeżego i w miarę czystego powietrza. Kiedy wróciliśmy do domu, było już grubo po szesnastej. Resztę popołudnia spędziliśmy na oglądaniu filmów na telewizorze, wygłupianiu się i oczywiście jedzeniu. Domyśliłam się od razu, że robi on wszystko, bym nie skupiała się na wydarzeniach z poprzedniego dnia. No, cóż, udało mu się to w pewnej mierze, ale z tyłu głowy zawsze  mnie to męczyło. W ten sposób koło godziny dwudziestej drugiej, po krótkiej kąpieli, poszliśmy spać, by być wypoczętym na kolejny dzień, który dostarczy nam nowych wrażeń i niespodzianek, których, jak na ten moment mieliśmy dość, przynajmniej ja.

Football At WorkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz