1.Tajemniczy telefon.

373 23 14
                                    

Julia

Stoję nad grobem mamy i rozpamiętuję nasze najlepsze wspólne chwile.

Już nawet nie czuję łez ,które jeszcze przed chwilą, podczas pogrzebu, płynęły wodospadami po mojej twarzy rozmazując makijaż.

Niecały rok temu umarła nasza babcia Victoria ,a teraz śmierć zabrała nam naszą matkę.

-Julia musimy już iść. Jutro zakończenie roku musimy się przygotować.- mówi do mnie mój brat bliźniak Marcus.
Oprócz niego nie została mi żadna bliska rodzina.

Dziadek umarł zanim się urodziliśmy, babcia, tak jak mówiłam, zmarła niecały rok temu ,a teraz nasza mama również nie żyje.

Ojca i jego rodziny nigdy nie poznaliśmy. Matka zawsze nam powtarzała, że nie mógł z nami zostać z pewnych powodów, których nie chciała nam wyjawić.

Nadal nie mogę się pogodzić z myślą ,że nasza matka nie żyje z powodu jakiegoś pijaka.

Zginęła ona podczas wypadku samochodowego. Pijany kierowca wjechał prosto w samochód od strony kierowcy. Z powodu odniesionych obrażeń nasza matka zginęła na miejscu.

Nawet nie zauważyłam kiedy doszliśmy do naszego bloku.

Mieszkamy w dziesięciopiętrowym bloku na Manhattanie. Nasze mieszkanie znajduje się na piątym piętrze.

Za dwa dni mamy się z niego wyprowadzić, by iść do domu dziecka z racji ,że jesteśmy niepełnoletni. Mieszkanie zostanie sprzedane, a pieniądze pójdą dla państwa.

Kiedy weszliśmy do środka od razu udałam się pod prysznic. Zmyłam makijaż, który był już rozmazany płaczem i weszłam do kabiny prysznicowej.

Po szybkim ogarnięciu się i przebraniu w domowe ciuchy poszłam do kuchni. Zrobiłam sobie dwie kanapki z nutellą i szybko je zjadłam. Potem umyłam po sobie talerz.

Wchodząc do salonu usłyszałam jak mój brat z kimś rozmawia i jest wyraźnie zestresowany.

-Cześć... Już jutro?... O której mamy być gotowi?... Czyli mamy nie iść na zakończenie roku?... Okej rozumiem. Do zobaczenia jutro.- słyszę z rozmowy brata, a już po chwili słyszę jego krzyk. -Julia!!! Chodź tutaj!

-Nie musisz się drzeć człowieku.- mówię wchodząc do salonu.

-Musimy wyjechać. Spakuj się tylko i wyłącznie w te dwie torby co leżą na dnie twojej szafy.

-Dlaczego i gdzie mamy wyjechać?- pytam zainteresowana jego słowami.

-Jutro się dowiesz. Jedyna co ci mogę powiedzieć to iż ma to związek z naszym ojcem, a teraz leć się pakuj.- mówi poważnym tonem nienoszącym
sprzeciwu.

Po jego słowach poszłam do swojego pokoju się spakować.
Wyjęłam z dna szafy dwie ogromne torby. Spakowałam do nich moje wszystkie ubrania.

Wszystkie zmieściły się w jednej torbie, ponieważ nie było ich dużo.

Do drugiej torby spakowałam wszystkie moje książki(a mało ich nie jest), buty, rzeczy typu ręcznik, szczotka do zębów i inne drobiazgi, które ledwo się zmieściły.

W drugiej torbie znalazł się również mój laptop. Telefon wolę mieć schowany w kieszeni na wszelki wypadek.

Z pierwszej torby wyciągnęłam ubrania na jutro.

Po spakowaniu się przygotowałam się do spania i zasnęłam.

Leo

Siedzę właśnie przy stoliku Hefajstosa i jako ostatni dokańczam swoją kolację.

Ostatnio nie mam jakoś apetytu.

Właśnie dłubałem widelcem w moim spaghetti, kiedy do pawilonu jadalnego weszła Piper.

Byłem zaskoczony tym, że tu jest gdyż kolacja skończyła się już jakiś czas temu.

Zrozumiałem co ona tu robi dopiero kiedy podeszła do mojego stolika.

Wiem nie zabłysnąłem inteligencją.

-Leo wiem, że źle się czujesz z tym iż Kalipso nie żyje ale to nie twoja wina. Skąd miałeś wiedzieć o jej klątwie?- powiedziała żywo gestykulując rękami i siadając naprzeciwko mnie.

Tak, dobrze widzicie.

Kalipso jakiś miesiąc po tym jak wróciliśmy razem do Obozu Herosów zaczęła się źle czuć. Najpierw poszła do infimeri lecz kiedy dzieci Apolla nie potrafiły wyjaśnić jej złego samopoczucia udała się do wyroczni. Tam dowiedziała się o klątwie i to iż za dwa dni umrze.

I tak się właśnie stało.

-Ja się wcale nie załamałem.- mówię pewnym siebie głosem choć nie do końca wiem czy to prawda.

Szczerze mówiąc to od kiedy Kalipso nie żyje cały czas siedzę w bunkrze, jem mało i wychodzę z niego tylko na posiłki i w ważnych sytuacjach.

-Leo wszyscy się o ciebie martwimy. Cały czas mamy wrażenie, że nas unikasz. Powiedz mi kiedy ostatnim razem wyszedłeś z nami chociażby na szermierkę?-zapytała z wyraźnym smutkiem w głosie.

-No, ten byłem jakieś dwa miesiące temu?- powiedziałem niepewny tych słów.

Chyba naprawdę ostatnio mało czasu spędzam z przyjaciółmi.

-Od dzisiaj chodzisz na wszystkie zajęcia i spędzasz więcej czasu z nami. I nawet nie chcę słyszeć sprzeciwu.- powiedziała swoim magicznym głosem, który już nauczyłem się wyłapywać.

-Niech Ci będzie.-odpowiedziałem wiedząc iż Piper nie odpuści.

-Obiecaj na paluszek.- mówiąc to wyciągnęła mały palec prawej dłoni.

-Obiecuję.

Tuż po odejściu Piper zabrałem się za moje spaghetti, na które nagle miałem ochotę.

_______________________________

747

Cześć! Powracam i na pocieszenie z okazji nowego roku szkolnego publikuję to opowiadanie. Zawsze przed notatką będę pisać ilość słów w rozdziale. Co dwa-trzy tygodnie będą rozdziały(zależy jak się wyrobię). Jeżeli widzicie jakiś błąd ortograficzny, interpunkcyjny lub stylistyczny to piszcie w komentarzach, a ja to poprawię. Na razie to tyle.

Edit. Musiałam coś poprawić więc trochę się zmieniła końcówka rozdziału.

PS. Czy wam też kiedy chcecie napisać coś z Obozem Herosów to zamienia wam to na Obóz Koncentracyjny?

Anonymous

Drugoplanowa| Leo Valdez •wolno pisane•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz