4. no, thanks Pete

193 18 2
                                    

Mikey stał w zamkniętym korytarzu rozświetlonym czerwonymi światłami. Młody Way nie miał pojęcia co robić. Jego głowę rozsadzał dźwięk alarmów, aż nagle usłyszał szybkie kroki skierowane w jego stronę.

- Zatrzymaj się! Ani kroku dalej! Nie wymkniesz się! Nie na mojej zmianie! Komisarz Wentz cię powstrzyma! Słyszałeś?! Nie stawiaj oporu!

- Yy.... Ale ja nic nie robię...- wyjąkał zmieszany Mike.

- Ręce do góry! Czego tutaj szukasz?!

- No, no bo... Bo ja przyjechałem na różowym jednorożcu w stroju baletnicy, no, no bo ja zawsze chciałem być baletnicą... No i chciałem uratować groźnego przestępce... No, no ale on... On, ja, ja pomyliłem cele i uwolniłem wpierdol squad... No i, i, i oni uciekli a ja, ja uwolniłem Brendona i, no, no wie pan... Uciekaliśmy ale Andy włączył alarm i mój jednorożec uciekł. Brendon też uciekł. No wszyscy uciekli. A ja... Ja... Ja zostałem bo jestem ciotą w stroju baletnicy, który swoją drogą nie jest zbyt wygodny... Nie polecam tutu. Chociaż pan, pan mógłby w takich chodzić... Bo, no bo ma pan bardzo ładne nogi...- jąkał się biedny dzieciak.

Pete zamrugał kilka razy patrząc na te przerażone brązowo-zielone oczy. Ten młodzieniec wyglądał tak niewinnie... Komisarz poprawił wąsy i odczuł coś czego nigdy wcześniej nie czuł- swoje serce. Czyżby ta niedoszła baletnica odgrzebała uczucia w tym bezwzględnym policjancie? Wentz czuł, że powinien się odezwać. Powiedzieć cokolwiek. Normalnie założyłby mu kajdanki i wpakował do celi, która wcześniej zajęta była przez Wroga Publicznego Nr 1... Ale coś mu na to nie pozwalało. Sumienie? Dusza? Obolałe nogi? Nie umiał określić.

- Chcesz wyskoczyć na kawę?- zapytał zanim zdążył się ugryźć w język. "Kurwa" pomyślał "Znowu robisz z siebie idiotę Pete". Jednak ku jego zdziwieniu odpowiedź brzmiała:

- Tak, pewnie.

· · ·

- Czekaj. Czyli zostawiłeś mojego brata w pierdlu?- zapytał jak gdyby nigdy nic Gee kiedy całą gromadką (oczywiście bez Mikiego) siedzieli w salonie jego domu.

- Taak...- odpowiedział Beebo lekko zszokowany spokojną postawą Gerarda.

- TO KURWA LEPIEJ ŻEBYŚ GO Z NIEGO WYCIĄGNĄŁ BO CIĘ DEBILU ZAJEBIE!- krzyczał.- A teraz...- wciągnął powietrze by się uspokoić.- Musimy ogarnąć mieszkanie bo Donna za 4 godziny wróci z senatorium.

· · ·

"Sprzątanie" jeśli wogole można było to tak nazwać, szło dość... Powolnie i, nie oszukujmy się, dom wyglądał gorzej niż wcześniej ponieważ żaden emos nie umiał robić porządków. Brendon uprał białą zasłonkę razem z czarnymi bokserkami Gerarda, Tyler wylał wczorajszy rosół na dywan w salonie, Josh przewrócił regał i w rezultacie zbił porcelanowego słonia, do którego Donna była zawsze bardzo przywiązana, Frank rozwalił sprężyny w jej łóżku a Ray w jakiś sposób zdarł skórę z kanapy. Sam Gerard natomiast patrzył przez okno czy pani Way nie przyjeżdża swoim starym jak ona, zielonym Porsche (czytaj: był zwyczajnie leniwy i wykorzystywał swoich przyjaciół).

Po jakichś 3,5 godziny dom wypełnił odgłos pukania do drzwi. Zdezorientowani chłopcy zebrali się obok a Gee otworzył niepewnie. Zobaczyli wtedy młodszą Drogę w różowej spódniczce i ewidentnie nie swoim płaszczu. Mikey patrzył się to na brata, to na przyjaciół a jego policzki (i tak lekko różowe) zaczęły przybierać kolor włosów jego brata.

- Mikes gdzie ty byłeś?!- Gerard przytulił tancerkę. Było widać, że zależy mu na młodszym.

- Jaa...

- I czyj to płaszcz??!

- To nieistotne.- Michael wyraźnie nie chciał się z tego tłumaczyć.- Co wy zrobiliście z moim domem?

- Um, sprzątamy. Mama przyjedzie za pół godziny.

- Gerard, durniu daj mi fartuszek. To nie może tak wyglądać!- blondyn przywdział zbroje gospodyń i pokazał wszystkim co to znaczy "Perfekcyjny Mikey Domu". Gdy skończył wszystko wyglądało tak jak powinno. Zdążył nawet posklejać słonia z porcelany. Nagle ponownie ktoś zaczął pukać do drzwi. Ponownie chłopcy ustawili się przy nich i ponownie czerwonowłosy je otworzył. Tym razem jednak stała w nich jego rodzicielka.

- Gerry! Moje słoneczko!- wytarmosila jego włosy. Mikey chrząknał.- O i wy kochani! Widzę, że na mnie czekaliście... Usiądźcie w salonie, zaraz zrobię coś do jedzenia.- tak jak prosiła, tak zrobili. W ciszy czekali na kanapie aż wreszcie zjawiła się Donna z wielką tacą kanapek.- No więc opowiadajcie. A jeszcze zanim zaczniecie, synku- zwróciła się w stronę starszego syna.- mówiłeś, że kogoś masz. Która jest tą szczęściarą?

- Ohh... Mamo... Właściwie to... Chłopak...

- TO WSPANIALE! KTO?!

- Mamo ciszej... To Frank.- przysunął wspomnianą osobę do siebie.

- Franuś... Mój ulubiony przyjaciel Gerarda...- Mikey znów chrząknał.

- Tsaa...- zarumienił się Iero.

- No i jak wam się układa? Jestem taka podekscytowana!- pani Way dosłownie skakała że szczęścia w fotelu.

- Jest dobrze.

- Tylko dobrze?

- Bardzo dobrze.- dodał dumnie Frankie.

- O i widzę Brendona! Mój przystojniak... A u ciebie i Sary wszystko gra?- Mikey chrząknał po raz trzeci.

- Właściwie troszkę się od sienie oddaliliśmy...- podrapał się po czole.

- To niedoborze! Ona jest wspaniałą dziewczyną. To skarb.

- Cześć mamo...- wtrącił nieśmiało młodszy syn.

- O. Mikey. A ty coś osiągnąłeś? Tańczysz w balecie? Grasz nadal na tym twoim basie? Masz kogoś?- pytała z mniejszym już entuzjazmem.

- Właściwie to też mam chłopaka.

- Łał... Coś nowego.- westchnęła Donna a emo squad zwrócił oczy z uśmiechem pełnym podziwu na blondyna.- No a kto to?

- Właściwie jest policjantem. To komisarz Pete Wentz.

Brendon poderwał się z siedzenia przerażony. Reszta również lekko spanikowała.

☞21 chemiczne czoło przestworzy☜Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz