Kompletnie nie służyła mi zmiana strefy czasowej. Nie mogłam dojść do siebie, a w dodatku ciągle byłam zdenerwowana informacją, że dzielę mieszkanie z Aaronem. To nie był wielki dramat bo mieliśmy osobne pokoje i jedyne co nas łączyło to salon, kuchnia i łazienka, ale po tym niespodziewanym pocałunku dziwnie sie czuję patrząc na niego.
Marcos był zbyt bardzo zajęty papierami, aby przyjść i spytać nas o cokolwiek. Biedaczek mieszkał na początku ulicy w hotelu bez widoku na morze. Na serio tak traktowali opiekunów?
- Aż tak bardzo źle się czujesz? - usłyszałam. Obróciłam się w kierunku kanapy i zauważyłam, że szatyn uważnie mi się przygląda.
- No nie najlepiej. - mruknęłam.
- Pomogę zmienić ci opatrunek i gdzieś cię zabiorę.
Chciałabym zaprotestować, ale jego pomoc była niezbędna. Sama, nie dałabym rady posmarować rany, a tym bardziej przykleić plastra. Przyniosłam cały potrzebny ekwipunek i usiadłam na stole w kuchni, a Aaron stanął zaraz za mną.
- Jeśli cokolwiek będzie cię bolało, krzycz. - powiedział. Nawet oderwanie nie bolało tak bardzo, jak oczyszczanie rany i smarowanie mocną maścią na blizny. Piekło jak cholera, ale zacisnęłam mocno zęby i czekałam zniecierpliwością, aż chłopak skończy.
Przed wyjściem łyknęłam jedną tabletę przeciwbólową i popiłam colą, aby pewnie rozpuściła się w moim żołądku.
- Nie łykaj tyle tych tabletek na raz, bo kopniesz w kalendarz. - upomiał mnie.
- Nie robię tego z przyjemności. - odburknęłam. Między naszym apartamentem, a plażą było zaledwie trzysta metrów. I sądziłam, że tam właśnie pójdziemy, ale odbiliśmy w centrum Barcelony.
- Zauważyłem, że ostatnio nie jesteś zbyt bardzo rozmowna. - zaczął.
- Zawsze tego chciałeś.
- Nie chcę dla ciebie źle, zrozum to. - westchnął.
- Nie udawaj. - parsknęłam. - Po co to wszystko? Chcesz mnie przelecieć i wygrać zakład? No przyznaj się!
- Tak, właśnie tak. - sarknął.
Przez dłuższy moment szliśmy w ciszy. Gryzły mnie wyrzuty sumienia. Nie potrzebnie na niego naskoczyłam. To przecież nie jego wina, że mam okres, a on akurat zaczął się o mnie martwić.
- Przepraszam. - odezwałam się. - Trochę mnie poniosło.
- Zauważyłem.
Wydawało mi się, że bardzo ruszyła go wspominka o zakładzie. Bardzo tego nie lubił, co zresztą sam przyznał. Przepraszałam, przytulałam go, aż w końcu musiał mi wybaczyć i zrozumieć mój problem.
W końcu zatrzymaliśmy się w jakimś miejscu. Wszędzie było pełno turystów, a jeszcze więcej stoisk z pamiątkami. Podzieliłam się widokami na snapchacie i schowałam telefon do kieszeni. O ile dobrze się orientowałam, byliśmy na placu Katalońskim.
- I po co mnie tu zaciągnąłeś? - spytałam.
- Miałem cię zabrać na wypasioną kolację, ale chyba pomyliłem drogi.
To było do przewidzenia. Zrezygnowaliśmy z kolacji w restauracji i wracając wstąpiliśmy do supermarketu. Nasza kuchnia była wyposażona od stóp do głów, więc mogliśmy sami sobie coś ugotować. Dokupiliśmy kilka rzeczy i wróciliśmy do mieszkania. Aaron na samym początku deklarował swoją pomoc, ale teraz leży na kanapie i nic nie zapowiada się, aby przyszedł.
Gdy zamknęłam piekarnik i postawiłam na stole lasagne, Aaron pojawił się pierwszy. Był pierwszy i zjadł prawie połowę dania!
- To nie moja wina, że dobrze gotujesz. - fuknął.
- Komplement z twoich ust, jest jak miód. - zachichotałam.
Wieczorem w 'odwiedziny' wpadł Marcos. Był bardzo zszokowany wystrojem i metrażem naszego lokum. Gdy my mieszkamy na blisko 110m2, on musi zmieścić się na 64m2. Ale wyjdzie mu na to samo, bo jest sam. Flynn nie przyszedł bez celu, miał do mnie pewną sprawę, ale Aaron ciągle na nas zerkał.
- Macie się dobrze, więc pójdę już. Widzimy się jutro o 11. - powiedział starszy z mężczyzn i opuścił mieszkanie. Odczekałam pewną chwilę i oznajmiłam brunetowi, że idę na papierosa. Chciał mnie złapać, ale przypomniałam mu o regulaminie apartamentu.
- Punkt 12, nie wolno palić w żadnym z pomieszczeń, a taras to też pomieszczenie.
Marcos czekał na mnie przed budynkiem. Odeszliśmy pewien kawałek i usiedliśmy na murku tuż przy drugim z hoteli.
- Co powiedziałaś Juliet, że tak szybko do mnie przybiegła z przeprosinami? - spytał. Juliet, Juliet... Ach tak!
- Nic takiego. Po prostu powiedziałam jej, że jest kretynką skoro uwierzyła innym ludziom, a nie swojemu chłopakowi. - wzruszyłam ramionami.
Mój czas na papierosa się skończył. Pożegnałam się z mężczyzną przyjacielskim uściskiem i wróciłam do Aarona. Czułam, że chłopak jest bardzo podejrzliwy, ale to był już jego problem.
CZYTASZ
Rebelde
Teen FictionNie lubiłeś mnie bez powodu. Uprzykrzałeś mi życie, bo tak ci się podobało. Jednak jesteś moim przyjacielem i wskoczyłabym za tobą w ogień. Ale nie dlatego, że tak trzeba, ale dlatego, że mi na tobie zależy. Występuje podtekst "+18" Występują wul...