#11

178 15 1
                                    

-Pomiot ma moce- zaśmiała się Mazikeen podchodząc do barku i nalewając do szklanki czystej whyski.
-Maze! Jak możesz?!- obruszyła się Elis- to cud! To dziecko to cud,a nie pomiot.
-Maze ma racje- wtrąciła Viki, wszyscy spojrzeli na nią że zdziwieniem- to dziecko to pół anioł, pół demon. Pomiot samego Lucyfera i jakiegoś mieszańca.- dziewczyna posmutniała, spojrzała na uśmiechniętą przyjaciółkę i powiedziała zmieniając temat- Kochana tak nie możesz chodzić po naszym świecie. Musisz ukryć skrzydła, swoją aurę, a przede wszystkim musisz....
-Musisz się przebrac- Maze w ułamku sekundy znalazła się obok Onoskelis i objęła ja w pasie- shopping time!
-Nie, nie ma mowy. Nie wyjdę tak z domu- zaprotestowała Elis
-Spokojnie pożyczę Ci ubrania- zaśmiał się demon.
-Mhhh nie sądzę aby to był dobry pomysł- do dyskusji włączył się Amenadiel.
-A to niby dlaczego?!- krzyknęła oburzona Maze, jednak po chwili spojrzała na swoje ubranie. Demon mial na sobie krwistoczerwony gorset, lateksowe, mocno przylegające do skóry spodnie, czarne koturny na wysokim obcasie. Na jej ramiona opadały łańcuchy i paski połączone z gorsetem. Włosy miała spięte w kucyk. Na twarzy mocny makijaż. Po prostu cała Mazikeen.- dobra macie rację, Viki bierzemy Twoje ciuchy.
-Nie ma sprawy- powiedziała zmęczonym głosem przyszła matka- Amenadielu, mógłbyś ze mną zostać? Źle się czuje i nie chce zostać tu sama.
-Nie ma sprawy- uśmiechnął się anioł- mam wezwać Lucyfera?
-Nie, spokojnie. Pójdę się położyć.

Piętnaście minut później Mazikeen i Onoskelis, która miała na sobie czarne botki i rurki, czarną bluzkę na szelkach i skórzana kurtka w kolorze brudnego różu, wyszły z mieszkania.

*******
Viki pov:
Jestem na środku polany. Jednak obraz który wodze nie zachęca mnie do pozostania tutaj. Widzę zasuszone truchło jelenia, wyschnięty strumień rzeki. Trawa jest wysuszona i miejscami wypalona. Chcę stąd odejść i to jak najszybciej. Już mam zmierzać w stronę lasu gdy nagle moja dłoń ściska mała, delikatna rączka. Odwracam się w tamtą stronę i oto przede mną stoi ona. Ta mała przecudna istotka. Ta sama która spotkałam tutaj za pierwszym razem. Chcę cos do niej powiedzieć, lecz dziewczynka ucisza mnie gestem dłoni, w tym samym momencie moja lewa dłoń łapie kolejna mała rączka. Spoglądam tam i moim oczom ukazuje się śliczny chłopiec. Jego oczy są w kolorze zielonym, ma jasnobrązowe bujne kręcone włoski. Uśmiecha się do mnie, a na jego policzkach ukazują się piękne dołeczki.
-Mam nadzieję, że podobało Ci się to co zrobiliśmy we trójkę- powiedziała z uśmiechem dziewczynka.
-We trójkę?- zdziwiłam się.
-Tak, Ty, ja i mój brat. A to nie koniec, największe zmiany dopiero przed nami....
-Brat? - spojrzałam na chłopca, który tak rozkosznie się do mnie uśmiechał.
-Tak, jesteśmy Twoimi dziećmi, razem możemy wszystko- tym razem odezwał się mój ....syn - spójrz mamo.
 
Po jego słowach łąka zaczęła ożywać. Zwierzęta które już były w stanie rozkładu powstały jakby tylko spały, ich rany zagoiły się. W strumieniu mojawila się woda, praktycznie znikąd. Trawa, drzewa, kwiaty wszystko wyrosło i rozkwitło na nowo. Łąka tętniła życiem. To był piękny widok. Mogłabym się napawać nim godzinami, jednak poczułam jak dzieci szarpią mnie za sukienkę. Kucnęłam, chciałam być bliżej nich. W tym momencie dzieci rzuciły mi się na szyję i mocno przytuliły.
-Do zobaczenia mamo- i nagle łąka zaczęła się rozmywać, dzieci zniknęły, otworzyłam oczy. Obok łóżka, w fotelu siedział Amenadiel. Patrzył na mnie że zdziwieniem.
-Majaczyłaś przez sen. Mówiłaś coś o dwójce dzieci, wszystko w porządku?- zapytał z troską w głosie.
-Oczywiście, masz ochotę na gorącą czekoladę?- zapytałam i wysoczylam z łóżka z uśmiechem na ustach.
-Mozesz zrobić- powiedział brat Lucyfera- czy mogę Cię przeprosić? Muszę na chwilę wyjść i coś załatwić.
-nie ma sprawy, poradzę sobie, jestem już duża- zasmialam się i skierowałam w stronę kuchni.

*****
Onoskelis pov:
Nie mogę uwierzyć w to co wydarzyło się w mieszkaniu Lucyfera. Jestem taka szczęśliwa!! Aaawwwww!!! Znowu mam skrzydła, nogi, wyglądam jak człowiek! To takie świetne. Przyłapałam się na tym,że ciągle się uśmiecham. Mazikeen też to zauważyłam i zapytała:
-Jak myślisz, to sprawka tego małego diabełka w brzuchu Viki?
-Aniołka- poprawiłam dziewczynę- tak, wydaje mi sie, że to dziecko to zrobiło. Mhhhh ale skąd ma tyle mocy?
-Jak to skąd? To dziecko TEGO KTÓRY NIESIE ŚWIATŁO-zaśmiała się- chociaż, martwi mnie zachowanie Łucji po całym zdarzeniu.
-Łucji? Chyba Viki?
-To imię Viktorii z drugiego ziemskiego wcielenia. Gdy została zesłana na ziemię, rodzice dali jej imię Łucja- wyjaśniła Mazikeen- mhhh ale dlaczego użyłam tego imienia? Nie zdarzyło mi się to od dawna- Mazikeen pogrążyła się w swoich myślach. Też miałam zamiar to zrobić. Tęskniłam za Edmundem, tak bardzo chciałam go przytulić. Niestety nie mogłam długo pozostać w mojej krainie wspomnień. Zostałam z niej brutalnie wyrwana. Wpadłam na jakiegoś mężczyznę i padłam jak kłoda na ziemię. Zamknęłam oczy i chwilę tak leżałam, jednak nad moją głową usłyszałam znajomy głos:
-Wszystko w porządku?- otwieram oczy i widzę twarz bez której egzystencja była męczarnią. Patrzę na mężczyznę przede mną i widzę dezorientację w jego oczach.... Chyba mnie nie poznał, moje serce już ma rozpadać się na milion kawałków, gdy nagle słyszę ciche i niepewne:
-Onoskelis? To Ty? Moja ukochana to naprawdę Ty?- nie mogę wydusić z siebie słowa, zamiast tego kiwam głową. Mój ukochany Edmund bierze mnie w ramiona, wstaje i okręca nas kilka razy do okola własnej osi. Piszczę z radości, to nie może być prawda.....
-Kochany- mówię w końcu- to naprawdę Ty! Już nigdy więcej nie pozwolę mi Ciebie odebrać! Obiecuję, że będę Cię od dziś strzec, jak anioł stróż...

******
Mazikeen pov:
Co tu się do cholery odjebało? Najpierw akcja z fizyczną przemiana Elis, teraz pojawia się jej kochaś... Coś jest kurwa nie tak. Czuję to w kościach. Niechce przerywać tej ckliwej scenki, ale chyba jako jedyna myślę tutaj realnie:
-Elis, trzeba wezwać Lucyfera. Coś jest nie tak. Tylko On może się czegoś dowiedzieć- nagle po moim ciele przebiega nieprzyjemny deszcz. Wyczuwam demona. I to nie byle jakiego. Ta sucz znowu jest w mieście.
-Maze?- słyszę głos Elis- wszystko okay?- nic nie jest okay.
-Elis, zabierz Edmunda i wracaj do Viki. Czuję, że stanie się coś złego.
-Ale co?- dopytywała dziewczyna.
-Elis nie teraz. Lilith jest w mieście.....

Where is my wings?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz