1/3 MARATONU
***Leah***
Nie wiem, co ten człowiek ode mnie chcę, ale cholernie się go boję. Nie obchodzi mnie to, że mogę stracić pracę. Wolę zamieszkać z Kolumbijczykiem i ją stracić, niż zostać u siebie i stracić, ale życie.
James obiecał mi, że ogarnie się po treningu jak najszybciej, a ja mam poczekać u siebie w gabinecie, ZAMKNIĘTA NA KLUCZ. Tak też zrobiłam, mimo, że byłam zamknięta, to i tak się bałam. Przecież on może przestrzelić szybę, nie jest kuloodporna. Może wywarzyć drzwi, a ja będę jak mała bezbronna dziewczynka, która utknęła w małym pudełku, z którego nie ma żadnej drogi ucieczki. Po jakiś dziesięciu minutach siedzenia, jak na szpilkach, przyszedł mój wybawiciel. Był już umyty, przebrany, wyperfumowany i nie wiem co tam jeszcze mógł zrobić, ale jak zawsze wyglądał nieziemsko:
- Jedziemy do ciebie po rzeczy, pomogę ci się spakować, a potem do mnie. Co ty na to?- mówił to tak spokojnie, że zaczęłam się zastanawiać, czy on mi we wszystko wierzy. Może myśli, że mam jakieś halucynacje.
- Tylko, żebyś był blisko. Nie zostawiaj mnie.
- Nie ufasz mi?
- James, ufam. Tylko, ten człowiek...- widocznie zauważył, że się przejęłam, bo od razu mocno mnie objął.
- Masz się nim nie przejmować. Nie opuszczę cię nawet na krok.- miałam mu już wcześniej podziękować, a więc pocałowałam go. Co on odwzajemnił, biorąc mnie na ręce i opierając o ścianę.
- A to za co?- uśmiechnął się, przerywając miłe chwile.
- Dziękuję.
- Nie masz za co.- mam i to za wiele rzeczy.
- Mam. Tracisz przeze mnie treningi, opiekujesz się mną. Teraz jeszcze będziesz miał mnie na głowie w domu. Oboje możemy stracić pracę. Coś przegapiłam?
- To normalne, że jak komuś na kimś zależy, to robi wszystko, żeby nic się nie stało tej drugiej osobie.- nie nawidzę go za te uwodzicielskie uśmieszki.
- Przestań!
- Ale co?- wyszczerzył te swoje białe zęby i dalej się na mnie patrzył tym wzrokiem.- Dalej to robisz.- Nie odezwał się już, bo ja na to mu nie pozwoliłam.
- Takie podziękowania to ja mogę mieć częściej.
- A w sumie to przydałoby się mieć też do ciebie pretensje.- odsunęłam się od niego dłońmi, bo dalej to on mnie unosił.
- Co zrobiłem?
- Bluza!- spojrzał się na nią, czyli na mnie, bo miałam ją wciąż na sobie.
- A właśnie, czy jest coś, w czym nie jest ci ładnie?
- James! Zabrałam tą bluzę swojemu chłopakowi? Szkoda, że nie dodałeś, że nazywa się James Rodriguez!
- Ooo, nazwałaś mnie swoim chłopakiem.- ponownie mnie pocałował.- Ale masz rację, mogłem powiedzieć, że nim jestem...- nie wierzę.
- Głupek.- walnęłam go w ramię i wydostałam się z jego objęć, na co ten tylko się zaśmiał.
- To idziemy, bo chłopaki sobie coś pomyślą?
- Idziemy, ale coś mi się zdaję, że już pomyśleli, gdy podbiegłaś do mnie, a ja cię pocałowałem.
- Masz tego więcej nie robić, jak ktoś nas widzi.- wzięłam torebkę i zaczęłam kierować się w stronę wyjścia.
- Ale to ty mnie przytuliłaś, nie mogłem się oprzeć.- znów ten jego wzrok.
- Jam...- otworzyłam drzwi, ale na to nie byłam przygotowana. Cała drużyna stała pod drzwiami.- Czy ty to zaplanowałeś?- byłam pewna, że to on, ale rozłożył tylko ręce, na znak, że nie miał pojęcia o niczym.
- Nie musicie się ukrywać. Wiemy, że jesteście razem.- odezwał się Bale.
- Szczęścia!- krzyknął wesoły Sergio.
- No to, James możemy się pakować. Już nie mamy pracy.- wiedziałam, że oni długo nie wytrzymają.
- Jak to? Odchodzicie?- spytał Modric.
- Trener, pierwszego dnia pracy Jamesa powiedział i mi i jemu, że nas zwolni jeśli będziemy utrzymywać jakieś relacje po za pracą.
- No dobra, ciebie może zwolnić, ale James ma umowę.
- Dzięki, też was lubiłam.- Kolumbijczyk podszedł do mnie od tyłu i objął mnie ramieniem.
- Zaznaczył, że nawet umowa nie będzie miała znaczenia.- dodał mój chłopak.
- No to się porobiło.- wyjąkał Benzema, a wszyscy zaniemówili.
- Dlatego nikt nie wie, że mnie i jego coś łączy.- przeskanowałam wszystkich, przerywając ciszę.
- Dobra.- jednogłośnie odpowiedzieli, razem z Jamesem. Spojrzałam się na niego, a ten tylko się zaśmiał.- Ty raczej powinieneś to wiedzieć.
Wszyscy się rozeszli, a ja zostałam sama z Rodriguezem. Poszliśmy na parking i ruszyliśmy w drogę do mojego domu.
Po parunastu minutach byliśmy w mojej garderobie. James usiadł na kanapie, a ja zaczęłam się pakować do walizki:
- Masz za dużo ubrań!- krzyknął przerażony.
- A i tak nie mam się w co ubrać? To chciałeś powiedzieć?
- Tak, ale chciałem jeszcze dodać.- w tej chwili podszedł do mnie i złapał mnie za pośladki.- Że we wszystkim wyglądasz pięknie.-dał mi buziaka, a ja czułam, że się rumienię.
Nie odpowiedziałam nic, tylko się odwróciłam, a on dalej stał wtulony we mnie. Trochę mi to ograniczało ruchy, ale dawałam radę:
- Wziąć to?- wskazałam na czerwoną obcisłą sukienkę, która nadawała się nawet na codzień.
- Jeszcze się pytasz? Będzie pasowała do mojej koszuli.
- Okey. No to już wszystko mam. Możemy jechać.
- Jak ja się cieszę, że będę miał cię tak blisko.- był naprawdę bardzo szczęśliwy, było to po nim widać. Te iskierki w oczach, które jeszcze bardziej podkreślały ich piękno.
- Też cię cieszę. Chyba, że pomyślę o tym, dlaczego się do ciebie przeprowadzam.- miałam o tym nie myśleć, ale nie potrafię.
- Leah! Miałaś o tym zapomnieć.
- To nie takie łatwe, James.
- Łatwiejsze, niż myślisz. A teraz jedziemy do mnie, zajmiemy ci głowę czymś innym.
Piłkarz nie należał do spokojnych kierowców, dlatego po paru minutach byliśmy już u niego w domu. Wziął moje walizki i zaprowadził do pokoju:
- No to tu będziemy spać.-wskazał na łóżko, chyba w jego pokoju.
- Spać?
- No chyba, że wolisz robić co innego...-skarciłam go wzrokiem.
- James!!
- No dobra już dobra, żartowałem.- powiedział, po czym dodał cicho.- Jeszcze.
- Słyszałam. Mamy spać w jednym łóżku? Tym tutaj?
- Brawo!- poklaskał teatralnie dłońmi.
- Nie ma mowy! Śpię na kanapie.
- Jak chcesz, ale nie jest zbyt wygodna.
- Dam radę.- nie wiem do czego on jest zdolny, a do łóżka mu się nie wepchnę. Nie będę mu robić złudnej nadziei. Jestem z nim, ale nie mogę się do tego przyzwyczajać. Zakazany owoc, niby smakuje najlepiej. Niestety to prawda.
Gdy rozpakowałam swoje rzeczy, stwierdziłam, że się odświeżę. Wzięłam prysznic, umyłam włosy i się przebrałam w czarne dresy i białą bokserkę. Tak żeby było wygodnie. Gotowa zeszłam na dół, gdzie był James. Skierowałam się do kuchni i otworzyłam lodówkę, która była po prostu pusta. Jedyna rzecz, która się tam znajdowała to piwo, więc postanowiłam pójść do sklepu. On nawet nie zauważył, że wyszłam z domu. Kupiłam wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy i wróciłam do kuchni. Rodriguez był tak zajęty leżeniem na kanapie i graniem, więc podejrzewam, że myśli, że jestem wciąż w pokoju i do tej pory z niego nie wyszłam. Nie wiem jak można skupić się tak na durnej grze. Zrobiłam pizzę, z dużą ilością sera:
- Zrobiłam kolację, chcesz?- nie słyszę odzewu.
- Mam zjeść sama?- stoję za nim i się go pytam.
- James do cholery!!
- Jezu, co się stało?! Ktoś się włamał? Wszystko w porządku? Jesteś cała? Tak się martwiłem.- ledwo, co nie wybuchłam śmiechem.
- Zrobiłam kolację, idioto.
- Nie strasz mnie tak. Martwiłem się o ciebie.
- Właśnie widziałam. Byłam w sklepie, wróciłam, zrobiłam pizzę, a ty nawet nie zauważyłeś. Czy to nowy sposób martwienia się?- czasem go nie ogarniam, poważnie.
- Wyszłaś sama?! Leah!!
- No co? Ty byłeś zajęty.- nie rozumiem go.
- Co jakbyś znów spotkała tego typa?- fuck, nie pomyślałam o tym. Nie odezwałam się, tylko wróciłam do jadalni i usiadłam.- Nie możesz tak po prostu wychodzić, to nie bezpieczne.
- Przepraszam. Zapomniałam o tym, ale mi przypomniałeś.- w sumie, sam mi mówił, że mam o tym zapomnieć.
- Dobrze, jedzmy.
Jedliśmy w ciszy, trzeba przyznać, że była ona niezręczna. Gdy już zjedliśmy, umyłam naczynia i poszłam do pokoju. Założyłam piżamę i byłam zmuszona położyć się w łóżku tego pacana, bo sam najprawdopodobniej leżał na kanapie, która właśnie miała za nie służyć.***
Mam do powiedzenia dwie rzeczy:
~ Dziękuję, za ponad 400 czytających. (tak to się nazywa? Jeśli nie to poprawcie...😬) Według mnie w ciągu około 3 tygodni, to dużo osób.
~ Przepraszam, za tygodniową nieobecność, dlatego w tym geście, łapcie maraton 😉+ rozdziały będą dodawane co 20 minut 😙
CZYTASZ
Football At Work
Teen FictionTrudno skupić się nad czymś, gdy wciąż ktoś cię rozprasza. Jednak siedemnastoletnia Leah, która w tak młodym wieku została psychologiem sportowym, radziła sobie z koncentracją, czasem, aż za bardzo. Początkowo miała zostać sportowcem, lecz kontuzja...