23

202 7 1
                                    

Wstałam pełna energii i nadzieji. Za względu na dzisiejszy lot, musiałam załatwić sprawę z dyrektorem. Moja rodzicielka nie była w zbyt dobrym homorze, ale czuję, że pogodziła się ze wszystkim i we wszystkim mnie wspiera.

- Jesteś na mnie zła? - spytałam siadając obok niej.

- Nie, ale bardzo mi smutno, że tak o mnie myślisz. Nie sądziłam, że sprawy tak daleko się potoczyły.

- Dziwne, że zrozumiałaś to dopiero teraz, kiedy tracisz jedno dziecko...- szepnęłam, a kobieta spojrzała na mnie przerażona. - Muszę już iść, do zobaczenia.

Przed bramą szkoły czekali na mnie moi przyjaciele. Na czele z Aaronem, ktory wyglądał na bardzo stęsknionego.

- A ty gdzie masz torbę, hm? - zagaiła Shay.

- Właśnie chciałabym wam coś oznajmić.

- Kurwa, ktoś umarł? - wtrącił się Joaquin.

- Wyjeżdżam. - mruknęłam. - Na stałe.

Nie cieszyli się, jak mogłabym przypuszczać. Byli bardzo smutni i jednocześnie zaskoczeni tym co powiedziałam. Przecież nikt nie spodziewał się, że posunę się do czegoś takiego, nawet ja sama. Aaron pobladł, a mi wydało się, jakby był przestraszony.

- Możemy pogadać? - wjąkał. Kiwnęłam głową i oboje odeszliśmy na pewną odległość.

- Dlaczego mnie okłamujesz i potajemnie całujesz się z Britney? - spytałam.

- Co proszę?! - wręcz krzyknął zaskoczony. - O czym ty do mnie mówisz?

- Ewidentnie byłeś to ty! - podniosłam głos, a w kącikach moich oczu zbierały się łzy.

- O nie, nie, nie... - fuknął. - Nigdy bym tego nie zrobił, bo cię kocham kretynko!

- Tak czy inaczej, muszę wyjechać. - mruknęłam pociągając nosem. To było nieuniknione. Szatyn mocno mnie przytulił i szeptał miłe słówka. Kurwa, jestem aż tak ślepa, żeby nie rozrożnić dwóch innych osób?! Wszyscy patrzyli na nas conajmniej jak na parę kretynów, ale tego można było się spodziewać. Nikt nie miał pojęcia, jak sprawy między nami się mają. Aaron towarzyszył mi całą drogę do gabinetu dyrektora. Twierdził, że skoro mają być to nasze ostatnie godziny razem, chce je wykorzystać jaknajlepiej.

- Co cię do mnie sprowadza Rivera? - zagaił dyrektor nawet na mnie nie spoglądając. Wnioskuję, że po ostatniej aferze woli ze mną nie rozmawiać.

- Wyjeżdżam i chcę załatwić kwestię testów. - rzuciłam chłodnym tonem. To, że jest dyrektorem nie oznacza, że mam do niego jakikolwiek szacunek. Na większy szacunek zasługuje dziwka niż on.

-No tak, bardzo mi przykro, że nas opuszczasz. - powiedział, ale więcej emocji ma Joa podczas walenia konia niż on. - Nie przejmuj się egzaminem, bo wygrałaś wiele konkursów i załatwię ci, że nie będziesz musiała do niego przystąpić.

- Aha, rozumiem. - burknęłam. - Dziękuję i jakby czasem coś musiało się zmienić, proszę dać mi znać.

Divine specjalnie urwał sie z lekcji, abyśmy spędzili trochę czasu razem. Ale moi przyjaciele również postanowili dotrzymać nam towarzystwa i całą ekipą wybraliśmy się na miasto.

- Nasze ostatnie piwo, siostra. - burknął Lukas spogladając na w połowie pełny kufel piwa.

- Nie przeżywaj. - fuknęłam. - Może uda mi się przylecieć na którąś część wakacji.

Shay ciagle narzekała, że zostawiam ją samą, jak Vico, ale prawda jest taka, że ona nie widzi świata poza moim bratem. Wszystko kręci się wokół niego.

Pożegnałam się ze swoją rodziną i nadszedł czas na przyjaciół. Joa i Shay za cholerę nie chcieli mnie wypuścić, nie mówiąc już o Aaronie. Wydawało się, że poleją się łzy.

- Pamiętaj, że cię kocham i czekam na ciebie. - szepnął mocno mnie przytulając.

- Nie przejmuj się strefą i dzwoń do mnie o każdej porze. Kocham cię Divine.

- Ja ciebie też, Rivera. - uśmiechnął się.

Zajęłam miejsce przy oknie i narzuciłam na głowę kaptur. Od tego momentu zaczynam nowe i lepsze życie. Bez żadnych zawirowań i nieporozumień.

RebeldeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz