Lucyfer wszedł do swojego mieszkania, nie mógł doczekać się spotkania z Viki. Nie widział jej cały dzień i bardzo tęsknił. Nie lubił się z nią rozstawać, zwłaszcza że nosiła ona pod sercem jego dziecko.
-Viki? Jesteś?- zapytał zaniepokojony Lucyfer.
-Cicho, ona śpi- powiedział Amenadiel wyłaniając się z sypialni- byłem z nią cały dzień, na chwilę musiałem wrócić na górę, a gdy wróciłem ona znów spała. Spokojnie, nic się nie dzieje, Viki jest trochę zmęczona wydarzenia dzisiejszego dnia mogły nią trochę wstrząsnąć.
-To wy już wiecie?- zdziwił się mężczyzna.
-O czym?- tym razem zdziwił się Amenadiel
-Uwolnikiśmy Edmunda, ukochanego Elis.
-To wspaniałe wieści- ucieszył się Amenadiel- ale nie wiedzieliśmy o tym. Lucyferze my mieliśmy tutaj trochę większy cud- zaśmiał się.
-Jak to? Co tu się wydarzyło?- zdziwił się Lucyfer, ale nie odezwał się słowem gdy starszy brat opowiadał mu co się wydarzyło i czego dokonała jego ukochana.
-To niemożliwe.... - Lucyfer chciał jeszcze coś dodać ale w tym momencie otworzyły się drzwi windy i do pomieszczenia weszli Belial, Angel, Maze, Edmund i Elis. Lucyfer spojrzał na siostrę i zapłakał- a więc to prawda.
-Lucyfer!- krzyknęła radośnie Onoskelis- spójrz na mnie! - dziewczyna uśmiechnęła się i pokazała bratu skrzydła.
-To niemożliwe, to cud- niosący światło był szczęśliwy. Cieszył się szczęściem siostry, serce rozpierała mu radość. Jednak chwila ta nie trwała długo, tę radość przerwał krzyk dochodzący z sypialni Viki i Lucyfera.
-To Viki!- krzyknęła Maze i pobiegła do sypialni. Viki krzyczała z bólu, wiła się na łóżku, i nadal miała zamknięte oczy.- Viki obudź się! Do cholery obudź się!
-Maze odsuń się- powiedziała Angel- ona będzie rodzić.
-Co? To za wcześnie- rzuciła Elis
-Viki jest w połowie aniołem, jej ciąża rozwija się inaczej niż ludzka. Poza tym to siódmy miesiąc. Amenadiel! Ciepła woda! Lucyfer ręczniki, Belial wyprowadź resztę do salonu. Nie potrzebujemy tutaj widowni- Angel wydawała rozkazy szybko i komunikatywnie- Maze pomożesz mi. Masz jeszcze swoje piekielne noże?
-Tak, ale po co Ci one?
-Przynieś je, będą potrzebne. Co z tą woda i ręcznikami!- po tych słowach mężczyźni przynieśli wszystko to o co prosiła anielica- Lucyfer wyjdź, Amenadiel zostajesz.
-Nie! To moja ukochana i moje dziecko- krzyknął Lucyfer
-Dlatego stąd wyjdziesz!
-Nie!
-Belial zabierz do stąd!- krzyknęła Angel, Belial chwycił brata i wyprowadził z pomieszczenia zamykając za sobą drzwi.
-Maze musisz rozciąć brzuch Viki, ona nie da rady urodzić. Jest nieprzytomna, trzeba je po prostu z niej wyjąć.
-Co?! Nie dam rady!- protestowała Maze.
-Musisz to zrobić, ja nie mogę tego zrobić, ostrza wykute w piekle wypalają skórę aniołów.
-A Viki? Ona jest w połowie aniołem....
-Ale chroni ją to, że jej dziecko jest w połowie demonem, pospiesz się bo ono się udusi, a Viki umrze!
Mazikeen spojrzała na Angel i Amenadiela, potem przeniosła wzrok na wijącą się Viki i powiedziała:
-Przepraszam za to co teraz zrobie. Angel, Amenadiel musicie ja przytrzymać- anioły chwyciły Viktorie w taki sposób aby Maze mogła swobodnie rozciąć jej brzuch. Dziewczyna zanurzyła ostrze wcielę Viktorii, a ta gwałtownie otworzyła oczy i krzyczała. Mazikeen nie przestawała ciąć ciała przyjaciółki, które momentalnie spowrotem się zrastało.
-Angel nie moge rozciąć jej skóry, ona ciągle się zrasta! Pomóż mi- anielica widząc to puściła Viktorie złapała ostrze razem z Mazikeen i zaczęły ciąć. Tym razem ciało poddało się ostrzu. Po chwili dziewczyny mogły wyjąć dziecko z brzucha Viktorii, ale to nie był koniec. Okazało się, że w dziewczynie były dwie małe istotki. Wszyscy pomylili się. Byli pewni, że Viki urodzi dziewczynkę, mieli na to dowód w postaci jej proroczych snów.
Angel wyjęła dziewczynkę o pięknych błękitnych oczkach, a Mazikeen, chłopca z oczach zielonych niczym pierwsze wiosenne liście.
Dzieci szybko zaczerpnęły pierwszego w ich życiu wdechu, nie płakały, po prostu głęboko odetchnęły. Amenadiel widząc to zaczął się modlić, Viki odzyskała przytomność. Ciało dziewczyny nagle samo zasklepiło ranę po której nie został ślad. Viktoria uśmiechnęła się i wyciągnęła ręce w stronę swoich dzieci, Angel i Maze podały noworodki matce.
-Lucyfer- powiedział Amenadiel wychodząc z sypialni, był cały zakrwawiony. Podszedł do brata i mocno go objął.
-Co się stało?- dopytywała Elis- Co z Viki?!
-Amenadiel powiedz coś!- krzyknął Lucyfer.
-Bracie, sam musisz to zobaczyć.- mężczyzna udał się do sypialni. To co tam zobaczył przeraziło go, wszędzie było pełno krwi, na podłodze leżały piekielne ostrza Maze całe we krwi. Lucyfer już miał przed oczami najgorszy scenariusz gdy nagle spojrzał na łóżko i zobaczył uśmiechniętą Viktorie trzymająca dwie małe istotki w ramionach.
-Lucuferze- Viki zwróciła się do ukochanego- to nasze dzieci.
Lucyfer podszedł do łóżka i spojrzał na chłopca i dziewczynkę. Noworodki miały zamknięte oczy, ale mimo to uśmiechnęły się gdy tylko Lucyfer zbliżył się do łóżka.
-Jak to możliwe? Przecież ..... Jaki jestem szczęśliwy!- mężczyzna pocałował ukochana w czoło i spojrzał na swoje dzieci. Nie mógł uwierzyć, że został ojcem tych małych istot....
CZYTASZ
Where is my wings?
FanfictionKontynuacja opowiadania "Take an Angel by the wings". Lucyfer w końcu odnalazł swoją ukochaną Viktorie i postanowił spędzić z nią wieczność. Jednak nie jest to takie proste jak wydawało się władcy piekieł. Bóg zsyła na Lucyfera nowe wyzwania i zmusz...