7. Nico (mmm jak ambitnie)

162 17 3
                                    

Była może pierwsza w nocy... Nasi dzielni wybawcy zbliżali się do granic sassy city. Ulica Niebieskich Królików wyglądała wyjątkowo mrocznie... Z krzaków wydobywały się dziwne jęki... Według wskazówek Vica, rów powinien być trzy przecznice stąd. Im dłużej szli tym bardziej bledszy stawał się Joshua. Brendon widząc to objął go ręką.

- Ej... Joshie przecież wiemy gdzie jest. Wiemy z kim i dlaczego...

- Przeze mnie. Mszczą się za to, że przyłożyłem Andy'emu... I, że przydepnąłem mu Abibasa...

- Przydepnąłeś mu Abibasa?!- krzyknął Pete.- Ty brutalu!

- Nie chciałem przecież... Co to za światła?- w czasie tej krótkiej wymiany zdań zdążyli wyjść z miasta. Teraz jakieś 4 metry od nich żarzyły się jarzeniówki. To faktycznie musiała być jakaś konkurencja dla sassycity... Bo innaczej po kiego chuja zamontowali jarzeniówki w rowie? A podobno wszystkie dresy to ćwierćinteligenci...

· · ·

Gdzieś go wrzucili. Tyler to poczuł ale nie mógł nic widzieć gdyż na głowie miał czyjeś zużyte slipki. Przez pół dnia te debile zdąrzyły przytaszczyć go do tego ich całego miasteczka które składa się z kilku lamp, piachu, przenośnej lodówki, kradzionego telewizora, kilku foteli i skrzynek oraz oczywiście JBL z którego non stop leciał guczi geng. Potem przesłuchiwali go kim jest Josh, gdzie on jest i grozili mu, że przypalą go jointem z oregano (co finalnie zrobili), po czym założyli mu te gacie i wrzucili go do rowu w rowie. A to wszystko przez jedne radyjko. Może z braku innego zajęcia ci wpierdolcy uczepili się ich... Nie miał czasu nad tym kontemplować gdyż ktoś brutalnie zdarł mu z łba bieliznę. Jakiesz musiało być jego zdziwienie gdy zobaczył Dun'a. Jego kochanego ziomka.

- Tyjo co te złodupce ci zrobiły?! Masz całą mordkę w siniaczkach! I co robisz w tym żółtym kombinezonie?!

- Kupiłem go na nasz wspólny obiad... Ale oni..- Tyler był bliski płaczu.- Jestem sierotą... Nie umiem nawet poradzić sobie z grupką osiedlowych dresów... A ty Josh...

- To nic złego Ty, przynajmniej Bluri ostatnio się zamknął. Jenna będzie się musiała zająć twoją twarzą... Nie wygląda najlepiej. Ale teraz chodźmy zanim ktoś nas zob...

- Słonecznik!- krzyknął ktoś za nimi.

- Jinksks!- wrzasnął Beebo.- Ty wredna...

- Zostaw go mnie.- odezwał się Pete głosem profesjonalisty.- Ty, metal/dresie... Cho no na stronę...

- Czekaj panie władzo! Ja chcę pomóc...

- Pomóc? Coś mi tu śmierdzi karmą dla kota.- Urie zmrużył oczy.

- Może on naprawdę chce pomóc...- zasugerował komisarz.

- Naprawdę coś śmierdzi kocim żarciem.

- Mamy tu jednego kota... Możliwe, że ktoś go karmi. Wracając, mam dość bycia kontrolowanym przez Biersacka, chce się wreszcie postawić. A po tym co zrobił tej sierocie...

- Mówiłem, że jestem sierotą?- wtrącił Joseph szarpiąc lekko ramię Josha.

· · ·

Wyjscie z rowu w brew pozorom nie było wcale trudne. Dresy były zbyt zajęte nabijaniem jakiejś biednej żaby na patyk, by zauważyć, że ich więzień ucieka kradnąc przy okazji nowiutkie slipki (no może nie aż tak nowiutkie, bo ktoś je na sobie miał, zanim trafiły na głowę Tylera). W mieście pierwszym przystankiem było mieszkanko Joseph'ów. Otworzyła oczywiście Jenna.

- Boże kochany... Tyjo jak ty wyglądasz?! To przez Bluriego?

- Nie, to tylko gang dresów.- powiedział Jinksks.

- Ekhm... To między innymi ty. Ekh...- Bren udał kaszel.

- Co ty tu wogole jeszcze robisz?- zapytał Dun.- Idź do domu.

- Nie mogę... Wynajmuje mieszkanie z Andym i Ashley'em... Nie mogą się dowiedzieć, że byłem z wami!

- Geez... No dobra. Przenocujesz u mnie.- zarządził Joshua. Tyler przybrał kolor buraka, ale nikt nie zwrócił na to uwagi do puki nieco zbyt atakująco zapytał:

- A gdzie będzie spać? Hm?

- Na materacu... Jeśli go znajdę... Albo on na łóżku a ja na podłodze... W najgorszym przypadku położymy się razem...- Da się być bardziej czerwonym niż burak? Jeśli tak, to twarz Tylera właśnie teraz taka była.

- Nie może nocować u mnie?- podjął ostatnią rozpaczliwą próbę.

- O nie. Ja go nie wpuszczę!- teraz wtrąciła się Jenna.- Po tym co ci zrobił?!- Gorzej już być nie mogło. Joseph bez słowa zatrzasnął drzwi. Brendon z Petem dusili w sobie śmiech. Biedny Josh nie wiedział co robi źle.

Pete wrócił do swojej chałupy bo była po drodze. Kawalerka Josha mieściła się stosunkowo blisko domu Brendona więc najpierw udali się do niej. Już na klatce schodowej słyszeli kojące dźwięki Misfits co mogło oznaczać tylko jedno- chemicy właśnie rozkładają jego przytulne choć trochę zaniedbane cztery... a może jednak dziesięć ścian na kawałki.

- O! Chłopaki! I co? Operacja udana?- zapytał Mikey otwierając drzwi.

Nagle zza rogu wyłoniła się głowa Gerarda.

- Co wy tu robicie z tym matkojebcem? - spytał agresywnie.

- Pomógł nam...- westchnął Urie wchodząc głębiej.- Właściwie... Coś mi tutaj śmierdzi karmą dla kota.

- Znowu..?- zirytował się Jinksks.

- No nie kłamie!

- A no tak...- mruknęły równocześnie Drogi.- Ym no bo...  tak jakoś wyszło...że...

- Wyszedłem wcześniej na spacer żeby odpocząć od tych idiotów i  pod krzaczkiem leżała taka przybłęda, no i tak pomyślałem, że przecież ty jesteś taki samotny i mieszasz sam i przydałby ci się przyjaciel... Więc wziąłem tego kociaka.

- No a jak afro z nim tu wróciło to my pomyśleliśmy, że przydałaby się karma i akcesoria więc no...- Gerard zniknął na chwilę i pojawił się z malutkim czarnym kiciusiem.

- O kurwa! Mam dziecko!- wrzasnął Josh.- Jestem matką!

- Właściwie...- zaczął Jinksks.

- Będę mu czytał na dobranoc i będę gotował obiadki!

- Ray, on zabije tego kota...- szepnął Frank.

- Nazwę cię Nico... Albo Johnny... Albo jednak Nico! Jak ja mam to do cholery nazwać?!

- Bardziej pasuje Nico.- stwierdził Mikey.

- No to jesteś Nico!- Dun o mało nie udusił biednego zwierzaka.

- Wiesz co stary... Uspokój się trochę. Ochłoń. A na razie mi go daj bo to się źle skończy...- Frank wyrwał mu Nica i położył go bezpiecznie na tapczanie.

- Ufff... Dobra już jestem spokojny. A teraz wyjazd chłopaki! Jest 3 w nocy więc zabierajcie stąd swoje zady! Ty zostaniesz Jinksks.

- Bren, czy oni..?

- Nie Mikes. To dłuższa historia. A jutro panowie zapraszam na dziką imprezę do mnie na chatę!












Troszkę nam rów wszedł za mocno... Ale trudno, popracujemy nad tym. Rozdział nieco hmmm dziwny? Ale następnym razem postaramy się zrekompensować. Btw miłego dnia/nocy/czegokolwiek 💖

(wybaczcie, nie umiemy nawiązywać kontaktów z ludźmi 😅)

☞21 chemiczne czoło przestworzy☜Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz